#Malwina
- Wyglądasz na
zadowoloną – stwierdził Nikola znad kartonu, do którego pakował właśnie moje
książki. A przyznać trzeba, że było ich całkiem sporo. Może przez kilka
ostatnich lat nie byłam grzeczną dziewczynką, ale lubiłam zatracać się w dobrej
lekturze. Nikt nie bronił. W szczególności na odwyku, na którym spędziłam dwa
miesiące. Wtedy to właśnie książki uratowały mnie przed utratą zmysłów. Tam
było zbyt wiele cierpienia, które wlewało się również do mojego umysłu.
Wzruszyłam
ramionami, nie mogąc przestać się uśmiechać. Do torby sportowej wrzucałam swoje
ubrania. Dobrze wiedziałam, że tego typu odpowiedź – a raczej jej brak – nie
spodoba się Serbowi. Wrzucił kilka książek do kartonu, podszedł do mnie i brutalnie
zmusił, bym spojrzała mu prosto w oczu. Tak, ta brutalność ograniczyła się do
uniesienia mojej brody dwoma palcami.
- Stało się
coś? – Nikola przyglądał mi się uważnie, przekręcając przy tym głowę w zabawny
sposób. – Od kiedy cię spotkałem, jeszcze nigdy nie zdawałaś się taka…
szczęśliwa.
- Nie?
- Może za
wyjątkiem tego, jak byłaś pijana.
Nachmurzyłam
się nieco. Nie przypuszczałam, że będzie mi w dalszym ciągu to wypominać.
Upijam się tylko raz na jakiś czas, a przynajmniej od przyjazdu do Rzeszowa. Podobno
każdy człowiek ma prawo do rozrywki.
- Oj
przepraszam. – Siatkarz dźgnął mnie w bok. Znów zaczęłam się uśmiechać, a
Nikola wyglądał na zadowolonego. – Odpowiada mi ta radośniejsza wersja Malwiny.
- Fajnie –
mruknęłam prawie w jego usta. – Jeśli jednak chcesz mieć mnie w swoim domu już
dzisiaj, to lepiej się pospiesz. Sporo tego pozostało, a czasu coraz mniej.
Nikola
niechętnie się ode mnie odsunął i zabrał za dalsze pakowanie książek. Na
dłuższą chwilę zawiesił wzrok na granatowej okładce 50 Twarzy Greya. Kącik ust uniósł w dwuznacznym uśmieszku.
- Czytałaś to?
– Z każdą sekunda jego uśmiech stawał się coraz szerszy. Śmiechem wybuchnął
dopiero w chwili, gdy nieśmiało przytaknęłam. Nie wolno mi już czytać tego typu
książek? Przecież to nie zbrodnia.
- Och, już
chyba bym wolała żebyś pakował moją bieliznę – warknęłam, ze złością wrzucając
kolejne części garderoby do torby.
- A mogę?
Przewróciłam
oczami.
- Zapomnij.
#Zoe
- Zośka, gaz.
Ubieraj się.
Odwróciłam się
od zlewu, w którym stała cała fura brudnych naczyń, i spojrzałam na Malwinę.
Blondynka zmierzyła mnie wzrokiem i chwyciwszy za rękę, zaciągnęła do mojego
pokoju, po czym zabrała się za przeszukiwanie mojej szafy. W końcu wydała z
siebie tryumfalny okrzyk i rzuciła we mnie niebieską sukienką w kwiatki oraz
białym sweterkiem.
- Uhm –
mruknęłam, kiwając głową. – O co chodzi?
- Nie pytaj,
tylko ubieraj się, umaluj i chodź ze mną – odparła. Westchnęłam i chcąc nie
chcąc jej posłuchałam.
Przygotowanie
się nie zajęło mi dużo czasu – zaledwie piętnaście minut. Przez cały czas
błagałam Malwinę, żeby powiedziała mi, co się dzieje, ale ona pozostawała
nieugięta, cały czas powtarzając, że dowiem się w swoim czasie. Mrucząc coś pod
nosem, wsiadłam do jej samochodu. Jechałyśmy uliczkami Rzeszowa w kierunku
galerii Nowy Świat, a w końcu Malwa zatrzymała się pod blokiem, który wyglądał
znajomo. Bo przecież już raz tu byłam. Zamrugałam oczami, a blondynka tylko
rozkazała mi wyjść. Krótko po tym, jak zamknęłam drzwi auta, ona odjechała.
Śnieg sypał i
opadał na moje włosy. Wsunęłam dłonie do kieszeni i ruszyłam w stronę wejścia
do klatki. W drzwiach wyminęłam się z jakimś facetem, więc nie musiałam
naciskać domofonu. Jochen mieszkania nie zamknął, więc weszłam do niego po
cichu, przekręcając za sobą klucz. Delikatnie stąpając po miękkim dywanie,
skierowałam swoje kroki do kuchni, z której dobiegał nieziemski aromat.
- Dzień dobry
panu – powiedziałam, wsunąwszy głowę do środka. W zasadzie od wczoraj się
prawie nie widzieliśmy, bo ja nocowałam u Malwiny, kiedy wróciłam, jego nie
było, a później, gdy przyszedł z treningu, ja poszłam do swojej szkółki.
- Och. –
Niemiec poskrobał się po głowie, chyba zaskoczony moim wczesnym przybyciem. –
Już jesteś?
- Też się
cieszę, że cię widzę – mruknęłam, unosząc jeden kącik ust w górę. – Pomóc?
- Nie, nie –
powiedział, gwałtownie gestykulując rękami. – Ja już kończę.
Uwielbiałam
spaghetti. Moja mama często robiła je na obiad z pysznym sosem własnej roboty.
Miałam przyjemność kosztować tej potrawy również w wielu restauracjach, ale
nigdzie nie była taka pyszna jak właśnie u mamy. Nigdy się z taką nie
spotkałam. Aż do teraz. Sos Jochena, który oczywiście sam przyrządził,
przywodził mi na myśl mój rodzinny dom. Siedzieliśmy przy stole, na którym
ciepłym płomykiem jaśniały świece, i delektowaliśmy się swoją obecnością,
kosztując jej cały czas po odrobinie. Założyłam nogę na nogę, uśmiechając
się wdzięcznie do Niemca. Jego tęczówki błyszczały w słabym świetle, a ich
spojrzenie przyprawiało mnie o szybsze bicie serca.
#Malwina
W prawdzie nie
miałam zielonego pojęcia co ten Josiek Szłeps kombinował, ale skoro chciał bym
dostarczyła Zoe do jego domu – rola posłańca wcale mi nie przeszkadzała. Miałam
przynajmniej okazję przejechać się wypasionym samochodem Nikoli, który pożyczył
mi niechętnie. Mocno niechętnie. Według niego kobiety chyba nie najlepiej
sprawowały się za kółkiem. Ja wiem, że nie jeździłam przez ostatnich
kilkanaście miesięcy, ale tego przecież się nie zapomina. Poza tym ten samochód
prawie sam jeździł! Siedzenie za kierownicą było czystą przyjemnością.
Powracając do
swojego mieszkania (prawdopodobnie ostatni raz) miałam nadzieję, że Nikola nie
zdążył jeszcze niczego zmajstrować. Chociaż mogłam się po nim już wszystkiego
spodziewać. Przez blisko dwie godziny nie mógł sobie darować podtekstów
dotyczących czytania książek pokroju Greya.
Próbowałam jakoś ukrócić jego fantazje. Niestety każde, kolejne słowo zdawało
się być coraz gorsze.
- Ale na serio
nigdy nie myślałaś o tym, by czegoś podobnego spróbować? – Zapytał, szczerząc
się przy tym radośnie, kiedy ustawialiśmy kolejne kartony pod ścianą w
przedpokoju. – No przecież musi cię kusić, prawda?
- Nawet jeśli,
to nie twoja sprawa – odparłam, obrzucając siatkarza mrocznym spojrzeniem. –
Jakie to szczęście, że nie będziemy dzielić jednej sypialni.
- Kto ci tak
powiedział?
Uniosłam brew.
W prawdzie nie rozmawialiśmy do tej pory, ale nie przypuszczałam, by Nikola
chciał się spieszyć. Właściwie, to zaczynałam traktować go w swoich
kategoriach. Niepotrzebnie sądziłam, iż myślimy w taki sam sposób. Owszem,
spaliśmy już w jednym łóżku i było to całkiem miłe wspomnienie, ale wtedy byłam
nieco pijana.
- Nikola, no
przecież nie przeprowadzam się by z tobą sypiać – mruknęłam, wbijając wzrok w
panele podłogowe. Serb z całą pewnością źle odczytał moje emocje, bo
natychmiast znalazł się obok i mocno mnie przytulił.
- Musisz
przestać myśleć o sobie w ten sposób. Jesteś fantastyczną dziewczyną, której
nie chce się tylko przelecieć. Jedna noc to dla mnie zdecydowanie za mało. –
Zaśmiał się, parszywy złośliwiec. Wbiłam mu palec w żebra. – Och, no
przepraszam, ale ten twój brak pewności siebie zaczyna mnie zadziwiać. Do tej
pory uważałem ciebie za twardą dziewczynę i w dalszym ciągu to szanuję, bo
wiem, że w głębi serca taka jesteś.
Jego dłoń
powędrowała na moją klatkę piersiową. Byłam prawie pewna, że nie chodzi mu
wcale o wyczucie bicia mojego serca. Ponownie zmroziłam go spojrzeniem,
odsuwając się nieznacznie.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
– Pięknie się uśmiechnął, to wybaczyłam. – Ale uwierz mi, że jesteś fantastyczną
dziewczyną, którą po prostu chce się ko… - zamilkł na krótką chwilę. –
Przytulić.
Ponownie
znalazłam się w silnym uścisku jego ramion. Nikola był w stanie zapewnić mi
wszystko, czego chciałam – bezpieczeństwo. Tak, rzeczywiście, nie mam zbytnio
wygórowanych wymagań. Cieszyłam się również, że nie powiedział tego, co
prawdopodobnie miał na myśli. Chciał mnie pokochać? O Panie! Lepiej, żeby tego
nie robił.
- Czy możemy
kontynuować? Bo jak tak dalej pójdzie, to do jutra się nie przeprowadzę.
Nikola nachylił
się i delikatnie musnął moje wargi. Nie zamierzał pytać o pozwolenie. Ja już
prawie należałam do niego, co – o dziwo – jednak zaczynało mi się podobać.
#Zoe
Z każdym
wypowiedzianym przez niego słowem robiło ni się coraz bardziej gorąco, a oddech
stawał się cięższy. Przełknęłam ślinę, kiedy podniósł na mnie wzrok. Na ustach
miał zniewalający uśmiech, przez który serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
Odłożyłam na blat lampkę z winem.
- Zo, czym dla
ciebie jest seks? - zapytał nagle. Najpewniej spłonęłam rumieńcem, szukając
punktu, w którym mogłabym zaczepić swój wzrok. Byle tylko nie jego oczy!
- Nie wiem -
wyjąkałam, wgapiając się w swoje paznokcie. - Aktem nieświadomości,
przyjemnością fizyczną... - dorzuciłam niepewnie po chwili. Wiedziałam, że w
tej chwili czyta ze mnie jak z otwartej książki.
- Nigdy nie
robiłaś tego z kimś, kogo naprawdę kochałaś? - spytał. Niechętnie pokiwałam
głową, tłumacząc, że nie miałam na to okazji, i drgnęłam, gdy opuszkiem pałac
dotknął mojej ręki. - Wielka szkoda.
- A ty, Jochen?
- obruszyłam się, chowając dłonie pod stołem. - Ile już kobiet w swoim życiu
kochałeś? - Podniosłam na chwilę wzrok, żeby dostrzec nonszalancki uśmiech
zdobiący jego twarz.
- Niezależnie
od tego, Zo, mogę ci przysiąc, że wiem, co to miłość - powiedział, odchylając
się do tyłu na krześle. - A seks z miłości jest najpiękniejszym możliwym
przeżyciem, jest dawaniem sobie szczęścia, łączeniem się, zespalaniem - nie
tylko w jedno ciało, ale i duszę. Masz sos na nosie.
Porwał leżącą
na stole chusteczkę i pochylił się nad stołem, żeby chichocząc, zetrzeć
nieproszonego gościa z mojej twarzy. Doskonale wyczułam moment, kiedy zatrzymał
palce dłużej na moim policzku, a kciukiem musnął wargę, która momentalnie
zadrżała. Przymknęłam oczy i ku jego zaskoczeniu zerwałam się z miejsca.
Intuicyjnie odnalazłam jego sypialnię. Zatrzymałam się na środku pomieszczenia,
mrugając oczami i dając im szansę ma przyzwyczajenie się do ciemności, po czym
odwróciłam się z powrotem w kierunku drzwi. Jochen opierał się swobodnie o framugę,
patrząc na moją rozpaloną twarz. Trzęsłam się jak osika, a on tylko się
przyglądał. Rozłożyłam ręce i wymusiłam uśmiech, który przyszedł z trudem przez
moje zniecierpliwienie.
- Proszę
bardzo - rzuciłam cicho. - Jestem twoja.
Podszedł do
mnie powoli i chwycił moje dłonie, którymi starałam się szybko i nieudolnie
rozpiąć guziki mojego delikatnego, białego sweterka. Uniósł je do ust i
pocałował, po czym sięgnął ręką za moją głowę i rozpuścił mi włosy.
- Nie śpieszmy
się, Zo - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam, jak miękną mi
kolana. - Tu nie ma miejsca na pośpiech.
Moje
rozgorączkowanie nagle się gdzieś ulotniło. Jochen usiadł na łóżku i pociągnął
mnie na swoje kolana. Musnął ustami moją szyję, a ja zaśmiałam się cicho, bo
jego oddech łaskotał moją skórę. Ujęłam twarz Niemca w swoje małe dłonie i
oparłam czoło na jego czole, patrząc mu prosto w oczy.
- Daj mi to
szczęście.
Poznawaliśmy
się powoli, bez pośpiechu, bo tu na pośpiech miejsca nie było. Przysiadłam na
stopach, wstydliwie próbując zakryć ciało rękami przed krępującym spojrzeniem
Jochena. Chwycił mnie za nadgarstki i odciągnął moje dłonie, kręcąc głową, po
czym przejechał palcami po moich ramionach. Westchnęłam.
- Idealna -
stwierdził.
Każdy dotyk,
zetknięcie się ze sobą dwóch rozpalonych ciał, każdy dreszcz podniecenia, każde
spotkanie spragnionych siebie warg, przygryzienie skóry, westchnienie, każdy
subtelnie zaznaczony, wilgotny skąd, jęk rozkoszy - wszystko to było drogą z
profanum do swoistego sacrum, podczas której straciliśmy to, co było zbędne, a
wszelkie bariery zostały zdegradowane. Zostaliśmy tylko my dwoje w naszym
intymnym, hermetycznym świecie, do którego nikt nie miał wstępu.