27 czerwca 2013

14 - Kiedy nasze światy się zderzają



#Zoe
Wcale nie było tak źle, jak podejrzewałam po zadaniu przez Jochena pytania. Igła chyba pomyślał i o tym, bo nakazał Dominice wziąć tablicę, na której się rysuje magnesami, a potem wszystko zmazuje. Ach, nie ma to jak porozumiewanie się pismem obrazkowym! Przydałyby się jeszcze piramidy, faraonowie i piasek dookoła. Właściwie to przez kilka miesięcy oboje zdążyliśmy się nauczyć niektórych zwrotów w języku polskim, więc nasze rozmowy z młodymi Igiełkami nie były takie straszne. Aczkolwiek kiedy wreszcie oboje poszli spać, odetchnęłam z ulgą (zapewne z radości, że nie nawaliłam) i napisałam do Igły sms-a, że nie musi przyjeżdżać, bo dzieciaki mogą zostać tu do rana. Dla mnie to nie stanowiło problemu.
- Zoe? – usłyszałam, kiedy cicho opuściłam łazienkę. – Chodź tutaj.
Stąpając powoli na palcach, podeszłam do Niemca, który rozłożył się już na kanapie. Dziś mieliśmy spać tu, bo dzieci oblegały mój pokój. Wdrapałam mu się na kolana i oparłam czoło na jego obojczyku.
- Musimy porozmawiać – stwierdził, bawiąc się materiałem mojej jedwabnej pidżamki. Zaśmiałam się i podniosłam głowę, patrząc w jego zielone oczy.
- Daj spokój. Morałów chyba prawił nie będziesz, prawda?
Kąciki ust delikatnie uniosły mu się w górę, ale był to gest niemal niedostrzegalny.
- Nie, nie będę. Tylko chcę ci powiedzieć, w co się pakujesz. – Zmrużyłam oczy, bo zabrzmiało to dla mnie jak groźba. – Bywam wkurzający, zazdrosny, uparty, a oprócz tego ciężko będzie się mnie pozbyć, bo dość łatwo się przywiązuję. Dodatkowo będę cię pilnował w dzień i w nocy, żebyś nie robiła żadnych głupstw, nawet wtedy, gdy będziesz zapewniała, że wszystko w porządku. Poza tym...
- To twoje przemówienie chyba jednak ma na celu zanudzenie mnie – powiedziałam, przerywając mu. – Ja i tak już wybrałam, mojej decyzji nie zmienisz. No, chyba że chcesz się mnie pozbyć.
Parsknął śmiechem, a ja zatkałam mu usta dłonią, sycząc, żeby nie obudził dzieci. Okręcił sobie pasmo moich włosów wokół palca i wsunął drugą rękę pod materiał mojej bluzki.
- Zo, jeśli ktoś miałby tu chcieć się kogoś pozbyć, byłabyś to ty. W końcu to twoje mieszkanie. A ja tu jestem z własnej woli. Nieprzymuszonej – wymruczał, przygryzając płatek mojego ucha. Zadrżałam mimowolnie i cicho westchnęłam.
- Mógłbyś jakiś dowód dać, czy coś...
Chwycił mnie za nadgarstki i w jednej chwili przytwierdził do kanapy. Zawisł nade mną, a jego usta niespodziewanie zmiażdżyły moje. Wyswobodziwszy ręce, objęłam nimi Jochena za szyję i przylgnęłam do niego, spragniona pieszczot jak sucha ziemia wody. Było mi gorąco i ledwo oddychałam pod ciężarem Niemca, ale nie miałam zamiaru zmieniać biegu wydarzeń. W przeciwieństwie do małej Dominiki.
- Zoe? – Dziewczynka, przecierając oczy, podeszła do naszej kanapy. W mgnieniu oka oderwaliśmy się od siebie z nadzieją, że Igła nie oskarży nas drugi raz o demoralizowanie jego złotek. Dominika wskazała rękami na swój brzuch. Oho, chyba była głodna. O jedenastej w nocy.
Niechętnie wstałam i wzięłam ją za rękę, prowadząc do lodówki, żeby mi pokazała, co chce zjeść. Ach te małe dzieci. Potrafią zaskakiwać.

#Malwina
Dalsza droga do mojego mieszkania upłynęła nam w milczeniu. Zdawało się, że oboje pogrążeni jesteśmy we własnych myślach. O dziwo nie przeszkadzała mi ręka Nikoli, którą obejmował mnie w talii tak, że szłam wtulona w jego bok. Co jakiś czas zadzierałam głowę, by spojrzeć na siatkarza. Oddałabym wszystko za zapoznanie się chociaż z małym procentem jego myśli. Nie chciałam pytać. Nie mogłam okazać się jedną z tych wścibskich dziewczyn, które muszą wiedzieć dosłownie wszystko.
Wchodząc do mieszkania nieco się odprężyłam. Tutaj Nikola nie mógł mi już zagrozić skakaniem z mostu, czy też rzucaniem się pod koła samochodu. Posłałam Serbowi nieśmiały uśmiech, którego o dziwo nie odwzajemnił. Zrobiłam coś nie tak? Bez słowa zajął miejsce na kanapie, uprzednio rzucając swoją sportową torbę w kącie. Ponownie miałam ochotę sięgnąć po telefon i napisać do Zoe. Ona w tej chwili zdawała mi się jedyną osobą, która zrozumiałaby dziwne zachowanie siatkarza. Powstrzymałam się. Z całą pewnością miała teraz zupełnie inne sprawy na głowie. Musiałam ze swoim problemem uporać się sama.
- To zrobię tą czekoladę – mruknęłam cicho zdając sobie sprawę, iż stanie na środku salonu i przyglądanie się Nikoli, nie ma właściwie większego sensu. Ledwo zauważalnie skinął głową. Pod nosem mruknęłam kilka przekleństw.
Jaka czekolada jest najlepsza? Z całą pewnością nie taka z torebki, którą wystarczy zalać gorącą wodą. Ona nie ma odpowiedniego smaku. Właściwie, to jest mdła i nie da się jej pić. Z lodówki wyciągnęłam więc karton mleka oraz tabliczkę mlecznej czekolady. Sięgnęłam po garnuszek, do którego najpierw wrzuciłam kilka kostek, aby się stopiły. Dopiero później dolałam mleka. W oczekiwaniu, aż wszystko razem się zagotuje, zajrzałam jeszcze do lodówki, by odszukać bitą śmietanę. Skrzywiłam się. No dobra. Taka zrobiona przeze mnie byłaby znacznie lepsza. Niestety nie miałam na to ochoty, ani czasu.
- Kuźwa! – Krzyknęłam widząc, że moja czekolada w połowie wykipiała na kuchenkę. Tak się skupiłam na tej bitej śmietanie, aż zupełnie zapomniałam o garnku, który stał na palniku.
Do pomieszczenia wpadł – dosłownie wpadł – Nikola. Wyglądał na nieco zaniepokojonego. Machnęłam ręką. Przecież nic się nie stało. Będę musiała przygotować wszystko od nowa, ale to nic takiego. Chwyciłam garnek z zamiarem wylania jego zawartości do zlewu.
- Zwykła herbata też może być – szepnął Nikola, zanurzając nos w moich włosach. Drgnęłam niespokojnie. Musiał to poczuć, ale się nie odsunął. Wręcz przeciwnie. Jego wielkie dłonie spoczęły na moich biodrach. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza czując, że to wszystko zmierzać będzie w jednym kierunku. Nie mogłam mu na to pozwolić… Mogłam? Odwróciłam się niepewnie.
- Nikola, ja…
- Ćss – Palec wskazujący położył na moich spierzchniętych wargach. – Po prostu herbata.
- Ale myślałam, że masz ochotę na czekoladę – pewność siebie powoli do mnie wracała. – Więc jeśli chcesz się jej napić, to się odsuń.
- A jeśli nie chcę, bo mam ochotę na coś innego?
Uniosłam w górę brew, patrząc Nikoli prosto w oczy. Jego spojrzenie zdawało się mówić: Nie chcę głupiej czekolady! Chcę ciebie! Ach tak?

#Zoe
Dominika jadła przy stole kanapki, które jej pospiesznie przygotowałam, a ja i Schöps siedzieliśmy na kanapie, mierząc się spojrzeniem średnio co pięć sekund. Na twarzy miałam pokaźny rumieniec, a klatka piersiowa unosiła mi się i opadała strasznie szybko. Widział doskonale moje zachowanie i uśmiechał się pod nosem.
- Napijesz się herbaty? – zapytałam w końcu, chcąc przerwać tą niezręczna ciszę. Pokiwał głową, nie przestając się uśmiechać.
Dominika uwiesiła się jeszcze na mojej szyi, powiedziała „dziękuję”, ucałowała mnie w policzek i wróciła do łóżka, natomiast ja zaparzyłam herbatę i odwróciłam się, by z kubkami w dłoniach ruszyć w kierunku Jochena. Bo przecież nie spodziewałam się, że on będzie stał tuż za mną, a ja uderzę w jego tors i obleję się wrzątkiem. No pewnie.
- Ała! – syknęłam i upuściłam naczynia na podłogę. Skóra na brzuchu już zaczynała mnie piec, a Niemiec stał i patrzył się na mnie jak ostatni debil. Spojrzałam na niego wzrokiem, którego morderca by się nie powstydził.
- Zdejmij koszulkę, bo...
- Wiem przecież, idioto! – krzyknęłam, starając się drżącymi rękami złapać mokry materiał bokserki. Jochen, widząc, że mi to nie wychodzi, własnoręcznie mi pomógł, więc po chwili stałam przed nim już odziana tylko w spodenki, biustonosz i wszechogarniające mnie wkurwienie, potęgowane jego rozanielonym wzrokiem utkwionym w moich cyckach. – Posprzątaj to – warknęłam do niego i ruszyłam do łazienki. Wytarłam się i zarzuciłam na siebie niebieską koszulą.
- Zoooo, przepraszam – usłyszałam, gdy tylko wsunęłam się z powrotem pod kołdrę. Splótł moje palce ze swoimi i uśmiechnął się w taki sposób, że zmiękło mi serce. Przez chwilę patrzyłam na w jego oczy, a potem obróciłam się do niego plecami.
- Odczep się – powiedziałam. Nie protestował, ale jego ręka spoczęła na mojej talii, a oddech muskał swoim ciepłem mój kark. Westchnęłam cicho. Chyba domyślałam się, co mu chodzi po głowie, bo dłonią zaczął natrętnie muskać materiał mojego stanika. – Jochen, dzieciaki są za ścianą. Nie gorszmy ich jeszcze bardziej.
Parsknął śmiechem, a ja obróciłam się w jego stronę, nic nie pojmując.
- Ależ Zoe, ja nie zamierzam nic z tobą robić – powiedział, całując mnie w czoło. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Jak to? – sapnęłam, czując jego palce na swojej piersi.
- Normalnie. Będę tylko cię męczył, wzbudzał pragnienie, a potem zostawiał samą z własnymi myślami i niezaspokojonym pożądaniem.
Zbladłam, jednocześnie zagryzając wargę.
- No żartuję – rzucił, na co odetchnęłam z ulgą, ale pomiędzy tym dźwiękiem pojawił się jeszcze cichy jęk, bo jego palce buszowały w moim biuście. – Ale jeszcze chwilę poczekasz.

#Malwina
Siedzieliśmy na kanapie w moim salonie, a rozmowa jakoś tak niespecjalnie nam się kleiła. W dalszym ciągu nie byłam w stanie pojąć tego dziwnego zachowania Nikoli. Najpierw mi się odgraża, że ma zamiar skoczyć z mostu do lodowatej rzeki, a później milczy. Do tego jeszcze chwilę wcześniej stwierdza, iż zależy mu na nim. Niby jakim cudem doszedł do takiego wniosku? To chore i całkiem logiczne, że się o niego zmartwiłam. Chciał przecież skoczyć, debil!
- O czym myślisz? – Zapytał Serb, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzałam prosto w jego oczy, w których czaiło się rozbawienie. Nie no, serio? On zmienia swoje nastroje zdecydowanie częściej niż przeciętna kobieta. Prychnęłam cicho, maczając wargi w stygnącej czekoladzie. Przyznać trzeba, że wyszła mi całkiem nieźle.
- Nie twoja sprawa.
- Och, obraziłaś się na mnie? – Nikola uniósł z rozbawieniem brew. Na stół odstawił swój kubek, który był już chyba pusty. – Malwinko, no ja przecież nie chciałem. Znaczy… no wiesz. Nie miałem na celu ciebie straszyć.
Zabawne. On na serio myślał, że ja się ciągle o to gniewam. Oczywiście mocno mnie wkurzył i ostatnimi czasy jakoś w ogóle nie miał okazji zaplusować, ale na serio nie potrafiłam się obrażać na kogoś takiego jak Nikola. Nadrabiał przecież pięknym uśmiechem, poczuciem humoru oraz dobrymi manierami. Do tego był jedną z nielicznych osób, które darzyłam prawdziwym zaufaniem. Prócz niego na tej liście znajdowała się Zoe z Agnieszką. Zmrużyłam powieki kalkulując sobie w myślach, kiedy to ta rudowłosa małpa planuje znów do mnie przyjechać.
- Malwina. – Nikola dźgnął mnie w bok, przez co o mały włos nie przywaliłam mu łokciem w nos. Ot taki odruch bezwarunkowy. Na całe szczęście siatkarz w porę się odsunął. – No dobra, chyba sobie na to zasłużyłem – mruknął ze smutkiem w głosie.
- Boże, widzisz i nie grzmisz – westchnęłam po polsku, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Po pierwsze, to się nie dźga mnie w bok i nie łaskocze. Po drugie już mówiłam, że się wcale na ciebie nie obraziłam.
- Więc czemu nie chcesz podzielić się swoimi myślami?
- Bo nie są one twoją sprawą.
Znów cisza. Kiedy zaczęła przedłużać się aż do dziesięciu minut, chwyciłam za pilot od telewizora i nastawiłam kanał muzyczny. Przy okazji zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Żadnych nieodebranych wiadomości, maili, czy połączeń. Jak tak dalej pójdzie, to tej pracy w życiu nie znajdę. Nerwowym gestem przeczesałam włosy palcami. Unosząc spojrzenie zorientowałam się, iż Nikola bacznie mi się przygląda. Oblizałam wargi czując, że sytuacja znów zmierza w niewłaściwą stronę.
- To przeze mnie się martwisz – stwierdził, przysuwając się nieznacznie. – Nie możesz zaprzeczyć.
- Nie mogę.
- Dlatego zgodzisz się przyjąć moją propozycję.
Wpatrywałam się teraz w Serba z otwartymi ustami. Z całą pewnością nie wyglądałam zbyt inteligentnie.
- Przeprowadzisz się do mnie. Nie będziesz musiała już martwić się opłatami za mieszkanie oraz brakiem pracy, a przy okazji uspokoisz moje sumienie.
- Że co proszę?!

20 czerwca 2013

13 - gdziekolwiek ta noc mnie zabierze jak pasażera na gapę



#Malwina
Kolejne cztery dni upłynęły mi na wysyłaniu podań o pracę. Byłam zdesperowana – jak to ładnie Zoe postanowiła ująć podczas naszego wczorajszego spotkania. No cóż. Nie mogłam jej przecież nie przyznać racji. Byłam cholernie zdesperowana, a co gorsza telefon uparcie milczał. Na skrzynkę mailową również nie przychodziło nic, za wyjątkiem reklam. Za każdym razem głośno przeklinałam ten idiotyczny spam, który robił mi nadzieję, że jednak się udało.
Zamknęłam przeglądarkę internetową w moim telefonie, krzywiąc się nieznacznie. To wszystko nie tak miało przecież wyglądać. Powinnam w dalszym ciągu mieć pracę, cieszyć się, że niedługo wracam do Szczecina i wszystko jakoś samo się ułoży. A nic, kuźwa, nie szło po mojej myśli. Obiecałam sobie również, że nie ulegnę już Nikoli i nie zgodzę się na spotkanie z nim. Powtarzałam niczym mantrę: Nie lubisz Nikoli. Nie będziesz z nim rozmawiać. Nie pójdziesz na żaden mecz już NIGDY! Teraz w prawdzie Resoviacy mieli jeszcze dwa dni do kolejnego meczu ligowego, ale ja już siedziałam na Podpromiu, nerwowo zagryzając dolną wargę i skubiąc skórki przy kciuku. Drgnęłam niespokojnie widząc, że jakaś duża postać się do mnie zbliża. Takiego to trudno nie zauważyć. Pojawiłam się na hali w połowie treningu, do tego zajęłam miejsce niemalże na samym szczycie trybun. Nie chciałam rzucać się w oczy. Niestety Nikola Kovacević należy do bystrych osób, którym praktycznie nic nie jest w stanie umknąć.
- Ukrywasz się przede mną? – Zapytał, zajmując miejsce obok mnie. Zupełnie nie potrafię wytłumaczyć mojego irracjonalnego zachowania w tej chwili. Na policzki wkradł się szkarłatny rumieniec, a serce gwałtownie przyspieszyło. W odpowiedzi na jego pytanie, nieśmiało pokręciłam głową.
- Nie chciałam wam przeszkadzać – oznajmiłam, siląc się na spokojny ton. – Poza tym z góry wszystko lepiej widać.
- No nie wiem – mruknął Nikola, przyglądając mi się uważnie. W myślach niemalże błagałam go, by nie rozpoczynał jeszcze naszej poważnej rozmowy, na którą naprawdę nie miałam ochoty. Niestety. Czytanie w moich myślach nie szło mu najlepiej. A mówiąc szczerze, to zupełnie na odwrót. – Żałuję, że wcześniej nie mieliśmy dla siebie czasu, ale trener nas trochę ciśnie.
Pokiwałam potakująco głową czując, że krew powoli odpływa z mojej twarzy. Nikola dalej mówił, ale już nie byłam w stanie skupić się na jego słowach. Miałam dużo czasu na przemyślenia. Całe dnie praktycznie spędzałam w domu przed telewizorem z pudełkiem lodów czekoladowych. Podjęłam kilka prób dodzwonienia się do Dominika. Telefon uparcie milczał. Nie zależało mu na mnie. To stało się bardziej niż oczywiste. Do tego słowa Zoe każdego dnia echem odbijały się w głowie.
- Malwina, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Serb ścisnął moją dłoń sprawiając, że znów drgnęłam niespokojnie. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i poprosiłam by streścił to, o czym mówił przez ostatnich kilka minut. – Jesteś fantastyczną dziewczyną. Musisz mi uwierzyć, że nie interesuje mnie twoja mroczna przeszłość, bo przecież każdy popełnia błędy. Nie powinnaś też wybierać mi odpowiedniej kandydatki na dziewczynę. Potrafię sam o siebie zadbać.
W głosie Kovacevicia wyczuwam chłód i irytację. O mamo! Czyżby aż tak bardzo mój telefon go zdenerwował?
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko daj się zaprosić na gorącą czekoladę.
- A może wpadniesz na czekoladę do mnie? – Odzywam się, zanim udaje mi się ugryźć w język.

#Zoe
- Zo! Jestem!
- Serce me się raduje.
- To ironia?
- Ależ skąd.
I mówiłam prawdę. Całkowicie prawdziwą prawdę, tak jak prawdziwe było to, że śnieg jest biały a Ignaczak nadpobudliwy, tak prawdziwe były moje słowa. A że Jochen odczytał je jako ironię, to już jego sprawa – ja się nie zamierzałam tym zajmować, bo stałam w bardzo krótkich spodenkach i meczowej, zasłaniającej owe spodenki koszulce Niemca przy zlewie kuchennym i zmywałam naczynia. I co z tego, że go prowokowałam? Może się nawet teraz na mnie rzucić. Ja się nie obrażę.
Usłyszałam szelest kurtki odkładanej na wieszak, dźwięk butów zderzających się z podłogą, kroki, ciche westchnienie, kolejne kroki, no i wtedy właśnie poczułam jego oddech na swoim karku i zobaczyłam ręce, którymi się oparł na jasnym kuchennym blacie po obu stronach moich bioder.
- Zoe Moretti...
- Mhm?
- Weź przestań kusić – poprosił. Czułam ciepło bijące od jego torsu i uśmiechnęłam się szeroko. Wygięłam plecy w łuk, objęłam Jochena za szyję, opierając czubek głowy na jego klatce piersiowej, i spojrzałam mu w oczy, chichocząc.
- To się skuś – powiedziałam. Nie mogłam do końca sprecyzować, jaką miał minę, bo widziałam jego twarz odwróconą. Pewna byłam tylko tego, że jego usta zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do moich, delikatnie się o nie otarły, a później odsunęły. Pisnęłam zaskoczona i przytrzymałam się blatu kuchennego, by zachować równowagę, bo Jochen cofnął się. Spojrzałam na niego.
- Odwdzięczam się – powiedział i ukłonił się, wychodząc z pomieszczenia.
Widziałam jego śmiejące się oczy i szeroki uśmiech, przez co miałam ochotę pójść za nim i udusić go gołymi rękami, ale postanowiłam zachować swój honor i nie odzywać się do niego. Zaszyłam się w swoim pokoju z książką i postanowiłam olewać wszystko, co dotyczyło Niemca. No ale żeby to było takie łatwe...
W gruncie rzeczy nie spodziewałam się tego. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, w ogóle mi nie przyszło do głowy, że akurat on się stanie dla mnie kimś... bliższym. I że zacznie mnie pociągać (bo zdecydowanie tak było, na moje nieszczęście). Najprawdopodobniej zaważyło to jego wesołe podejście do życia, szczery uśmiech, troskliwość i iskierki w oczach, ale jednak zakochaniem od razu tego nie mogłam nazwać - bez przesady.
- Co czytasz? – zapytał, stając w moich drzwiach. Nawet nie podniosłam na niego wzroku.
- Książkę.
- Seerioo?
Zaśmiałam się na widok ironicznego tonu jego głosu. Poczuł, że już się na niego nie gniewam (bo długo tego nie potrafiłam robić), usiadł obok mnie i zaglądnął mi przez ramię.
- Wiedźmin? – zmrużył oczy. – To jest polska książka, nie?
Pokiwałam głową, chowając rumieniec pod gęstymi włosami.
- Ale po włosku.
- Zauważyłem.
Musiałam odłożyć książkę, bo nie pozwolił mi na dalsze czytanie (a byłam dopiero na piątej stronie). Rozłożył się wygodnie na łóżku, pytając, czy mam jakie plany na jutro. I tak oto sobie konwersowaliśmy – Niemiec i Włoszka na ziemiach polskich.

#Malwina
Nie mogłam uwierzyć, że jednak ten przeklęty śnieg postanowił o sobie przypomnieć. Ja mogę zrozumieć: koniec stycznia i te sprawy, ale mimo wszystko białe płatki śniegu jakoś nie potrafiły mnie nie irytować. Po wyjściu z Podpromia, narzuciłam na głowę kaptur, który skutecznie uniemożliwiał mi dostrzeżenie czegokolwiek. Opadał na oczy. Nikola zaśmiał się cicho twierdząc, iż teraz bez problemu mógłby wyprowadzić mnie gdzieś w pole, a ja nawet bym się nie zorientowała. Och, niedoczekanie! Nie miałam jednak nastroju na kłótnie. W nadziei, że jednak udamy się samochodem do mojego mieszkania – skierowałam swoje kroki w stronę parkingu. No cóż. Dość szybko okazało się, że jednak mój idealny plan ma pewne wady. Kovacević musiał pożyczyć swój samochód Maćkowi Dobrowolskiemu (no temu akurat to pożyczać nie powinien!) i miał go odzyskać dopiero późnym wieczorem.
- Aha. Więc idziemy na pieszo – mruknęłam z niezadowoleniem, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza. Rzecz jasna musiałam zapomnieć rękawiczek, a tych kovaceviciowych nie potrzebowałam. Poza tym w nich moje dłonie by się przecież utopiły. – Mogłeś mi o tym wcześniej powiedzieć.
- I co byś zrobiła? – Zapytał, sceptycznie unosząc jedną brew. Zmroziłam go spojrzeniem, chociaż to wcale nie było potrzebne. W Rzeszowie nie dość, że padał śnieg, to chyba było jakieś minus pięćdziesiąt. Prychnęłam więc cicho, starając się ignorować uśmiech błąkający się na jego ustach. – Oj Malwa, no weź się nie gniewaj.
- Od kiedy ty zdrabniasz niby moje imię?
Wspinaczka po schodach na Most Zamkowy była istnym utrapieniem. Niby to nie jest wysoko, ale trzeba było wytężyć chyba wszystkie zmysły, by przypadkiem nie wywinąć na oblodzonych stopniach orła. Już raz to uczyniłam. Powtórka z rozrywki wcale nie była w tej chwili wskazana.
- Maciek tak na ciebie mówi – zaśmiał się Nikola, chwytając mnie w pasie, kiedy o mały włos nie rozkraczyła się na samym szczycie schodów. – Mogłabyś chociaż uważać.
- Staram się przecież.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie.
Następnie z ust siatkarza padło coś w stylu: kiedy kobieta mówi nie, należy spodziewać się, iż jest zupełnie odwrotnie. Ręka mnie świerzbiła, żeby mu zetrzeć ten uśmieszek z ust, ale się powstrzymałam. W starciu z dwumetrowym mamutem nie miałam przecież żadnych szans. Wyciągnęłam z kieszeni jeansów telefon i wystukałam szybką wiadomość do Zoe. Jeszcze chwila, a w obecności Nikoli nie wytrzymam! A przecież sama go zaprosiłam do siebie na tą czekoladę. O. Mój. Boże. Głupia jestem, że to zrobiłam.
- Jeśli się na mnie nie odbrazisz, to skoczę z mostu – ze stanu chwilowego zamyślenia wyrwał mnie poważny głos Nikoli. Zatrzymał się w połowie mostu, rzucił sportową torbę na ziemię i przysunął się do barierki.
- Nie ma takiego słowa jak „odbrazisz” – stwierdziłam rzeczowym tonem, oceniając przy tym zdolność Nikoli do oddania skoku. – Jak chcesz, to sobie skacz – powiedziałam wreszcie, wzruszając obojętnie ramionami.
Zbladłam widząc, jak Serb podchodzi jeszcze bliżej do barierki, układa na niej dłonie i zarzuca nogę. Pisnęłam cicho. Nie wierzyłam, że to zrobi? No to bardzo proszę. Jeszcze chwila, a na serio wskoczy do cholernie zimnego Wisłoka. Rzecz jasna prawie pewne, iż tego upadku nie przeżyje. Dopadłam go szybko i chwyciłam za materiał kurtki. Szarpałam ją mocno w nadziei, że sprowadzę Nikolę na ziemię. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- No nie wygłupiaj się! – Wrzasnęłam, poddając się. Przecież nie jestem na tyle silna. Poczułam, że gorące łzy spływają po moich policzkach. – Nikola, no! Przecież nie mówiłam tego serio. Nie jestem na ciebie zła. Nie umiem się na ciebie gniewać…
Z mojej piersi wyrwał się prawdziwy szloch. Serb natychmiast dał sobie spokój ze skakaniem i mocno mnie do siebie przytulił. Dłonią gładził moje plecy. Ja natomiast rozpłakałam się na dobre.
- Zależy ci na mnie – szepnął z zadowoleniem. Nie mogłam zaprzeczyć.

#Zoe
- Spoko, Krzysiu – powiedziałam, prawie się przewracając na prostej drodze. – Na mnie możesz liczyć.
Igła zadzwonił do mnie w – jak on to określił – śmiertelnie poważnej sprawie. Konkretniej: on i jego żona planowali wyjść na kolację i pytał mnie, czy mogłabym się przez kilka godzin zaopiekować ich potomkami. Zgodziłam się, bo zawsze lubiłam dzieci. Ale nie żeby coś.
Weszłam do mieszkania, rozebrałam się, usiadłam przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Byłam trochę zmęczona, a dodatkowo odezwał się okropny ból między łopatkami. Zmarszczyłam czoło i ziewnęłam.
- Zo?
Uwielbiałam, kiedy się do mnie zwracał w ten sposób, a robił tak prawie zawsze Teraz dodatkowo, jakby zmartwiony moją pozycją, usiadł obok, bardzo blisko, i zapytał, czy płaczę. W mojej głowie pojawił się iście szatański plan. Wiedziałam, jak na niego działają moje łzy, więc niezbyt przekonująco pokręciłam głową, nie odrywając jednak dłoni od twarzy. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Przyciągnął mnie do siebie i chwycił mnie za ręce, po czym dokładnie obejrzał moją twarz, która znajdowała się w bardzo małej odległości od niego – jego ust, oczu i zarumienionych od mrozu policzków. Nim zdołał się odsunąć, uniosłam się i próbowałam go pocałować, ale w ostatniej chwili nasze wargi uniknęły spotkania – z inicjatywy Niemca, rzecz jasna.
- Symulowałaś – stwierdził, uśmiechając się nonszalancko i zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Jęknęłam głośno i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
- Mam dość! – krzyknęłam, a w moich oczach na serio zalśniły łzy, co wywołało u niego zdziwienie. – Ile to jeszcze będzie trwało, co? Ja tak dłużej nie chcę, żałuję tej twojej obietnicy, nie chcę jej, nie wytrzymam...
Nie mogłam znieść jego wzroku, więc wkurzona wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam do pokoju. Słyszałam, że rusza za mną, więc umyślnie z całej siły trzasnęłam drzwiami. Chciałam zamknąć mu je przed nosem, ale nie przeczuwałam, że usłyszę krzyk i po odwróceniu się w stronę Jochena zobaczę go z wymalowanym na twarzy grymasem bólu, trzymającego się za rękę. Och, no tak. Nie przewidziałam, że mu ją przytrzasnę.
- Jochen! – pisnęłam i spanikowana rzuciłam się w jego stronę Chwyciłam go za rękę i obejrzałam ją dokładnie. Nie była nawet zaczerwieniona, a przecież po tych kilkunastu sekundach coś się powinno pojawić.
Wszystko trwało dosłownie krótką chwilę.  W trakcie, kiedy ja podnosiłam głowę, żeby na niego spojrzeć, on rzekomo poszkodowaną dłonią złapał mnie za nadgarstek, a drugą przeniósł na moją szyję i przyciągnął do siebie, po czym zachłannie wpił się w moje usta.
„Symulowałeś” – pomyślałam, wolną dłonią chwytając się jego koszulki. Było to stwierdzenie oczywiste, ale nie myślałam już o nim, bo głowę zaprzątało mi coś całkowicie innego. To, że Jochen miał niesamowicie miękkie wargi. To, że całował tak, jakby świat zaraz miał się skończyć. To, że ów pocałunek był mieszanką pożądania, słodkości, spontaniczności, uczucia i nawet odrobiny brutalności. To, że brakowało mi oddechu, ale jednocześnie nie chciałam tego przerywać. To, że non stop chciałam więcej i więcej.
No i w końcu to, że usłyszeliśmy czyjeś chrząknięcie, a gdy oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając, zobaczyliśmy Ignaczaka zasłaniającego oczy swoim dzieciom.
- Błagam – powiedział. – Ja się bardzo cieszę, że w końcu nie wytrzymaliście i wygrałem zakład z Lotmanem, ale, jasna cholera, mogliście mnie ostrzec, że takie widoki będę miał. Zo, tak jak mówiłem, przekazuję Sebastiana i Dominikę w twoje ręce. Na stole w kuchni masz kartkę z informacjami co do nich – powiedział, po czym pożegnał się i wyszedł z uśmiechem tryumfu na twarzy.
- O jakim on zakładzie mówił? – spytałam, marszcząc czoło i delikatnie przejeżdżając palcem po swoich wargach.
- Mnie tam martwi co innego – powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. Chyba zauważył mój wcześniejszy gest. – Jak się z nimi dogadamy?

6 czerwca 2013

12 - Szalone dni, światła miast



#Zoe
Potknęłam się o odstający róg dywanu, runęłam na podłogę obok Malwiny i parsknęłam śmiechem. W głowie aż szumiało mi od alkoholu, bo na winie my nie poprzestałyśmy. Zrobiło się bardzo wesoło i nietrzeźwo, kac morderca już czekał za drzwiami, żeby rankiem wtargnąć do mieszkania Malwiny, ale nie przejmowałyśmy się perspektywą ujrzenia jego narzędzi tortur. Oj nie.
Zachichotałam radośnie, okręcając pasemko włosów wokół palca. Rozmowa się układała bardzo dobrze mniej więcej od momentu otworzenia drugiej butelki wina, a teraz już sączyłyśmy wódkę.
- Zośka? – Malwinie spodobała się ksywka wymyślona dla mnie przez Ignaczaka. – Chodź, zadzwonimy do chłopaków.
Uchachana wyciągnęłam telefon. Wyszukanie numeru „Jośka Szłepsa”, jak to o nim mówiła Malwina, sprawiło moim palcom trochę trudu, ale po chwili osiągnęłam swój cel. Siatkarze Resovii jakieś dwie godziny temu wyjechali na mecz wyjazdowy, więc zapewne wszyscy teraz siedzieli w dusznym autokarze i Bóg wie, co tam robili. Spojrzałam na Malwinę, uśmiechając się pijacko.
- A co im powiemy?
- Będziemy improwizować.
Wyświetlacz telefonu zgasł, więc musiałam się znów męczyć, żeby odblokować klawiaturę. O mały włos przy tym nie rzuciłam Samsungiem o ścianę, ale w ostateczności i tutaj udało mi się wygrać. Przełączyłam na głośnik i położyłam złomka na dywanie, przewracając się na brzuch.
- Halo?
- Josiek! – krzyknęła Malwina i klasnęła w dłonie. Niemiec odezwał się dopiero po chwili.
- Zo?
- No cześć, słoneczko – wtrąciłam. – My tu imprezę mamy. Bez was! – oznajmiłam i roześmiałam się całkowicie bez powodu. Sasal porwała mój telefon i bez przerwy chichocząc, powiedziała Jochenowi, żeby pozdrowił Nikolę. Pisnęłam i odebrałam jej moją własność. Słyszałyśmy teraz głosy zarówno Schöpsa, jak i Kovacevicia. Chyba wymieniali między sobą uwagi na temat naszej bezmyślności, ale pewna nie jestem.
- Malwina? – odezwał się Nikola. Blondynka zaśmiała się. – Malwina, tylko głupstw nie rób, dobrze?
- Nikuś, nie rób mi za mamusię – powiedziała, rechocząc. Dobiegło do nas czyjeś ciężkie westchnienie. Malwina puściła monolog na temat tego, jak fajnie jest „wypić odrobinę alkoholu w towarzystwie normalnej osoby”, a gdy skończyła, zapadła chwilowa cisza.
- Jochen? – szepnęłam cicho.
- Tak?
- Jochen, ale nikomu nie mów – poprosiłam i zachichotałam jak mała dziewczynka. Niemiec obiecał, że będzie milczał jak grób. – Jochen, stęskniłam się za tobą...
Niemal widziałam, jak wywraca oczami. A może nie? Malwina zaczęła mówić coś do Nikoli, a ja nawet nie słuchałam, bo byłam zajęta przywoływaniem w pamięci dotyku ust Schöpsa na mojej żuchwie. Nagle zapragnęłam go mieć tu obok siebie i robić z nim nieprzyzwoite rzeczy. Bardzo dużo nieprzyzwoitych rzeczy.
- Malwina? – odezwałam się pół godziny później, gdy leżałyśmy w całkowitym milczeniu obok prawie opróżnionej butelki wódki.
- No?
- Weź ty nie czekaj na tego Dominika – rzuciłam. Sennym wzrokiem wyłapałam, jak marszczy czoło, przyglądając się swoim paznokciom. – Nikola jest fajny, bierz go w każdym tego słowa znaczeniu.
Ziewnęła i nic nie odpowiedziała. Ja również na odpowiedź nie czekałam, bo powieki nagle stały się ogromnie ciężkie i natarczywie opadały w dół.

#Malwina
Powinnam być wściekła na Nikolę. To przecież przez niego nie spędziłam samotnego wieczoru w towarzystwie lampki wina oraz jakiejś dennej komedii romantycznej. No ale przecież Zoe Moretti był prześwietną osobą, z którą mogłam porozmawiać na wszystkie tematy. Dosłownie. Zaczęło się od mrocznej przeszłości, a skończyło na nieszczęśliwym życiu miłosnym. Od samego początku Włoszka upierała się, że Dominik wcale nie jest fajnym facetem i nie powinnam na niego czekać. Jednakże to ostatnie, wypowiedziane przez nią, zdanie nieco mnie otrzeźwiło. Na moje policzki wstąpił szkarłatny rumieniec. Poczułam się głupio, że jeszcze kilkadziesiąt minut temu gadałam potworne, pijackie głupoty do Nikoli. I jakoś bym się nie zdziwiła, gdyby usłyszała nas połowa (albo nawet większość) zawodników siedzących razem z nimi w autokarze.
Narzuciłam na Zoe koc. Noce w moim mieszkaniu nie należały do najcieplejszych. Chwyciłam swój polarowy szlafrok, szczupłymi palcami otoczyłam butelkę z resztką czerwonego wina i usiadłam przy kuchennym stole. Obserwowałam granatowe niebo. Wyglądało na to, że śnieg nie planuje spaść w Rzeszowie przez kolejnych kilka dni. I dobrze. Gdyby jeszcze tylko ten mróz odpuścił…
Zerknęłam na wyświetlacz swojego telefonu. Nerwowo zagryzłam dolną wargę, wahając się przez krótką chwilę. Pragnęłam zadzwonić do Dominika i powiedzieć, że mam już dość tego bezowocnego czekania. Niestety jego telefon był wyłączony od dnia, kiedy to poleciał do tych przeklętych Stanów. Był jednak ktoś, kto z chęcią odebrałby mój telefon, a ja nie byłam przekonana, czy chcę go wykorzystać. Ale sama Zośka stwierdziła, że z Nikoli fajny koleś. To tego jego ostrzeżenie, bym przypadkiem nie zrobiła żadnego głupstwa. Jakoś nikt inny do tej pory się o mnie w ten sposób nie troszczył. Nawet rodzice uznali, że najlepszym sposobem będzie odesłanie mojej osoby na drugi koniec Polski.
Drżącymi palcami wybrałam numer, który niedługo będzie zajmować drugie miejsce na liście szybkiego wybierania. Na pierwszym już przecież umieściłam Zo! W oczekiwaniu na połączenie wypiłam tą resztkę wina.
- Malwina? – Jego zaspany głos zdradził, że najpewniej wyrwałam go z drzemki. Przeniosłam spojrzenie na zegar kuchenny. Dochodziła godzina trzecia. Jakim cudem w ogóle wysiedziałam w tej kuchni, nie przysypiając ani na chwilę? Och nie. W dorosłym życiu nic nie jest proste. – Stało się coś? – Zniecierpliwiony głos Nikoli przywrócił mnie do rzeczywistości. Powróciłam do nerwowego zagryzania wargi.
- Nie, ja tylko… - urwałam zastanawiając się, co tak właściwie chcę mu powiedzieć. W tle dało się usłyszeć ciche skrzypnięcie drzwi. Najwidoczniej opuścił swój pokój, by nie przeszkadzać tego, z kim tam został zakwaterowany.
- Malwa – po raz pierwszy zdrobnił moje imię! – nie mogę do ciebie przyjechać w tej chwili, chociaż bardzo bym chciał, więc nie każ mi zgadywać. Dalej jesteś… wstawiona?
Całkiem ładnie to określił. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując przyjemne ciepło rozchodzące się w okolicach serca.
- Owszem, jestem. Pewnie dlatego nie będę mieć problemu z powiedzeniem tego, co czuję. – Zacisnęłam palce na materiale mojego szlafroka. Nikola milczał w oczekiwaniu. – Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. Nie lubię dzielić się swoimi uczuciami z innymi. Życie mnie nauczyło, iż lepiej zachować wszystko dla siebie. Inaczej można się przejechać.
- Nie jestem taki.
- Nie przerywaj – mruknęłam czując, że za chwilę ta odwaga mnie opuści. – Jesteś fajnym facetem i zasługujesz na kogoś, kto nie ma tak mrocznej przeszłości. Potrzebna tobie dziewczyna z osiągnięciami, a ja jeszcze kilka dni temu pracowałam na Podpromiu jako sprzątaczka. Nie możemy być razem, więc…
- Malwina, stop! – Zamilkłam pod wpływem stanowczego tonu. – To nie jest rozmowa na telefon. Głupoty gadasz, ale o tym chcę powiedzieć tobie osobiście, jak tylko wrócę. Czy teraz możesz iść już spać?
Pożegnałam się z Serbem czując, że całkiem nieźle się wkopałam. Poważne rozmowy nigdy nie były moją mocną stroną.

#Zoe
Kac morderca wkroczył do mieszkania bez przyzwolenia i powitał mnie ogromnym bólem głowy. Było mi słabo, miałam mdłości i zastanawiałam się, jaki dziś dzień tygodnia, bo odnosiłam wrażenie, że piłam nie przez jeden wieczór, a przez kilka.
- Ała – jęknęłam, masując skronie. Opatuliłam się szczelniej kocem, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Przy czym „próbując” to dobre słowo. – Malwina?
- No? – jej głos dobiegał jakby gdzieś z oddali. Trochę to potrwało, nim zebrałam się w sobie, wstałam i odnalazłam drogę do kuchni, gdzie blondynka siedziała ze zbolałą miną.
- Nigdy. Więcej – wycedziłam, opadając ciężko na krzesło. W żołądku mi się coś przewracało i bynajmniej do przyjemnych to uczucie nie należało. Malwina niemrawo pokiwała głową. – Co w nas wstąpiło?
Odpowiedziało mi wzruszenie ramionami. Moja towarzyszka skupiała się raczej na powstrzymywaniu głowy przed eksplozją, a nie na rozmowie, ja zaś udałam się do łazienki i nie wychodziłam z niej przez piętnaście minut. Dopiero po tym czasie wytoczyłam się do przedpokoju, a jedynym moim pragnieniem była woda. Dobrze, ze Malwina miała zapas.
- Gdy następnym razem przyjdzie mi do głowy pomysł, żeby się tak urżnąć, powstrzymaj mnie – poprosiłam. Butelka znalazła swoje zastosowanie również jako zimny okład, więc trochę ulgi mi sprawiła.
- Okej – wymamrotała Polka. Wyglądała ciut lepiej niż ja i skutki picia nie były po niej aż tak widoczne, jak po mnie. Próbowałam rozprostować obolałe kości, ale spotkało się to z dezaprobatą mojego zmysłu równowagi.
- Ała – jęknęłam znowu, podnosząc się z podłogi. Malwina posłała mi pokrzepiający uśmiech. – Pamiętasz coś?
- Trochę – odparła.
- A ja nic. Totalne zero – rzuciłam i klasnęłam w dłonie. – Jak bardzo głupie rzeczy robiłyśmy?
- Dzwonienie do Nikoli i Jośka znajduje się na liście głupich rzeczy?
- Co?
Streściła mi trzy po trzy rozmowę z chłopakami, choć tak naprawdę to sama niewiele z niej pamiętała. Wyzywałam siebie w myślach i jednocześnie dziękowałam Bogu w myślach za to, że nie powiedziałam Jochenowi czegoś bardziej... wstydliwego.
Nigdy więcej takiego picia. Serio. Nigdy więcej.

#Malwina
Nie spałam tej nocy zbyt wiele. Trzy, może cztery godziny? Można powiedzieć, że jedynie pod tym względem brak pracy jak najbardziej mi służył. Nie musiałam martwić się godzinami spędzonymi na sprzątaniu Podpromia oraz tym, czy znów ucieknie mi jedyny autobus do domu. Miło było również porozmawiać z kimś z samego rana. Chociaż „rozmową” w pełnym tego słowa znaczeniu, to bym tego nie nazwała. Ja coś tam mruczałam pod nosem, Zośka się załamywała. Właściwie też powinnam wpaść w panikę. Niepotrzebnie dzwoniłyśmy do Nikoli i Jochena. Rzecz jasna w tamtej chwili nie myślałyśmy logicznie. Procenty kierowały naszymi myślami. Czy powinnam mieć do nas jakiekolwiek pretensje? Chyba nie. No, mogłam sobie przynajmniej darować ten drugi telefon. Nie dość, że obudziłam Nikolę przed jakimś ważnym meczem, to jeszcze zapowiedział przeprowadzenie poważnej rozmowy.
- Ja to chyba powinnam się wyprowadzić – mruknęłam, wrzucając do szklanki z wodą tabletkę aspiryny. Poczekałam aż się rozpuści i postawiłam na stole przed Zoe. Nie byłam pewna, czy Włoszka pojęła sens moich słów. Obie cierpiałyśmy z powodu kaca, więc zdolności kojarzenia oraz myślenia były dość mocno uśpione.
- Gdzie ty się chcesz wyprowadzać? – A jednak zrozumiała. Westchnęłam cicho, ponownie siadając przy kuchennym stoliku. – Ja wiem, że Rzeszów najpiękniejszym miastem nie jest, ale gdzie tobie będzie lepiej niż tutaj?
Uśmiechnęłam się smutno. W tych kilku słowach subtelnie mi przypomniała, iż w rodzinnym mieście raczej nie mam już czego szukać. W prawdzie Agnieszka pewnie znalazłaby dla mnie miejsce w swoim mieszkanku, ale nie lubię komuś siedzieć na głowie.
- Nie mam pracy. Oszczędności też powoli znikają z konta.
Musiałam być realistką. Jeszcze dwa miesiące bez pensji i wyrzucą mnie z mieszkania, gdyż nie będę mieć na podstawowe opłaty. Nie mówiąc już o jedzeniu i tak dalej. Ukryłam twarz w dłoniach, podejmując szybką decyzję. To zabawne, że jednak byłam w stanie logicznie myśleć.
- Dziękuję, że przyszłaś – szepnęłam do Zoe.

Kaś - Dziś ja dodaję i przepraszam, że tak późno ale niestety... Zbyt wiele na głowie przed sesją.