3 listopada 2013

17 - Próbujesz mnie ratować, przestań wstrzymywać oddech

#Malwina
- Wyglądasz na zadowoloną – stwierdził Nikola znad kartonu, do którego pakował właśnie moje książki. A przyznać trzeba, że było ich całkiem sporo. Może przez kilka ostatnich lat nie byłam grzeczną dziewczynką, ale lubiłam zatracać się w dobrej lekturze. Nikt nie bronił. W szczególności na odwyku, na którym spędziłam dwa miesiące. Wtedy to właśnie książki uratowały mnie przed utratą zmysłów. Tam było zbyt wiele cierpienia, które wlewało się również do mojego umysłu.
Wzruszyłam ramionami, nie mogąc przestać się uśmiechać. Do torby sportowej wrzucałam swoje ubrania. Dobrze wiedziałam, że tego typu odpowiedź – a raczej jej brak – nie spodoba się Serbowi. Wrzucił kilka książek do kartonu, podszedł do mnie i brutalnie zmusił, bym spojrzała mu prosto w oczu. Tak, ta brutalność ograniczyła się do uniesienia mojej brody dwoma palcami.
- Stało się coś? – Nikola przyglądał mi się uważnie, przekręcając przy tym głowę w zabawny sposób. – Od kiedy cię spotkałem, jeszcze nigdy nie zdawałaś się taka… szczęśliwa.
- Nie?
- Może za wyjątkiem tego, jak byłaś pijana.
Nachmurzyłam się nieco. Nie przypuszczałam, że będzie mi w dalszym ciągu to wypominać. Upijam się tylko raz na jakiś czas, a przynajmniej od przyjazdu do Rzeszowa. Podobno każdy człowiek ma prawo do rozrywki.
- Oj przepraszam. – Siatkarz dźgnął mnie w bok. Znów zaczęłam się uśmiechać, a Nikola wyglądał na zadowolonego. – Odpowiada mi ta radośniejsza wersja Malwiny.
- Fajnie – mruknęłam prawie w jego usta. – Jeśli jednak chcesz mieć mnie w swoim domu już dzisiaj, to lepiej się pospiesz. Sporo tego pozostało, a czasu coraz mniej.
Nikola niechętnie się ode mnie odsunął i zabrał za dalsze pakowanie książek. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na granatowej okładce 50 Twarzy Greya. Kącik ust uniósł w dwuznacznym uśmieszku.
- Czytałaś to? – Z każdą sekunda jego uśmiech stawał się coraz szerszy. Śmiechem wybuchnął dopiero w chwili, gdy nieśmiało przytaknęłam. Nie wolno mi już czytać tego typu książek? Przecież to nie zbrodnia.
- Och, już chyba bym wolała żebyś pakował moją bieliznę – warknęłam, ze złością wrzucając kolejne części garderoby do torby.
- A mogę?
Przewróciłam oczami.
- Zapomnij.

#Zoe
- Zośka, gaz. Ubieraj się.
Odwróciłam się od zlewu, w którym stała cała fura brudnych naczyń, i spojrzałam na Malwinę. Blondynka zmierzyła mnie wzrokiem i chwyciwszy za rękę, zaciągnęła do mojego pokoju, po czym zabrała się za przeszukiwanie mojej szafy. W końcu wydała z siebie tryumfalny okrzyk i rzuciła we mnie niebieską sukienką w kwiatki oraz białym sweterkiem.
- Uhm – mruknęłam, kiwając głową. – O co chodzi?
- Nie pytaj, tylko ubieraj się, umaluj i chodź ze mną – odparła. Westchnęłam i chcąc nie chcąc jej posłuchałam.
Przygotowanie się nie zajęło mi dużo czasu – zaledwie piętnaście minut. Przez cały czas błagałam Malwinę, żeby powiedziała mi, co się dzieje, ale ona pozostawała nieugięta, cały czas powtarzając, że dowiem się w swoim czasie. Mrucząc coś pod nosem, wsiadłam do jej samochodu. Jechałyśmy uliczkami Rzeszowa w kierunku galerii Nowy Świat, a w końcu Malwa zatrzymała się pod blokiem, który wyglądał znajomo. Bo przecież już raz tu byłam. Zamrugałam oczami, a blondynka tylko rozkazała mi wyjść. Krótko po tym, jak zamknęłam drzwi auta, ona odjechała.
Śnieg sypał i opadał na moje włosy. Wsunęłam dłonie do kieszeni i ruszyłam w stronę wejścia do klatki. W drzwiach wyminęłam się z jakimś facetem, więc nie musiałam naciskać domofonu. Jochen mieszkania nie zamknął, więc weszłam do niego po cichu, przekręcając za sobą klucz. Delikatnie stąpając po miękkim dywanie, skierowałam swoje kroki do kuchni, z której dobiegał nieziemski aromat.
- Dzień dobry panu – powiedziałam, wsunąwszy głowę do środka. W zasadzie od wczoraj się prawie nie widzieliśmy, bo ja nocowałam u Malwiny, kiedy wróciłam, jego nie było, a później, gdy przyszedł z treningu, ja poszłam do swojej szkółki.
- Och. – Niemiec poskrobał się po głowie, chyba zaskoczony moim wczesnym przybyciem. – Już jesteś?
- Też się cieszę, że cię widzę – mruknęłam, unosząc jeden kącik ust w górę. – Pomóc?
- Nie, nie – powiedział, gwałtownie gestykulując rękami. – Ja już kończę.
Uwielbiałam spaghetti. Moja mama często robiła je na obiad z pysznym sosem własnej roboty. Miałam przyjemność kosztować tej potrawy również w wielu restauracjach, ale nigdzie nie była taka pyszna jak właśnie u mamy. Nigdy się z taką nie spotkałam. Aż do teraz. Sos Jochena, który oczywiście sam przyrządził, przywodził mi na myśl mój rodzinny dom. Siedzieliśmy przy stole, na którym ciepłym płomykiem jaśniały świece, i delektowaliśmy się swoją obecnością, kosztując jej cały czas po odrobinie.  Założyłam nogę na nogę, uśmiechając się wdzięcznie do Niemca. Jego tęczówki błyszczały w słabym świetle, a ich spojrzenie przyprawiało mnie o szybsze bicie serca.

#Malwina
W prawdzie nie miałam zielonego pojęcia co ten Josiek Szłeps kombinował, ale skoro chciał bym dostarczyła Zoe do jego domu – rola posłańca wcale mi nie przeszkadzała. Miałam przynajmniej okazję przejechać się wypasionym samochodem Nikoli, który pożyczył mi niechętnie. Mocno niechętnie. Według niego kobiety chyba nie najlepiej sprawowały się za kółkiem. Ja wiem, że nie jeździłam przez ostatnich kilkanaście miesięcy, ale tego przecież się nie zapomina. Poza tym ten samochód prawie sam jeździł! Siedzenie za kierownicą było czystą przyjemnością.
Powracając do swojego mieszkania (prawdopodobnie ostatni raz) miałam nadzieję, że Nikola nie zdążył jeszcze niczego zmajstrować. Chociaż mogłam się po nim już wszystkiego spodziewać. Przez blisko dwie godziny nie mógł sobie darować podtekstów dotyczących czytania książek pokroju Greya. Próbowałam jakoś ukrócić jego fantazje. Niestety każde, kolejne słowo zdawało się być coraz gorsze.
- Ale na serio nigdy nie myślałaś o tym, by czegoś podobnego spróbować? – Zapytał, szczerząc się przy tym radośnie, kiedy ustawialiśmy kolejne kartony pod ścianą w przedpokoju. – No przecież musi cię kusić, prawda?
- Nawet jeśli, to nie twoja sprawa – odparłam, obrzucając siatkarza mrocznym spojrzeniem. – Jakie to szczęście, że nie będziemy dzielić jednej sypialni.
- Kto ci tak powiedział?
Uniosłam brew. W prawdzie nie rozmawialiśmy do tej pory, ale nie przypuszczałam, by Nikola chciał się spieszyć. Właściwie, to zaczynałam traktować go w swoich kategoriach. Niepotrzebnie sądziłam, iż myślimy w taki sam sposób. Owszem, spaliśmy już w jednym łóżku i było to całkiem miłe wspomnienie, ale wtedy byłam nieco pijana.
- Nikola, no przecież nie przeprowadzam się by z tobą sypiać – mruknęłam, wbijając wzrok w panele podłogowe. Serb z całą pewnością źle odczytał moje emocje, bo natychmiast znalazł się obok i mocno mnie przytulił.
- Musisz przestać myśleć o sobie w ten sposób. Jesteś fantastyczną dziewczyną, której nie chce się tylko przelecieć. Jedna noc to dla mnie zdecydowanie za mało. – Zaśmiał się, parszywy złośliwiec. Wbiłam mu palec w żebra. – Och, no przepraszam, ale ten twój brak pewności siebie zaczyna mnie zadziwiać. Do tej pory uważałem ciebie za twardą dziewczynę i w dalszym ciągu to szanuję, bo wiem, że w głębi serca taka jesteś.
Jego dłoń powędrowała na moją klatkę piersiową. Byłam prawie pewna, że nie chodzi mu wcale o wyczucie bicia mojego serca. Ponownie zmroziłam go spojrzeniem, odsuwając się nieznacznie.
- Przeginasz.
- Przepraszam. – Pięknie się uśmiechnął, to wybaczyłam. – Ale uwierz mi, że jesteś fantastyczną dziewczyną, którą po prostu chce się ko… - zamilkł na krótką chwilę. – Przytulić.
Ponownie znalazłam się w silnym uścisku jego ramion. Nikola był w stanie zapewnić mi wszystko, czego chciałam – bezpieczeństwo. Tak, rzeczywiście, nie mam zbytnio wygórowanych wymagań. Cieszyłam się również, że nie powiedział tego, co prawdopodobnie miał na myśli. Chciał mnie pokochać? O Panie! Lepiej, żeby tego nie robił.
- Czy możemy kontynuować? Bo jak tak dalej pójdzie, to do jutra się nie przeprowadzę.
Nikola nachylił się i delikatnie musnął moje wargi. Nie zamierzał pytać o pozwolenie. Ja już prawie należałam do niego, co – o dziwo – jednak zaczynało mi się podobać.

#Zoe
Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem robiło ni się coraz bardziej gorąco, a oddech stawał się cięższy. Przełknęłam ślinę, kiedy podniósł na mnie wzrok. Na ustach miał zniewalający uśmiech, przez który serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Odłożyłam na blat lampkę z winem.
- Zo, czym dla ciebie jest seks? - zapytał nagle. Najpewniej spłonęłam rumieńcem, szukając punktu, w którym mogłabym zaczepić swój wzrok. Byle tylko nie jego oczy!
- Nie wiem - wyjąkałam, wgapiając się w swoje paznokcie. - Aktem nieświadomości, przyjemnością fizyczną... - dorzuciłam niepewnie po chwili. Wiedziałam, że w tej chwili czyta ze mnie jak z otwartej książki.
- Nigdy nie robiłaś tego z kimś, kogo naprawdę kochałaś? - spytał. Niechętnie pokiwałam głową, tłumacząc, że nie miałam na to okazji, i drgnęłam, gdy opuszkiem pałac dotknął mojej ręki. - Wielka szkoda.
- A ty, Jochen? - obruszyłam się, chowając dłonie pod stołem. - Ile już kobiet w swoim życiu kochałeś? - Podniosłam na chwilę wzrok, żeby dostrzec nonszalancki uśmiech zdobiący jego twarz.
- Niezależnie od tego, Zo, mogę ci przysiąc, że wiem, co to miłość - powiedział, odchylając się do tyłu na krześle. - A seks z miłości jest najpiękniejszym możliwym przeżyciem, jest dawaniem sobie szczęścia, łączeniem się, zespalaniem - nie tylko w jedno ciało, ale i duszę. Masz sos na nosie.
Porwał leżącą na stole chusteczkę i pochylił się nad stołem, żeby chichocząc, zetrzeć nieproszonego gościa z mojej twarzy. Doskonale wyczułam moment, kiedy zatrzymał palce dłużej na moim policzku, a kciukiem musnął wargę, która momentalnie zadrżała. Przymknęłam oczy i ku jego zaskoczeniu zerwałam się z miejsca. Intuicyjnie odnalazłam jego sypialnię. Zatrzymałam się na środku pomieszczenia, mrugając oczami i dając im szansę ma przyzwyczajenie się do ciemności, po czym odwróciłam się z powrotem w kierunku drzwi. Jochen opierał się swobodnie o framugę, patrząc na moją rozpaloną twarz. Trzęsłam się jak osika, a on tylko się przyglądał. Rozłożyłam ręce i wymusiłam uśmiech, który przyszedł z trudem przez moje zniecierpliwienie.
- Proszę bardzo - rzuciłam cicho. - Jestem twoja.
Podszedł do mnie powoli i chwycił moje dłonie, którymi starałam się szybko i nieudolnie rozpiąć guziki mojego delikatnego, białego sweterka. Uniósł je do ust i pocałował, po czym sięgnął ręką za moją głowę i rozpuścił mi włosy.
- Nie śpieszmy się, Zo - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam, jak miękną mi kolana. - Tu nie ma miejsca na pośpiech.
Moje rozgorączkowanie nagle się gdzieś ulotniło. Jochen usiadł na łóżku i pociągnął mnie na swoje kolana. Musnął ustami moją szyję, a ja zaśmiałam się cicho, bo jego oddech łaskotał moją skórę. Ujęłam twarz Niemca w swoje małe dłonie i oparłam czoło na jego czole, patrząc mu prosto w oczy.
- Daj mi to szczęście.
Poznawaliśmy się powoli, bez pośpiechu, bo tu na pośpiech miejsca nie było. Przysiadłam na stopach, wstydliwie próbując zakryć ciało rękami przed krępującym spojrzeniem Jochena. Chwycił mnie za nadgarstki i odciągnął moje dłonie, kręcąc głową, po czym przejechał palcami po moich ramionach. Westchnęłam.
- Idealna - stwierdził.

Każdy dotyk, zetknięcie się ze sobą dwóch rozpalonych ciał, każdy dreszcz podniecenia, każde spotkanie spragnionych siebie warg, przygryzienie skóry, westchnienie, każdy subtelnie zaznaczony, wilgotny skąd, jęk rozkoszy - wszystko to było drogą z profanum do swoistego sacrum, podczas której straciliśmy to, co było zbędne, a wszelkie bariery zostały zdegradowane. Zostaliśmy tylko my dwoje w naszym intymnym, hermetycznym świecie, do którego nikt nie miał wstępu.

15 sierpnia 2013

16 - wszystko trzeba odkryć samemu

#Zoe
- Malwina! – krzyknęłam. Blondynka obróciła się w moją stronę. Siatkarze zniknęli w szatni, a my zostałyśmy ładnie wyproszone przez ochroniarzy do korytarza. Blondynka bezbłędnie odczytała mój wzrok.
- Weź nawet o tym nie wspominaj – jęknęła, zakrywając twarz dłońmi. Widziałam rumieniec na jej twarzy, który chciała ukryć. Podeszłam i przytuliłam ją.
- Ja się cieszę, ogromnie się cieszę – powiedziałam, po czym się odsunęłam.
- Hej, póki co to jeszcze nic nie znaczy...
Prychnęłam wściekle, krzyżując ręce na piersiach.
- Jasne – wywróciłam oczami. – Ja w to nie wierzę. Hm, Malwa, to może ty jednak się do niego przeprowadzisz...? – zapytałam.
- Na razie nie wiem nic. Mam mętlik w głowie – powiedziała cicho i utkwiła wzrok gdzieś ponad moją głową. – O, cześć Josiek!
Usłyszałam ciężkie westchnienie. Znając Niemca, pewnie chciał mnie przestraszyć, a Malwina pokrzyżowała mu plany, uśmiechając się złowieszczo. Spojrzałam przez ramię na siatkarza i posłałam mu tryumfalny uśmiech.
- Idziemy? – zapytał.
- Idziemy.
Pożegnałam się z blondynką i ruszyłam za Jochenem w stronę drzwi. Zamknął moją dłoń w swoim uścisku, jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. Otworzył przede mną drzwi swojego samochodu, po czym sam wsiadł i ruszył z parkingu. Przez chwilę milczał, zagryzając wargi.
- No co?
- Wolisz nie wiedzieć – odparł, przełykając ślinę.
- Jochen, powiedz – poprosiłam, kładąc mu rękę na udzie. Zahamował gwałtownie przed przejściem dla pieszych i strzepnął moją dłoń.
- Co chcesz wiedzieć? To, że jak tak dalej pójdzie, nie wytrzymam i wylądujemy w łóżku?
Wstrzymałam oddech, spoglądając przed siebie. Nagle zrobiło mi się gorąco, mimo że klimatyzacja nie była włączona.
- Jochen...
- Przepraszam, Zoe. Nie chciałem, żeby to od razu tak wyszło, ale... Jesteś spełnieniem moich marzeń, Zoe, ciężko mi się hamować.
- Więc tego nie rób.
Gwałtownie obrócił głowę w moją stronę, obejmując wzrokiem całą moją twarz, a dłużej zatrzymując go na ustach. Poczułam, że oddech mój stał się cięższy.
- Nie wiesz, co mówisz – prychnął, ale w jego głosie wyczułam chyba jakąś nutkę radości. Malutką, ale jednak. Odwrócił wzrok, skupiając się na jezdni.
- Wiem – odparłam i przeczesałam włosy palcami, uśmiechając się pod nosem. – Bardzo dobrze wiem, co mówię.

#Malwina
Oparłam się plecami o ścianą, twarz ukrywając w dłoniach. Za wszelką cenę próbowałam powstrzymać łzy, które jakoś tak same cisnęły się do oczu. Co ja miałam teraz zrobić? W głowie miałam potworny mętlik. Powiedziałam Nikoli, że się do niego przeprowadzam. Do tego zgodziłam się, by mnie tak zupełnie bezkarnie pocałował. O Boże… To wszystko nie tak miało wyglądać. Skoro Resovia przegrała ten przeklęty mecz z Bełchatowem, mogłam zostać w swoim mieszkaniu bez zbędnych wyrzutów sumienia. Teraz natomiast miałam ich aż nadto.
Powoli osunęłam się na podłogę. Oddychałam głęboko w nadziei, że łzy same przestaną płynąć. Nic z tego. Pociągałam nosem coraz głośniej, czując się przy tym jak skończona idiotka. Zośka mi gratulowała. Po minie Jochena stwierdziłam, iż nawet on jest zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Otóż, do wiadomości wszystkich: Nie jestem szczęśliwa! Chociaż na początku tak właśnie uważałam. Nikola był cudowny, troskliwy. Mogłabym się przecież w kimś takim zakochać. Jeśli jeszcze do tej pory zakochana nie byłam…
- Hej, mała. – Drgnęłam niespokojnie, czując na sobie pytający wzrok Kovacevicia. Nie mogłam spojrzeć mu prosto w twarz i powiedzieć, że to wszystko powiedziałam i zrobiłam z litości. Tak, było mi go żal, że przegrał ten mecz, a do tego musiał przyznać się przed kolegami, iż nic go w rzeczywistości ze mną nie łączy.
Gładził mnie po ramieniu. Podobał mi się ten czuły dotyk.
- Zostaw mnie – mruknęłam, aczkolwiek bez większego przekonania. Nikola zamarł na krótką chwilę, by wreszcie mocno mnie przytulić. – Prosiłam, byś mnie zostawił.
- Nie mogę, Malwina – oznajmił to tak poważnym tonem, że zwyczajnie nie mogłam na niego nie spojrzeć. Przyglądał mi się uważnie. W jego oczach widziałam prawdziwy opór oraz pragnienie. Nie, nie było ono czysto fizyczne. Za tym kryło się coś więcej. Pragnął, bym podzielała jego uczucia. Chciał razem ze mną stworzyć szczęśliwy związek, w którym wszystko będzie się doskonale układać. Było jeszcze wahanie. Nie wiedział, czy jestem na to gotowa. Oczywiście, że nie byłam! W dalszym ciągu myślałam o Dominiku, który chyba mnie porzucił bez słowa.
- Zamieszkasz ze mną?
- Nie chcę stać się od ciebie zależna. Możesz teraz się za mną uganiać, obiecywać gruszki na wierzbie, a za miesiąc lub dwa wszystko pewnie się zmieni. Znudzisz się, będziesz mieć dość.
- Nie mam pojęcia Malwina, kto ciebie tak skrzywdził, ale boli mnie ta opinia, jaką sobie wyrobiłaś.
Rzeczywiście dość niesprawiedliwie potraktowałam Nikolę jak każdego innego faceta. Może jednak zdarzają się wyjątki?
- Zamieszkam z tobą – mruknęłam po krótkiej chwili, wierzchem dłoni ocierając ostatnie łzy. Kovacević delikatnie musnął mój policzek. – Ale pozwól spędzić mi tą ostatnią noc w swoim mieszkaniu.
- No skoro musisz – Nikola przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym serdecznie. Podniósł się z podłogi, podając mi po chwili dłoń, z której pomocą również stanęłam na nogi. – Chodź, podrzucę cię do domu.

#Zoe
Kręciłam się niespokojnie po mieszkaniu. Niczego już nie byłam taka pewna, bo bałam się, że – podobnie jak w wielu przypadkach – seks wszystko zepsuje, nie będzie już między nami tego, co jest aktualnie... I uciekłam, zabierając ze sobą wszystkie swoje wątpliwości.
- Malwina? Jesteś w domu? – spytałam cicho, żeby Jochen, który okupował łazienkę, mnie nie usłyszał. Wyszłam z mieszkania i delikatnie zamknęłam drzwi. Wcześniej na kartce napisałam mu, żeby się o mnie nie martwił, i położyłam ją na stole.
- Tak. A co?
- Zaraz u ciebie będę – oświadczyłam, zbiegając po schodach. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z parkingu. Było już późno, ale dobrze wiedziałam, że Malwie to nie przeszkadza. Gdy dotarłam do jej mieszkania, a ona otworzyła mi drzwi, spostrzegłam, że płakała. – Co się stało?
Westchnęła cicho i zabrała się do zaparzania dla nas herbat. W końcu usiadła na kuchennym blacie i poklepała dłonią miejsce obok siebie. Wgramoliłam się tam i zacisnęłam palce na gorącym kubku.
- Nie wiem, co robić – powiedziała. – To już pewne, że przeprowadzam się do Nikoli, ale... – zawahała się, zapewne szukając właściwych słów. – Boję się trochę, wiesz? – mruknęła i spuściła głowę. Nagle zrobiło mi się jej żal. U niej sytuacja wyglądała inaczej. W moim przypadku... Cóż, niewiele miałam do gadania, gdy Jochen się do mnie wprowadził, zwłaszcza że zrobił to w okresie, kiedy nie mogłam sobie z niczym poradzić. Malwina za to przeprowadzała się do Kovacevicia z własnej woli, a w głębi serca jeszcze pewnie trochę liczyła na to, że Dominik wróci. A może już nie?
- Malwa – zaczęłam. Spojrzała na mnie niepewnie. – Przecież on ci nic nie zrobi. Nikola nie gryzie! A poza tym, wiem doskonale, że cię do niego ciągnie.
To było tak oczywiste, że nie próbowała zaprzeczać. Oparła się tyłem głowy o wiszącą za nią szafkę i upiła łyk herbaty.
- Zośka, a możesz mi powiedzieć, dlaczego... – urwała. Jej wzrok powędrował na mój nadgarstek, a ja momentalnie wstrzymałam oddech, po czym gwałtownie pokręciłam głową.
- Nie, Malwa, proszę – powiedziałam drżącym głosem. - Ja nie chcę... Nie chcę o tym rozmawiać. A ty nie chcesz tego wiedzieć.
Między nami zapadło milczenie. Wpatrywałam się w ciemność za oknem i snułam rozmyślania na byle jakie tematy. W końcu Malwina zeskoczyła z blatu i odłożyła kubek do zlewu.
- Mogę u ciebie przenocować? – spytałam. Odwróciła się w moją stronę i uniosła brwi pytająco.
- Pokłóciliście się?
- Nie – odparłam, podążając w jej ślady. – Ale muszę pewne sprawy przemyśleć, zanim wrócę.
Za co ją najbardziej lubiłam? Za to, że nie wnikała na siłę. Jeśli nie chciałam mówić, nie zmuszała mnie do tego, tylko próbowała pomóc. Teraz również tak było. Zgodziła się na moje towarzystwo i nie oczekiwała na jakieś wyjaśnienia.

#Malwina
Tej nocy praktycznie nie zmrużyłam oka. Ciągle irytował mnie fakt, że tak łatwo podjęłam decyzję o przeprowadzce. Nie chciałam tego! A może jednak? Nikola był pierwszym facetem, któremu nie chodziło tylko o jedno. W dodatku był całkiem porządny. Siatkarz, wysportowany i z całą pewnością po głowie nie chodziły mu żadne nielegalne używki. Jego zupełnym przeciwieństwem był Dominik. Nie dość, że koleś nigdy nie dbał o to, co się ze mną dzieje, to jeszcze zdawał się zacząć zupełnie nowe życie w tych całych Stanach. Och tak, powinnam zapomnieć o nim na dobre.
Kiedy na zegarze wskazówki ułożyły się tak, że wskazywały godzinę siódmą, zdecydowałam się zwlec z łóżka i nieco uzupełnić zapasy w lodówce. Zapewne Nikola oczekiwał ode mnie natychmiastowego spakowania swoich manatków, ale jakoś musiałam nakarmić Zoe, która w dalszym ciągu smacznie spała w moim łóżku. Tak, chyba obie znów potrzebowałyśmy tego babskiego wieczorku. I nie ważne, że piłyśmy tylko herbatę oraz głównie milczałyśmy. Czasem fajnie przecież tak pomilczeć w żeńskim gronie. Żaden wścibski facet nie próbuje się dowiedzieć o co chodzi.
Po cichu opuściłam mieszkanie. Całe szczęście całkiem niedaleko mojego mieszkania mieścił się sklep spożywczy. Nie musiałam więc podejmować decyzji o poważnej eskapadzie. Kto by pomyślał, że pół metra śniegu potrafi spaść w ciągu jednej nocy. Przeklinałam te pogodowe anomalie oraz brak odśnieżonych chodników.
- No co za porażka – warknęłam, o mały włos się nie przewracając. Całe szczęście zachowałam równowagę.
- Hej Malwa.
Och, no pięknie. Do tego jeszcze zaczynam mieć omamy słuchowe. Przez krótką chwilę wydawało mi się, że… Zamarłam, podnosząc wzrok na faceta stojącego przede mną. Nie zmienił się. W dalszym ciągu jego włosy były nieco przydługie, oczy błyszczały radośnie bez względu na sytuację, a w prawym uchu widniał kolczyk. Kiedyś te wszystkie detale mi się podobały. O Boże, ja szalałam za tym facetem pomimo, że na przemian próbował mi pomagać i wciągać mnie w bagno.
- D-dominik? – Wyszeptałam, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Gdyby nie ta gruba warstwa śniegu pewnie podbiegłby do mnie, pochwycił w swoje ramiona i pocałował. Teraz natomiast błogosławiłam biały puch. Nie, nic już nie było jak dawniej.
- Ale co ty tutaj robisz? – Wydusiłam wreszcie. – Myślałam, że siedzisz w Stanach, próbując o mnie zapomnieć.
- Malwa, przepraszam. – Och, tego to akurat się nie spodziewałam. – Skosztowałem tam zupełnie innego życia. Pomyślałem, że jeśli będę milczeć, to kiedyś o mnie zapomnisz.
- Poznałeś tam kogoś – mruknęłam. No Einsteina do tego stwierdzenia nie było trzeba.
- Tak – przyznał Dominik niechętnie, dodając po chwili: - Ale to był błąd! Ty jesteś moim całym życiem i kiedy to do mnie dotarło pomyślałem, że zasługuję na drugą szansę…
- Na drugą… co proszę? – Posłałam Dominikowi ironiczny uśmiech. – Zjawiasz się nagle, naskakujesz na mnie na ulicy i wierzysz, że tak po prostu dostaniesz drugą szansę? Czy ty w ogóle na nią zasługujesz? Chyba coś ci się pomyliło.
Miałam nadzieję, że sobie odpuści. Postanowiłam kontynuować wyprawę do sklepu po zakupy. Dominik szedł za mną. Ciągle próbował mnie przepraszać, czego miałam serdecznie dość. Niepotrzebnie traciłam czas z kimś takim. Żyłam zamknięta w nie-idealnym świecie. A wystarczyło jedynie dopuścić do siebie Nikolę, by poglądy zmienić o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dominik, weź się wreszcie zamknij – warknęłam, gdy znów dotarliśmy w okolice mojego bloku. – Mam już kogoś i totalnie nie obchodzą mnie twoje przeprosiny.
- Masz kogoś?
- Tak, mam.
To było jedynie lekkie nagięcie prawdy. Bo przecież nie miałam chłopaka. Nikola nigdy mnie nie poprosił byśmy tworzyli parę, a ja nigdy się na to nie odważę. Lepiej nie niszczyć tego, co jest między nami, bo przecież przyjaźń to równie piękna sprawa.
Odwróciłam się na pięcie, otworzyłam drzwi prowadzące na klatkę schodową i poczułam, że wreszcie pozostawiłam przeszłość za sobą.

11 lipca 2013

15 - nie bój się bać, gdy chcesz - to płacz

#Malwina
- No i co masz zamiar z tym zrobić? – Zapytała Zoe, zbierając swoje rzeczy z biurka. Ja, wykorzystując tą chwilę, postanowiłam rozejrzeć się po miejscu pracy Włoszki. Niby taka zwykła sala. Stolik, kilka krzeseł, biurko. W takich właśnie miejscach ludzie lubią uczyć się języków. Nie czują się zamknięci w jakiejś typowej szkole. Przynajmniej ja bym się skusiła na tą szkołę. A mając za nauczycielkę Zoe Moretti, to już w ogóle bym się nie zastanawiała.
- Przecież się do niego nie przeprowadzę – mruknęłam, wreszcie skupiając całą swoją uwagę na ciemnowłosej. Oparłam się tyłkiem o stolik, przy którym jeszcze kilka minut temu siedzieli uczniowie. – Nie znam Nikoli na tyle dobrze, by się od razu do niego przeprowadzać. Poza tym nie mam zamiaru być jego utrzymanką! Co on sobie wyobraża?!
- Oddychaj Malwina – rzuciła Zoe ze śmiechem, a ja zmroziłam ją spojrzeniem. – No dobra, przepraszam. Pewnie na twoim miejscu postąpiłabym tak samo.
- Więc byś się nie zgodziła?
Rozłożyła bezradnie ręce.
- Pewnie musiałabym się nad tym poważnie zastanowić.
Zastanawiam się już od kilkudziesięciu godzin, ale jasna odpowiedź jeszcze się nie wykrystalizowała. Praktycznie co pięć minut zmieniałam zdanie. Rozpatrywałam wszystkie wady i zalety. Z niechęcią przyznaję, iż więcej tych drugich. Pewnie każda dziewczyna na moim miejscu natychmiast spakowałaby swoje walizki i z ochotą przeniosła się do Nikoli. Ja jednak ceniłam sobie w życiu niezależność, a ten przeklęty siatkarz najwidoczniej zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Jestem prawie jak kot – lubię chodzić własnymi ścieżkami.
Razem z Zo opuściłam budynek, w którym mieściła się szkoła języków obcych i pomimo mrozu oraz śniegu, ruszyłyśmy w stronę Podpromia. Kolejny mecz. Nie chciałam się na nim pojawiać. Najchętniej zaszyłabym się we własnym łóżku, nakryta grubą pierzyną z kubkiem gorącej herbaty z sokiem malinowym. No ale słowo się rzekło i przyjść musiałam. Przy okazji obiecałam do końca meczu dać Kovaceviciowi odpowiedź. Pięknie się wkopałam.
- Malwina, ty pod samochód chcesz wpaść? – Syknęła Zoe, chwytając mnie za ramię i ciągnąc do tyłu. Tak się skupiłam na majaczącym w oddali Podpromiu, że o mały włos nie weszłam na pasy przy czerwonym świetle.
- Przynajmniej bym nie musiała podejmować tak ważnej decyzji – odpowiedziałam z cichym westchnięciem – Zo, ja na serio nie wiem co zrobić.
- A ja chyba mam pomysł, jak rozwiązać twój problem. – Jej tajemniczy uśmiech jakoś wcale nie napawał mnie radością i optymizmem. – Powiedz, że jeśli wygrają dzisiejsze spotkanie, to z nim zamieszkasz. Będzie to z korzyścią dla całej drużyny, bo zacznie się starać.
- O ile w ogóle trener wpuści go na boisko – zauważyłam.
Kiedyś już miałam okazję postawić Nikoli podobne ultimatum. Wtedy jednak nie dotyczyło to tak ważnej sprawy, jak wspólne mieszkanie. Okej, Zoe z Jośkiem jakoś sobie radziła. Oni jednak zaczęli swoją znajomość nieco inaczej. A do tego chyba łączyło ich coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Znaczy się ekspertem w kwestii uczuć nie jestem, ale na sam dźwięk jego imienia widziałam delikatne rumieńce na policzkach Włoszki. Cóż… równie dobrze to może nie znaczyć nic, więc nie chcę bawić się nawet w domysły.
Wchodząc na halę odczuwałam niemałą satysfakcję na widok mojego byłego szefa, który musiał użerać się z jakąś niedoświadczoną dziewczyną. Posłałam szeroki uśmiech Nikoli, gdyż to z nim właśnie wkroczyłam na teren Podpromia. Kilka fanek uraczyło mnie spojrzeniami pełnymi zawiści. Och, weźcie się wypchajcie.

#Zoe
- Jochen, chyba musisz iść się rozgrzewać... – stwierdziłam, pocierając nerwowo swoją szyję. Niemiec opierał się o bandy reklamowe, a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, ale... Nie chciałam się znaleźć w jakiejś pomeczowej galerii, a fotografów dookoła było mnóstwo. Odruchowo poprawiłam bransoletkę na lewym nadgarstku. – Trener się wymownie na nas patrzy.
Wywrócił teatralnie oczami, po raz kolejny mierząc mnie wzrokiem. Już parę razy stwierdził, że bardzo ładnie wyglądam w jego koszulce, a teraz uznał tylko, iż nie spodziewał się mnie tu dziś zobaczyć i chce się nacieszyć moim widokiem. Spuściłam wzrok pod jego wesołym spojrzeniem. Pocałował mnie jeszcze w policzek i oznajmił, że idzie. Westchnęłam i ruszyłam w stronę Malwiny, która siedziała już na swoim krzesełku.
- Trzymam kciuki, żeby wygrali, tym razem z dwóch powodów – powiedziałam i puściłam do niej oczko. Gdyby aktualnie coś piła, pewnie by się zakrztusiła, a w tym przypadku tylko wytrzeszczyła oczy.
- Ja już żałuję, że mu to zaproponowałam – westchnęła. W zasadzie odważyła się to zrobić przez moje ględzenie o tym, żeby dała szansę Nikoli, bo on jej nie skrzywdzi, a jego oferta wypłynęła z dobrego serca. Szturchnęłam ją w bok i pokazałam jej zdjęcie roześmianego Kovacevicia, które udało mi się zrobić chwilę wcześniej moim Nikonem.
- No patrz, jak on ślicznie wygląda! – rzuciłam z szerokim uśmiechem. Malwina zmrużyła oczy i spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
- Zajmij się swoim facetem – burknęła. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Dźgnęłam ją w bok, a ona pisnęła, ale nie pozostała mi dłużna. To była taka przyjacielska szamotanina, która nie skończyła się dobrze. Przynajmniej nie dla mnie. – Ojoj...
Oczy Malwiny wędrowały po kuleczkach bransoletki, które jeszcze wcześniej osłaniały mój nadgarstek, a teraz spadały to na moją torebkę, to na podłogę hali. Nie to jednak było najgorsze. Niemal słyszałam, jak wstrzymuje oddech, i wtedy się zorientowałam, w jakim punkcie ostatecznie utkwiła swój wzrok.
Zaczerwieniłam się, nie patrząc w jej stronę, i zagryzłam nerwowo wargę, szybko naciągając rękawy czarnego sweterka. Chciałam udawać, że nic się nie stało, ale Malwina mi na to nie pozwoliła.
- Zoe... – zaczęła cicho, patrząc na mnie zszokowana. – Co to jest?
- Nic – mruknęłam, bojąc się spojrzeć w jej oczy. Zadrżała mi dolna warga. Przełknęłam ślinę, powstrzymując łzy przed napłynięciem do moich oczu. Ostrożnie schyliłam się, by w miarę możliwości pozbierać rozsypane kuleczki.
- Chciałabym pomóc.
- A ja nie chcę pomocy.
Wiem, że mogłam ją trochę urazić, ale nie byłam przygotowana na poważną rozmowę. Tu, na Podpromiu? Niemożliwe. Siedziałyśmy więc w milczeniu, nie odzywając się do siebie do końca meczu (czyli do porażki Resovii).

#Malwina
Przez cały mecz siedziałam na swoim miejscu, jak struta. Nie byłam w stanie cieszyć się ze zdobytych punktów Resoviaków, którzy swoją drogą, mogli zdecydowanie lepiej się postarać w tym meczu. Koniec końców przegrać w tie-breaku, to chyba i tak porażka. Spoglądając na elektroniczną tablicę miałam ochotę zacząć śmiać się oraz skakać z radości. Szybko się opamiętałam. Po pierwsze: przeszło mi patrząc na przygaszoną Zoe. Po drugie: przeszło mi widząc, że Nikola nie jest już tak samo szczęśliwy jak jeszcze dwie godziny temu. Położył się na parkiecie na pomeczowe rozciąganie, ale na jego ustach nie było już szerokiego uśmiechu. Nic dziwnego. On przegrał podwójnie. Nie dość, że mecz, to jeszcze nie wprowadzę się do jego domu. Gdyby tylko trener dał mu trochę więcej czasu na boisku… Nie! Tak jest dobrze. Ja zostanę w swoim mieszkaniu, a on może wreszcie rozejrzy się za jakąś inną dziewczyną, która przyjmie pełen wachlarz jego zalet.
Podniosłam się z miejsca, przecisnęłam przez tłum kibiców i podeszłam do barierki, przy której stał ochroniarz. Próbowałam jakoś go przekonać, by pozwolił mi podejść do Nikoli, ale nic z tego. Cóż mi było po oryginalnej koszulce Kovacevicia? Ona nie dawała przepustki na zaplecze. Tkwiłam więc cierpliwie wśród głośnych fanek, aż wreszcie Serb raczył mnie zauważyć. Przeprosił dwójkę kolegów z przeciwnej drużyny i ruszył w moją stronę. Rzecz jasna fani natychmiast postanowili wykorzystać tą chwilę. Nikola machnął kilka autografów, by wreszcie wyciągnąć dłoń w moją stronę. Wchodząc na parkiet, posłałam ochroniarzowi tryumfalny uśmiech.
- Chodź, komuś ciebie przestawię – rzucił grobowym tonem. To nie była jeszcze odpowiednia chwila na rozmowę o postawionym przeze mnie ultimatum. Podążyłam więc posłusznie za Serbem. Nie przeszkadzało mi nawet, iż ściska kurczowo moją dłoń, a nasze palce jakoś tak odruchowo splotły się ze sobą.
- Niko, czyżbyś wreszcie zechciał pochwalić się swoją dziewczyną? – Zapytał ciemnowłosy siatkarz Skry z numerem czternaście na koszulce. Przyznać trzeba, że uśmiech to ma piękny.
- Malwina, to Aleks – wskazał tego ciemnowłosego – i Cupko – tym razem jego wzrok powędrował w stronę blondyna. – Kumple z mojej drużyny narodowej.
- Miło was poznać – rzuciłam z szerokim uśmiechem w stronę tej dwójki. Z chęcią bym uścisnęła ich dłoń, ale Nikola mi na to nie pozwolił. Chyba specjalnie tego nie zrobił.
- To kiedy ślub?
- Tak właściwie, to Malwina nawet ze mną nie mieszka i nawet nie jesteśmy…
Jakoś tak nagle zrobiło mi się żal Nikoli, który z zażenowaniem przesuwał kciukiem po moich knykciach.
- Nikola, ale przecież po tym dzisiejszym meczu mieliśmy wszystko zaplanować.
Okej, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć? Przynajmniej efekt był zadowalający. Kovacević uśmiechnął się szeroko, uśmiechnął się szeroko i nim zdążyłam cokolwiek zrobić – pocałował mnie. I nie był to zwykły, grzeczny pocałunek. Nikola wpił się zachłannie w moje usta, a ja nie potrafiłam mu się oprzeć. Wspięłam się na palce, zarzucając ręce na jego kark. Dawno już nie czułam się tak fantastycznie.
- A teraz ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił radośnie Krzysiek Ignaczak, skacząc dookoła. Chyba jednak nie powinien być taki wesoły, skoro jego drużyna przegrała mecz, prawda?
Odsunęłam się od Nikoli z cieniem uśmiechu na ustach oraz szkarłatnymi rumieńcami na policzkach.

#Zoe
Przycupnęłam na schodach, z uśmiechem spoglądając na Malwinę i Nikolę. Cieszyłam się z tego, że w końcu coś się między nimi wydarzyło. Może Malwa miała jednak zamiar wprowadzić się do Serba? Hm, kto wie.
- Ciocia Zosia! – Pisk Dominiki, która biegła w moją stronę, wyrwał mnie z zamyślenia. Dziewczynka pokonała kilka schodków i z impetem wpadła na moje kolana, obejmując mnie za szyję i ściskając mocno. Uśmiechnęłam się mimowolnie i pogładziłam dłonią jej jasne włoski. Dostrzegłam postać zmierzającą w naszą stronę i na krótką chwilę zdrętwiałam, bo zrozumiałam, kto to jest, ale na widok ciepłego uśmiechu widniejącego na twarzy kobiety przeszło mi całe zdenerwowanie.
- A więc ty jesteś Zoe – powiedziała, siadając obok mnie i patrząc na swoją córeczkę. Powoli pokiwałam głową. – Jestem Iwona.
- Miło mi panią poznać – odparłam, a ona skrzywiła się momentalnie.
- Nie mów do mnie „pani”. Czuję się staro, nawet z „wiecznie młodym” mężem u boku – rzuciła. Roześmiałam się i na moment między nami zapadła niezręczna cisza. – Dziękuję ci.
- Za co? – spytałam, mrugając oczami. Dominika marszczyła nosek, słuchając nas, bo nic nie rozumiała z tej angielskiej paplaniny.
- Krzysiek mi opowiadał, że w jakiś sposób mu pomogłaś... Nam pomogłaś. Dziękuję – wyjaśniła, a w jej oczach widziałam, że naprawdę nie miała mi za złe tego, że zaprzyjaźniłam się z jej mężem. Nie była jedną z tych zazdrosnych, despotycznych żon. Ale jednak porządnie się wkurzyła, kiedy zorientowała się, że Igła może ją zdradzać (absurd!), co nikogo nie powinno dziwić.
- Niech pa... Nie dziękuj – mruknęłam, a Dominika z braku lepszego pomysłu pocałowała mnie w policzek. – Lubię pomagać.
„Gorzej, jeśli to się źle na mnie odbija” – dodałam w myślach. Uścisnęła moją dłoń i pochyliła się w stronę córki, by jej coś powiedzieć, ale przerwał jej pewien dwumetrowiec wołający mnie po imieniu.
- Zo! – Jochen podszedł do nas i przykucnął przede mną, obejmując wzrokiem moją sylwetkę i siedzącą mi na kolanach blondyneczkę. – Do twarzy ci.
Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy dotarło do mnie, o czym on mówi. Na moje policzki wstąpił rumieniec. Spuściłam wzrok, a Iwona, jakby wyczuwając napięcie, zostawiła mi Dominikę i ulotniła się, na pożegnanie puszczając jeszcze do mnie oczko. Niemiec zaś uniósł dłoń i zaczął okręcać sobie pukiel moich włosów wokół palca, wpatrując się we mnie intensywnie.
- Matczyny instynkt? Można na to coś zaradzić – stwierdził i wyszczerzył się. Puknęłam go w czoło.
- Odwal się – burknęłam, obrażając się jak mała dziewczynka. Szatyn usiadł obok nas na schodku. Widziałam, jak spogląda w stronę Kovacevicia i jego... hm, dziewczyny? Nie wiem, czy mogę to już tak nazwać. Musiałabym spytać Malwiny.
- Wreszcie się zeszli – powiedział, otaczając mnie ramieniem.
- Zauważyłam – prychnęłam.
- Nie bądź zła. Przecież ja sobie tylko żartuję – szepnął. Uniósł palcem mój podbródek i przytknął swoje ciepłe wargi do moich. Szybko się odsunęłam od niego.
- Hej! Nie gorszmy dziecka!
Dominika, jakby rozumiała, co ja mówię, wyciągnęła małą rączkę w kierunku twarzy Niemca i z całej swojej siły uderzyła go w nos. Wybuchłam śmiechem na widok jego miny, a dziewczynka objęła mnie ponownie za szyję i posłała siatkarzowi spojrzenie mówiące mniej więcej tyle co: „spadaj, ciocia jest tylko moja”.
Wstałam i pomogłam jej zejść po schodkach, zostawiając Jochena w tyle.

- Chocz, Dominika – powiedziałam powoli. – Idziemy... – zawahałam się na chwilę. – Idziemy szukamy tata.

27 czerwca 2013

14 - Kiedy nasze światy się zderzają



#Zoe
Wcale nie było tak źle, jak podejrzewałam po zadaniu przez Jochena pytania. Igła chyba pomyślał i o tym, bo nakazał Dominice wziąć tablicę, na której się rysuje magnesami, a potem wszystko zmazuje. Ach, nie ma to jak porozumiewanie się pismem obrazkowym! Przydałyby się jeszcze piramidy, faraonowie i piasek dookoła. Właściwie to przez kilka miesięcy oboje zdążyliśmy się nauczyć niektórych zwrotów w języku polskim, więc nasze rozmowy z młodymi Igiełkami nie były takie straszne. Aczkolwiek kiedy wreszcie oboje poszli spać, odetchnęłam z ulgą (zapewne z radości, że nie nawaliłam) i napisałam do Igły sms-a, że nie musi przyjeżdżać, bo dzieciaki mogą zostać tu do rana. Dla mnie to nie stanowiło problemu.
- Zoe? – usłyszałam, kiedy cicho opuściłam łazienkę. – Chodź tutaj.
Stąpając powoli na palcach, podeszłam do Niemca, który rozłożył się już na kanapie. Dziś mieliśmy spać tu, bo dzieci oblegały mój pokój. Wdrapałam mu się na kolana i oparłam czoło na jego obojczyku.
- Musimy porozmawiać – stwierdził, bawiąc się materiałem mojej jedwabnej pidżamki. Zaśmiałam się i podniosłam głowę, patrząc w jego zielone oczy.
- Daj spokój. Morałów chyba prawił nie będziesz, prawda?
Kąciki ust delikatnie uniosły mu się w górę, ale był to gest niemal niedostrzegalny.
- Nie, nie będę. Tylko chcę ci powiedzieć, w co się pakujesz. – Zmrużyłam oczy, bo zabrzmiało to dla mnie jak groźba. – Bywam wkurzający, zazdrosny, uparty, a oprócz tego ciężko będzie się mnie pozbyć, bo dość łatwo się przywiązuję. Dodatkowo będę cię pilnował w dzień i w nocy, żebyś nie robiła żadnych głupstw, nawet wtedy, gdy będziesz zapewniała, że wszystko w porządku. Poza tym...
- To twoje przemówienie chyba jednak ma na celu zanudzenie mnie – powiedziałam, przerywając mu. – Ja i tak już wybrałam, mojej decyzji nie zmienisz. No, chyba że chcesz się mnie pozbyć.
Parsknął śmiechem, a ja zatkałam mu usta dłonią, sycząc, żeby nie obudził dzieci. Okręcił sobie pasmo moich włosów wokół palca i wsunął drugą rękę pod materiał mojej bluzki.
- Zo, jeśli ktoś miałby tu chcieć się kogoś pozbyć, byłabyś to ty. W końcu to twoje mieszkanie. A ja tu jestem z własnej woli. Nieprzymuszonej – wymruczał, przygryzając płatek mojego ucha. Zadrżałam mimowolnie i cicho westchnęłam.
- Mógłbyś jakiś dowód dać, czy coś...
Chwycił mnie za nadgarstki i w jednej chwili przytwierdził do kanapy. Zawisł nade mną, a jego usta niespodziewanie zmiażdżyły moje. Wyswobodziwszy ręce, objęłam nimi Jochena za szyję i przylgnęłam do niego, spragniona pieszczot jak sucha ziemia wody. Było mi gorąco i ledwo oddychałam pod ciężarem Niemca, ale nie miałam zamiaru zmieniać biegu wydarzeń. W przeciwieństwie do małej Dominiki.
- Zoe? – Dziewczynka, przecierając oczy, podeszła do naszej kanapy. W mgnieniu oka oderwaliśmy się od siebie z nadzieją, że Igła nie oskarży nas drugi raz o demoralizowanie jego złotek. Dominika wskazała rękami na swój brzuch. Oho, chyba była głodna. O jedenastej w nocy.
Niechętnie wstałam i wzięłam ją za rękę, prowadząc do lodówki, żeby mi pokazała, co chce zjeść. Ach te małe dzieci. Potrafią zaskakiwać.

#Malwina
Dalsza droga do mojego mieszkania upłynęła nam w milczeniu. Zdawało się, że oboje pogrążeni jesteśmy we własnych myślach. O dziwo nie przeszkadzała mi ręka Nikoli, którą obejmował mnie w talii tak, że szłam wtulona w jego bok. Co jakiś czas zadzierałam głowę, by spojrzeć na siatkarza. Oddałabym wszystko za zapoznanie się chociaż z małym procentem jego myśli. Nie chciałam pytać. Nie mogłam okazać się jedną z tych wścibskich dziewczyn, które muszą wiedzieć dosłownie wszystko.
Wchodząc do mieszkania nieco się odprężyłam. Tutaj Nikola nie mógł mi już zagrozić skakaniem z mostu, czy też rzucaniem się pod koła samochodu. Posłałam Serbowi nieśmiały uśmiech, którego o dziwo nie odwzajemnił. Zrobiłam coś nie tak? Bez słowa zajął miejsce na kanapie, uprzednio rzucając swoją sportową torbę w kącie. Ponownie miałam ochotę sięgnąć po telefon i napisać do Zoe. Ona w tej chwili zdawała mi się jedyną osobą, która zrozumiałaby dziwne zachowanie siatkarza. Powstrzymałam się. Z całą pewnością miała teraz zupełnie inne sprawy na głowie. Musiałam ze swoim problemem uporać się sama.
- To zrobię tą czekoladę – mruknęłam cicho zdając sobie sprawę, iż stanie na środku salonu i przyglądanie się Nikoli, nie ma właściwie większego sensu. Ledwo zauważalnie skinął głową. Pod nosem mruknęłam kilka przekleństw.
Jaka czekolada jest najlepsza? Z całą pewnością nie taka z torebki, którą wystarczy zalać gorącą wodą. Ona nie ma odpowiedniego smaku. Właściwie, to jest mdła i nie da się jej pić. Z lodówki wyciągnęłam więc karton mleka oraz tabliczkę mlecznej czekolady. Sięgnęłam po garnuszek, do którego najpierw wrzuciłam kilka kostek, aby się stopiły. Dopiero później dolałam mleka. W oczekiwaniu, aż wszystko razem się zagotuje, zajrzałam jeszcze do lodówki, by odszukać bitą śmietanę. Skrzywiłam się. No dobra. Taka zrobiona przeze mnie byłaby znacznie lepsza. Niestety nie miałam na to ochoty, ani czasu.
- Kuźwa! – Krzyknęłam widząc, że moja czekolada w połowie wykipiała na kuchenkę. Tak się skupiłam na tej bitej śmietanie, aż zupełnie zapomniałam o garnku, który stał na palniku.
Do pomieszczenia wpadł – dosłownie wpadł – Nikola. Wyglądał na nieco zaniepokojonego. Machnęłam ręką. Przecież nic się nie stało. Będę musiała przygotować wszystko od nowa, ale to nic takiego. Chwyciłam garnek z zamiarem wylania jego zawartości do zlewu.
- Zwykła herbata też może być – szepnął Nikola, zanurzając nos w moich włosach. Drgnęłam niespokojnie. Musiał to poczuć, ale się nie odsunął. Wręcz przeciwnie. Jego wielkie dłonie spoczęły na moich biodrach. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza czując, że to wszystko zmierzać będzie w jednym kierunku. Nie mogłam mu na to pozwolić… Mogłam? Odwróciłam się niepewnie.
- Nikola, ja…
- Ćss – Palec wskazujący położył na moich spierzchniętych wargach. – Po prostu herbata.
- Ale myślałam, że masz ochotę na czekoladę – pewność siebie powoli do mnie wracała. – Więc jeśli chcesz się jej napić, to się odsuń.
- A jeśli nie chcę, bo mam ochotę na coś innego?
Uniosłam w górę brew, patrząc Nikoli prosto w oczy. Jego spojrzenie zdawało się mówić: Nie chcę głupiej czekolady! Chcę ciebie! Ach tak?

#Zoe
Dominika jadła przy stole kanapki, które jej pospiesznie przygotowałam, a ja i Schöps siedzieliśmy na kanapie, mierząc się spojrzeniem średnio co pięć sekund. Na twarzy miałam pokaźny rumieniec, a klatka piersiowa unosiła mi się i opadała strasznie szybko. Widział doskonale moje zachowanie i uśmiechał się pod nosem.
- Napijesz się herbaty? – zapytałam w końcu, chcąc przerwać tą niezręczna ciszę. Pokiwał głową, nie przestając się uśmiechać.
Dominika uwiesiła się jeszcze na mojej szyi, powiedziała „dziękuję”, ucałowała mnie w policzek i wróciła do łóżka, natomiast ja zaparzyłam herbatę i odwróciłam się, by z kubkami w dłoniach ruszyć w kierunku Jochena. Bo przecież nie spodziewałam się, że on będzie stał tuż za mną, a ja uderzę w jego tors i obleję się wrzątkiem. No pewnie.
- Ała! – syknęłam i upuściłam naczynia na podłogę. Skóra na brzuchu już zaczynała mnie piec, a Niemiec stał i patrzył się na mnie jak ostatni debil. Spojrzałam na niego wzrokiem, którego morderca by się nie powstydził.
- Zdejmij koszulkę, bo...
- Wiem przecież, idioto! – krzyknęłam, starając się drżącymi rękami złapać mokry materiał bokserki. Jochen, widząc, że mi to nie wychodzi, własnoręcznie mi pomógł, więc po chwili stałam przed nim już odziana tylko w spodenki, biustonosz i wszechogarniające mnie wkurwienie, potęgowane jego rozanielonym wzrokiem utkwionym w moich cyckach. – Posprzątaj to – warknęłam do niego i ruszyłam do łazienki. Wytarłam się i zarzuciłam na siebie niebieską koszulą.
- Zoooo, przepraszam – usłyszałam, gdy tylko wsunęłam się z powrotem pod kołdrę. Splótł moje palce ze swoimi i uśmiechnął się w taki sposób, że zmiękło mi serce. Przez chwilę patrzyłam na w jego oczy, a potem obróciłam się do niego plecami.
- Odczep się – powiedziałam. Nie protestował, ale jego ręka spoczęła na mojej talii, a oddech muskał swoim ciepłem mój kark. Westchnęłam cicho. Chyba domyślałam się, co mu chodzi po głowie, bo dłonią zaczął natrętnie muskać materiał mojego stanika. – Jochen, dzieciaki są za ścianą. Nie gorszmy ich jeszcze bardziej.
Parsknął śmiechem, a ja obróciłam się w jego stronę, nic nie pojmując.
- Ależ Zoe, ja nie zamierzam nic z tobą robić – powiedział, całując mnie w czoło. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Jak to? – sapnęłam, czując jego palce na swojej piersi.
- Normalnie. Będę tylko cię męczył, wzbudzał pragnienie, a potem zostawiał samą z własnymi myślami i niezaspokojonym pożądaniem.
Zbladłam, jednocześnie zagryzając wargę.
- No żartuję – rzucił, na co odetchnęłam z ulgą, ale pomiędzy tym dźwiękiem pojawił się jeszcze cichy jęk, bo jego palce buszowały w moim biuście. – Ale jeszcze chwilę poczekasz.

#Malwina
Siedzieliśmy na kanapie w moim salonie, a rozmowa jakoś tak niespecjalnie nam się kleiła. W dalszym ciągu nie byłam w stanie pojąć tego dziwnego zachowania Nikoli. Najpierw mi się odgraża, że ma zamiar skoczyć z mostu do lodowatej rzeki, a później milczy. Do tego jeszcze chwilę wcześniej stwierdza, iż zależy mu na nim. Niby jakim cudem doszedł do takiego wniosku? To chore i całkiem logiczne, że się o niego zmartwiłam. Chciał przecież skoczyć, debil!
- O czym myślisz? – Zapytał Serb, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzałam prosto w jego oczy, w których czaiło się rozbawienie. Nie no, serio? On zmienia swoje nastroje zdecydowanie częściej niż przeciętna kobieta. Prychnęłam cicho, maczając wargi w stygnącej czekoladzie. Przyznać trzeba, że wyszła mi całkiem nieźle.
- Nie twoja sprawa.
- Och, obraziłaś się na mnie? – Nikola uniósł z rozbawieniem brew. Na stół odstawił swój kubek, który był już chyba pusty. – Malwinko, no ja przecież nie chciałem. Znaczy… no wiesz. Nie miałem na celu ciebie straszyć.
Zabawne. On na serio myślał, że ja się ciągle o to gniewam. Oczywiście mocno mnie wkurzył i ostatnimi czasy jakoś w ogóle nie miał okazji zaplusować, ale na serio nie potrafiłam się obrażać na kogoś takiego jak Nikola. Nadrabiał przecież pięknym uśmiechem, poczuciem humoru oraz dobrymi manierami. Do tego był jedną z nielicznych osób, które darzyłam prawdziwym zaufaniem. Prócz niego na tej liście znajdowała się Zoe z Agnieszką. Zmrużyłam powieki kalkulując sobie w myślach, kiedy to ta rudowłosa małpa planuje znów do mnie przyjechać.
- Malwina. – Nikola dźgnął mnie w bok, przez co o mały włos nie przywaliłam mu łokciem w nos. Ot taki odruch bezwarunkowy. Na całe szczęście siatkarz w porę się odsunął. – No dobra, chyba sobie na to zasłużyłem – mruknął ze smutkiem w głosie.
- Boże, widzisz i nie grzmisz – westchnęłam po polsku, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Po pierwsze, to się nie dźga mnie w bok i nie łaskocze. Po drugie już mówiłam, że się wcale na ciebie nie obraziłam.
- Więc czemu nie chcesz podzielić się swoimi myślami?
- Bo nie są one twoją sprawą.
Znów cisza. Kiedy zaczęła przedłużać się aż do dziesięciu minut, chwyciłam za pilot od telewizora i nastawiłam kanał muzyczny. Przy okazji zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Żadnych nieodebranych wiadomości, maili, czy połączeń. Jak tak dalej pójdzie, to tej pracy w życiu nie znajdę. Nerwowym gestem przeczesałam włosy palcami. Unosząc spojrzenie zorientowałam się, iż Nikola bacznie mi się przygląda. Oblizałam wargi czując, że sytuacja znów zmierza w niewłaściwą stronę.
- To przeze mnie się martwisz – stwierdził, przysuwając się nieznacznie. – Nie możesz zaprzeczyć.
- Nie mogę.
- Dlatego zgodzisz się przyjąć moją propozycję.
Wpatrywałam się teraz w Serba z otwartymi ustami. Z całą pewnością nie wyglądałam zbyt inteligentnie.
- Przeprowadzisz się do mnie. Nie będziesz musiała już martwić się opłatami za mieszkanie oraz brakiem pracy, a przy okazji uspokoisz moje sumienie.
- Że co proszę?!