3 listopada 2013

17 - Próbujesz mnie ratować, przestań wstrzymywać oddech

#Malwina
- Wyglądasz na zadowoloną – stwierdził Nikola znad kartonu, do którego pakował właśnie moje książki. A przyznać trzeba, że było ich całkiem sporo. Może przez kilka ostatnich lat nie byłam grzeczną dziewczynką, ale lubiłam zatracać się w dobrej lekturze. Nikt nie bronił. W szczególności na odwyku, na którym spędziłam dwa miesiące. Wtedy to właśnie książki uratowały mnie przed utratą zmysłów. Tam było zbyt wiele cierpienia, które wlewało się również do mojego umysłu.
Wzruszyłam ramionami, nie mogąc przestać się uśmiechać. Do torby sportowej wrzucałam swoje ubrania. Dobrze wiedziałam, że tego typu odpowiedź – a raczej jej brak – nie spodoba się Serbowi. Wrzucił kilka książek do kartonu, podszedł do mnie i brutalnie zmusił, bym spojrzała mu prosto w oczu. Tak, ta brutalność ograniczyła się do uniesienia mojej brody dwoma palcami.
- Stało się coś? – Nikola przyglądał mi się uważnie, przekręcając przy tym głowę w zabawny sposób. – Od kiedy cię spotkałem, jeszcze nigdy nie zdawałaś się taka… szczęśliwa.
- Nie?
- Może za wyjątkiem tego, jak byłaś pijana.
Nachmurzyłam się nieco. Nie przypuszczałam, że będzie mi w dalszym ciągu to wypominać. Upijam się tylko raz na jakiś czas, a przynajmniej od przyjazdu do Rzeszowa. Podobno każdy człowiek ma prawo do rozrywki.
- Oj przepraszam. – Siatkarz dźgnął mnie w bok. Znów zaczęłam się uśmiechać, a Nikola wyglądał na zadowolonego. – Odpowiada mi ta radośniejsza wersja Malwiny.
- Fajnie – mruknęłam prawie w jego usta. – Jeśli jednak chcesz mieć mnie w swoim domu już dzisiaj, to lepiej się pospiesz. Sporo tego pozostało, a czasu coraz mniej.
Nikola niechętnie się ode mnie odsunął i zabrał za dalsze pakowanie książek. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na granatowej okładce 50 Twarzy Greya. Kącik ust uniósł w dwuznacznym uśmieszku.
- Czytałaś to? – Z każdą sekunda jego uśmiech stawał się coraz szerszy. Śmiechem wybuchnął dopiero w chwili, gdy nieśmiało przytaknęłam. Nie wolno mi już czytać tego typu książek? Przecież to nie zbrodnia.
- Och, już chyba bym wolała żebyś pakował moją bieliznę – warknęłam, ze złością wrzucając kolejne części garderoby do torby.
- A mogę?
Przewróciłam oczami.
- Zapomnij.

#Zoe
- Zośka, gaz. Ubieraj się.
Odwróciłam się od zlewu, w którym stała cała fura brudnych naczyń, i spojrzałam na Malwinę. Blondynka zmierzyła mnie wzrokiem i chwyciwszy za rękę, zaciągnęła do mojego pokoju, po czym zabrała się za przeszukiwanie mojej szafy. W końcu wydała z siebie tryumfalny okrzyk i rzuciła we mnie niebieską sukienką w kwiatki oraz białym sweterkiem.
- Uhm – mruknęłam, kiwając głową. – O co chodzi?
- Nie pytaj, tylko ubieraj się, umaluj i chodź ze mną – odparła. Westchnęłam i chcąc nie chcąc jej posłuchałam.
Przygotowanie się nie zajęło mi dużo czasu – zaledwie piętnaście minut. Przez cały czas błagałam Malwinę, żeby powiedziała mi, co się dzieje, ale ona pozostawała nieugięta, cały czas powtarzając, że dowiem się w swoim czasie. Mrucząc coś pod nosem, wsiadłam do jej samochodu. Jechałyśmy uliczkami Rzeszowa w kierunku galerii Nowy Świat, a w końcu Malwa zatrzymała się pod blokiem, który wyglądał znajomo. Bo przecież już raz tu byłam. Zamrugałam oczami, a blondynka tylko rozkazała mi wyjść. Krótko po tym, jak zamknęłam drzwi auta, ona odjechała.
Śnieg sypał i opadał na moje włosy. Wsunęłam dłonie do kieszeni i ruszyłam w stronę wejścia do klatki. W drzwiach wyminęłam się z jakimś facetem, więc nie musiałam naciskać domofonu. Jochen mieszkania nie zamknął, więc weszłam do niego po cichu, przekręcając za sobą klucz. Delikatnie stąpając po miękkim dywanie, skierowałam swoje kroki do kuchni, z której dobiegał nieziemski aromat.
- Dzień dobry panu – powiedziałam, wsunąwszy głowę do środka. W zasadzie od wczoraj się prawie nie widzieliśmy, bo ja nocowałam u Malwiny, kiedy wróciłam, jego nie było, a później, gdy przyszedł z treningu, ja poszłam do swojej szkółki.
- Och. – Niemiec poskrobał się po głowie, chyba zaskoczony moim wczesnym przybyciem. – Już jesteś?
- Też się cieszę, że cię widzę – mruknęłam, unosząc jeden kącik ust w górę. – Pomóc?
- Nie, nie – powiedział, gwałtownie gestykulując rękami. – Ja już kończę.
Uwielbiałam spaghetti. Moja mama często robiła je na obiad z pysznym sosem własnej roboty. Miałam przyjemność kosztować tej potrawy również w wielu restauracjach, ale nigdzie nie była taka pyszna jak właśnie u mamy. Nigdy się z taką nie spotkałam. Aż do teraz. Sos Jochena, który oczywiście sam przyrządził, przywodził mi na myśl mój rodzinny dom. Siedzieliśmy przy stole, na którym ciepłym płomykiem jaśniały świece, i delektowaliśmy się swoją obecnością, kosztując jej cały czas po odrobinie.  Założyłam nogę na nogę, uśmiechając się wdzięcznie do Niemca. Jego tęczówki błyszczały w słabym świetle, a ich spojrzenie przyprawiało mnie o szybsze bicie serca.

#Malwina
W prawdzie nie miałam zielonego pojęcia co ten Josiek Szłeps kombinował, ale skoro chciał bym dostarczyła Zoe do jego domu – rola posłańca wcale mi nie przeszkadzała. Miałam przynajmniej okazję przejechać się wypasionym samochodem Nikoli, który pożyczył mi niechętnie. Mocno niechętnie. Według niego kobiety chyba nie najlepiej sprawowały się za kółkiem. Ja wiem, że nie jeździłam przez ostatnich kilkanaście miesięcy, ale tego przecież się nie zapomina. Poza tym ten samochód prawie sam jeździł! Siedzenie za kierownicą było czystą przyjemnością.
Powracając do swojego mieszkania (prawdopodobnie ostatni raz) miałam nadzieję, że Nikola nie zdążył jeszcze niczego zmajstrować. Chociaż mogłam się po nim już wszystkiego spodziewać. Przez blisko dwie godziny nie mógł sobie darować podtekstów dotyczących czytania książek pokroju Greya. Próbowałam jakoś ukrócić jego fantazje. Niestety każde, kolejne słowo zdawało się być coraz gorsze.
- Ale na serio nigdy nie myślałaś o tym, by czegoś podobnego spróbować? – Zapytał, szczerząc się przy tym radośnie, kiedy ustawialiśmy kolejne kartony pod ścianą w przedpokoju. – No przecież musi cię kusić, prawda?
- Nawet jeśli, to nie twoja sprawa – odparłam, obrzucając siatkarza mrocznym spojrzeniem. – Jakie to szczęście, że nie będziemy dzielić jednej sypialni.
- Kto ci tak powiedział?
Uniosłam brew. W prawdzie nie rozmawialiśmy do tej pory, ale nie przypuszczałam, by Nikola chciał się spieszyć. Właściwie, to zaczynałam traktować go w swoich kategoriach. Niepotrzebnie sądziłam, iż myślimy w taki sam sposób. Owszem, spaliśmy już w jednym łóżku i było to całkiem miłe wspomnienie, ale wtedy byłam nieco pijana.
- Nikola, no przecież nie przeprowadzam się by z tobą sypiać – mruknęłam, wbijając wzrok w panele podłogowe. Serb z całą pewnością źle odczytał moje emocje, bo natychmiast znalazł się obok i mocno mnie przytulił.
- Musisz przestać myśleć o sobie w ten sposób. Jesteś fantastyczną dziewczyną, której nie chce się tylko przelecieć. Jedna noc to dla mnie zdecydowanie za mało. – Zaśmiał się, parszywy złośliwiec. Wbiłam mu palec w żebra. – Och, no przepraszam, ale ten twój brak pewności siebie zaczyna mnie zadziwiać. Do tej pory uważałem ciebie za twardą dziewczynę i w dalszym ciągu to szanuję, bo wiem, że w głębi serca taka jesteś.
Jego dłoń powędrowała na moją klatkę piersiową. Byłam prawie pewna, że nie chodzi mu wcale o wyczucie bicia mojego serca. Ponownie zmroziłam go spojrzeniem, odsuwając się nieznacznie.
- Przeginasz.
- Przepraszam. – Pięknie się uśmiechnął, to wybaczyłam. – Ale uwierz mi, że jesteś fantastyczną dziewczyną, którą po prostu chce się ko… - zamilkł na krótką chwilę. – Przytulić.
Ponownie znalazłam się w silnym uścisku jego ramion. Nikola był w stanie zapewnić mi wszystko, czego chciałam – bezpieczeństwo. Tak, rzeczywiście, nie mam zbytnio wygórowanych wymagań. Cieszyłam się również, że nie powiedział tego, co prawdopodobnie miał na myśli. Chciał mnie pokochać? O Panie! Lepiej, żeby tego nie robił.
- Czy możemy kontynuować? Bo jak tak dalej pójdzie, to do jutra się nie przeprowadzę.
Nikola nachylił się i delikatnie musnął moje wargi. Nie zamierzał pytać o pozwolenie. Ja już prawie należałam do niego, co – o dziwo – jednak zaczynało mi się podobać.

#Zoe
Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem robiło ni się coraz bardziej gorąco, a oddech stawał się cięższy. Przełknęłam ślinę, kiedy podniósł na mnie wzrok. Na ustach miał zniewalający uśmiech, przez który serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Odłożyłam na blat lampkę z winem.
- Zo, czym dla ciebie jest seks? - zapytał nagle. Najpewniej spłonęłam rumieńcem, szukając punktu, w którym mogłabym zaczepić swój wzrok. Byle tylko nie jego oczy!
- Nie wiem - wyjąkałam, wgapiając się w swoje paznokcie. - Aktem nieświadomości, przyjemnością fizyczną... - dorzuciłam niepewnie po chwili. Wiedziałam, że w tej chwili czyta ze mnie jak z otwartej książki.
- Nigdy nie robiłaś tego z kimś, kogo naprawdę kochałaś? - spytał. Niechętnie pokiwałam głową, tłumacząc, że nie miałam na to okazji, i drgnęłam, gdy opuszkiem pałac dotknął mojej ręki. - Wielka szkoda.
- A ty, Jochen? - obruszyłam się, chowając dłonie pod stołem. - Ile już kobiet w swoim życiu kochałeś? - Podniosłam na chwilę wzrok, żeby dostrzec nonszalancki uśmiech zdobiący jego twarz.
- Niezależnie od tego, Zo, mogę ci przysiąc, że wiem, co to miłość - powiedział, odchylając się do tyłu na krześle. - A seks z miłości jest najpiękniejszym możliwym przeżyciem, jest dawaniem sobie szczęścia, łączeniem się, zespalaniem - nie tylko w jedno ciało, ale i duszę. Masz sos na nosie.
Porwał leżącą na stole chusteczkę i pochylił się nad stołem, żeby chichocząc, zetrzeć nieproszonego gościa z mojej twarzy. Doskonale wyczułam moment, kiedy zatrzymał palce dłużej na moim policzku, a kciukiem musnął wargę, która momentalnie zadrżała. Przymknęłam oczy i ku jego zaskoczeniu zerwałam się z miejsca. Intuicyjnie odnalazłam jego sypialnię. Zatrzymałam się na środku pomieszczenia, mrugając oczami i dając im szansę ma przyzwyczajenie się do ciemności, po czym odwróciłam się z powrotem w kierunku drzwi. Jochen opierał się swobodnie o framugę, patrząc na moją rozpaloną twarz. Trzęsłam się jak osika, a on tylko się przyglądał. Rozłożyłam ręce i wymusiłam uśmiech, który przyszedł z trudem przez moje zniecierpliwienie.
- Proszę bardzo - rzuciłam cicho. - Jestem twoja.
Podszedł do mnie powoli i chwycił moje dłonie, którymi starałam się szybko i nieudolnie rozpiąć guziki mojego delikatnego, białego sweterka. Uniósł je do ust i pocałował, po czym sięgnął ręką za moją głowę i rozpuścił mi włosy.
- Nie śpieszmy się, Zo - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam, jak miękną mi kolana. - Tu nie ma miejsca na pośpiech.
Moje rozgorączkowanie nagle się gdzieś ulotniło. Jochen usiadł na łóżku i pociągnął mnie na swoje kolana. Musnął ustami moją szyję, a ja zaśmiałam się cicho, bo jego oddech łaskotał moją skórę. Ujęłam twarz Niemca w swoje małe dłonie i oparłam czoło na jego czole, patrząc mu prosto w oczy.
- Daj mi to szczęście.
Poznawaliśmy się powoli, bez pośpiechu, bo tu na pośpiech miejsca nie było. Przysiadłam na stopach, wstydliwie próbując zakryć ciało rękami przed krępującym spojrzeniem Jochena. Chwycił mnie za nadgarstki i odciągnął moje dłonie, kręcąc głową, po czym przejechał palcami po moich ramionach. Westchnęłam.
- Idealna - stwierdził.

Każdy dotyk, zetknięcie się ze sobą dwóch rozpalonych ciał, każdy dreszcz podniecenia, każde spotkanie spragnionych siebie warg, przygryzienie skóry, westchnienie, każdy subtelnie zaznaczony, wilgotny skąd, jęk rozkoszy - wszystko to było drogą z profanum do swoistego sacrum, podczas której straciliśmy to, co było zbędne, a wszelkie bariery zostały zdegradowane. Zostaliśmy tylko my dwoje w naszym intymnym, hermetycznym świecie, do którego nikt nie miał wstępu.