30 maja 2013

11 - lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać

#Zoe
Byłam zła.
Miałam serdecznie dość spojrzeń facetów po pięćdziesiątce utkwionych bezczelnie w moim biuście, tłumaczenia im włoskiego, udawania, że nic nie widzę, a oprócz tego użerania się z tymi, którzy nie do końca znali angielski. Prawda – moja szkółka miała dobrą renomę przez to, że jestem rodowitą Włoszką, ale uczę włoskiego. I żadnego innego języka.
- Zo – usłyszałam za sobą, gdy po skończonej lekcji zbierałam notatki. Od razu wiedziałam, kto stoi za mną, obejmuje mnie od tyłu i opiera podbródek na moim ramieniu. Nikt inny tak nie wymawiał mojego imienia. Odwróciłam się w jego stronę, ale nie cofnął swoich rąk.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, patrząc w jego zielone tęczówki.
- Nie odbierasz telefonów.
- Jakbyś nie zauważył, miałam zajęcia.
Uśmiechnął się i rozejrzał dookoła.
- Teraz wiem – powiedział. – Ale wcześniej się martwiłem. Obudziłem się, a ciebie nie było.
Mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego i wyplątałam się z jego uścisku. Zebrałam wszystkie kartki i włożyłam je do teczki, po czym zmieniłam temat.
- Jak tam bark? – zapytałam, nie patrząc na niego. – Pomogłam choć trochę?
- Zo – zaczął z rozanielonym uśmiechem i błogim wyrazem twarzy. – Pomogłaś bardzo. Chyba zacznę cię wykorzystywać.
Odchrząknęłam znacząco, śmiejąc się pod nosem, bo jego wypowiedź zabrzmiała dwuznacznie. Jochen na przemian otwierał i zamykał usta, a w końcu zmierzwił sobie ręką włosy, wbijając wzrok w jakiś punkt nad moją głową.
- Okej – mruknął. – Jesteś zboczona.
Ściągnęłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersiach, mrużąc oczy. Zauważyłam, że odległość między nami się zmniejszyła, więc zapobiegliwie chciałam się cofnąć, ale napotkałam opór w postaci blatu biurka.
- Ja? – rzuciłam, starając się ukryć zdenerwowanie. – Ty chyba zboczonych ludzi nie znasz. Chociaż... Ignaczak jest zboczony, ale...
Głos mi ugrzązł w gardle, kiedy Jochen dotknął kciukiem mojego policzka. Zakreślił nim kontur moich warg i przyparł mnie delikatnie do blatu. Badałam bardzo dokładnie każdy szczegół jego twarzy, kiedy się zbliżał do mnie bardzo powoli, unosząc moją brodę. Spostrzegłam, że zaciskam palce na jego koszulce. Usta Niemca najpierw dotknęły mojej żuchwy, przez co drgnęłam gwałtownie, odzyskując trzeźwość umysłu. I mimo że miałam na niego okropną ochotę, to jednak nie chciałam dać mu satysfakcji czy czegoś w tym stylu.
- Zo, hej... – Zaskoczony próbował chwycić mnie za nadgarstek, ale zrobiłam unik, uśmiechając się do niego filuternie, i klasnęłam w dłonie.
- No co? Pomagam ci dotrzymać obietnicy! – oznajmiłam radośnie i wyszłam z sali.

#Malwina
Rozmowa z rodzicami przebiegła całkiem dobrze. Przynajmniej do czasu, kiedy byli oni zainteresowani moim nowym znajomym. Rzecz jasna mama już sobie dopowiedziała własną wersję zdarzeń. Według niej Nikola był moim nowym chłopakiem. Oczywiście nie wspomniała o tym na głos, ale widziałam to jej radosne spojrzenie. Ojciec również wyglądał na zadowolonego. Plotkował razem z szatynem o obecnym sezonie oraz pozycji Resovii w tabeli. Nie powiem – dość drażliwy sobie temat wybrał. Mojej młodszej siostrze również spodobał się ten wysoki pan, któremu wcale nie przeszkadzało, iż ktoś wchodzi mu na głowę. Dosłownie. Ten człowiek to dopiero ma anielską cierpliwość. Skąd się tacy w ogóle biorą?
Rozluźniłam się nieco, stawiając na stoliku tacę z gorącą kawą dla rodziców. Mama znów posłała mi ciepły uśmiech. W dalszym ciągu nie dowiedziałam się jednak, dlaczego w ogóle postanowili przyjechać do Rzeszowa bez zapowiedzi. To do nich takie niepodobne. Zazwyczaj długa droga w samochodzie, jest dla nich potwornym utrapieniem. Tak przynajmniej powiedział ojciec, kiedy to miałam dziesięć lat i chciałam razem z nimi pojechać na jakąś fajną wycieczkę. Niechętnie też zajęłam teraz miejsce obok Nikoli, którego ręka natychmiast objęła mnie w pasie. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale skutecznie je zignorował udając, że łaskotanie Kai jest znacznie ciekawszym zajęciem.
- Malwa. – Ojciec odezwał się chłodnym tonem, kierując na mnie to władcze spojrzenie. Straszy z niego despota. Nie powinien się dziwić, że w pewnym momencie zaczęłam robić mu na przekór. Odruchowo się skuliłam. Tym razem to akurat nie uszło uwadze Kovacevicia. Przyciągnął mnie do siebie. Dziwne, ale przy nim czułam się bezpieczniej.
- Tak, tato?
- W drodze do Rzeszowa dostałem wiadomość od twojego szefa. – No to klops! Nerwowo zagryzłam dolną wargę czując, jak serce zaczyna mocno walić. – Skoro cię wywalili, to chyba wiesz…
- Ale to nie tak!
Mój protest rzecz jasna nie spotkał się z uznaniem. Nawet na to nie liczyłam. W myślach dziękowałam Nikoli, że jednak nie odpuścił. Przy nim nic mi nie groziło. A przecież już kilka razy zdarzyło się ojcu stracić nad sobą kontrolę. Musiałam się jakoś wytłumaczyć. Chociaż z drugiej strony, przecież nie mogłam wszystkiego zwalić na Nikolę. On nie był niczemu winien. Chciał dobrze, ale nie wyszło. A ponoć dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane…
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. – Spuściłam wzrok na moje dłonie, które trzymałam splecione na kolanach. – Ale przecież mogę znaleźć coś innego. To jeszcze nie koniec świata.
- Ja widzę to inaczej – odparł ojciec chłodnym tonem. Mama jęknęła cicho, tuląc do siebie nadpobudliwą Kaję. – Daliśmy tobie ostatnią szansę i z niej nie skorzystałaś. – Podniósł się z miejsca. – Nie masz już po co wracać do domu.
- Ale…
- Nie będę już słuchać twoich wyjaśnień. Żegnam.
Nie zdążyłam nawet uściskać siostry, która zaczęła przeraźliwie płakać. Mimo swojego wieku chyba pojmowała już wystarczająco dużo. Mama posłała mi bezradne spojrzenie i posłusznie wyszła za ojcem. Nie mogłam powstrzymać łez, które same cisnęły się do moich oczu. Zerwałam się z miejsca. Przechadzanie po pokoju powinno mnie uspokoić, chociaż trochę. Nic z tego. Po krótkiej chwili osunęłam się na podłogę, szlochając głośno.
- Nie wiem o co poszło, ale to chyba moja wina.
Nikola uklęknął naprzeciwko mnie. Wierzchem dłoni ocierał słone krople.
- Nie twoja. – Odsunęłam się nieznacznie. – Ale teraz już idź. Chcę być sama.
- Malwina, nie możesz mnie teraz od siebie odsunąć.
- Wyjdź – szepnęłam.

#Zoe
Byłam prawdopodobnie tak samo zmieszana, jak osobnik, który stanął w moich drzwiach. Stałam z lekko rozchylonymi ustami przez parę sekund, a później gestem ręki zaprosiłam siatkarza do środka.
- Jochen! – krzyknęłam, kątem oka zerkając na Nikolę, który od razu zaprotestował.
- Nie, nie... – mruknął, przeczesując dłonią włosy. Schöps pojawił się w przedpokoju i przywitał z przyjmującym. – Ja do ciebie przyszedłem, Zoe.
Niemiec, który chyba był na mnie trochę obrażony, wzruszył ramionami, oznajmił sucho, że wychodzi i nie będzie nam przeszkadzał. Drzwi zamknęły się za nim z dość głośnym trzaskiem, a Nikola ściągnął brwi w konsternacji, wskazując palcem w kierunku, gdzie zniknął jego kolega.
- Co mu? – zapytał. Wydęłam wargi, prowadząc go do kuchni.
- Zły dzień ma – wyjaśniłam niezbyt przekonywująco. Kovacević przez chwilę wiercił we mnie dziury swoim spojrzeniem, a potem westchnął i parsknął śmiechem.
- Dałaś mu szlaban na macanie?
- My się nie macamy, dupku – burknęłam, a Nikola uniósł ręce w geście pokoju, mrucząc coś pod nosem. – Co?
- Nic, nic. Pewnie zastanawiasz się, po co tu przyszedłem – powiedział.
- A skąd! Przecież umiem w myślach czytać.
- Serio?
- Nie. Więc?
Westchnął, odchylił się na krześle, obracając w dłoniach kubek z kawą, który mu podałam. Czekałam spokojnie, nie patrząc na niego, a on w końcu zaczął mówić. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie nic mrożącego krew w żyłach.
- Musisz mi pomóc – wypalił. Muszę? Aha. Czyli słowo „chcę” w tych czasach już jest lekko nierealne. Pokiwałam głową, dając mu znak, by kontynuował. – Może chociaż ty przekonasz Malwinę do tego, że ten facet, który wyjechał do Stanów, raczej nie wróci, skoro zerwał kontakt...
- Nikola – przerwałam mu. – Ja na ten temat nie wiem prawie nic. Nie jestem w Malwą w jakichś zażyłych stosunkach, zaledwie parę razy się spotkałyśmy... Nie chcę się wtrącać w jej życie – powiedziałam, skubiąc skórki przy paznokciach. Serb spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. – Zależy ci na niej?
- Noo – westchnął, podpierając głowę na łokciach. – Zoe, proszę. Ja nie będę już zaczynał tematu, bo się na mnie wkurzy.
- Sugerujesz, że mi to nie grozi?
Zmrużył oczy i zamyślił się chwilę.
- No ale patrz – zaczął po kilku sekundach. – Mogłybyście się umówić na jakiś babski wieczorek, poplotkować, pozwierzać się...
Pod stołem zacisnęłam palce na swoim nadgarstku. Wyjątkowo zostawiłam bransoletkę na półce w łazience i teraz podłużne szramy mogły być widoczne dla osób niewtajemniczonych. Zwierzać się? Nie, nie lubiłam tego robić. Nawet Jochen musiał się bardzo (oj bardzo) postarać, by wyciągnąć ze mnie jakieś informacje. Zazwyczaj.
- Zoe, słuchasz mnie?
- Nie, przepraszam – powiedziałam ze skruchą, po czym zagryzłam wargę, wahając się. – Ale ci pomogę. A przynajmniej spróbuję.

#Malwina
Ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych. Przez kolejnych kilka godzin próbowałam dodzwonić się do rodziców. Nie odbierali. Nie chcieli już słuchać moich wyjaśnień. Dali mi przecież szansę. Nie skorzystałam w niej, chociaż dobrze wiedziałam, że to skończy się w taki właśnie sposób. Do tego całą złość wyładowałam na Nikoli. Niewiele, a użyłabym określenia niewinny. No ale przecież gdyby nie on, to moje życie wyglądałoby w dalszym ciągu tak samo nudno, jak jeszcze kilka tygodni temu.
Parę minut po godzinie dwudziestej zdecydowałam się na wyjście do sklepu. Jak na złość w mieszkaniu nie miałam już ani kropli alkoholu, który przecież tak dobrze leczył zranioną duszę. Uprzednio wyłączając telefon, ruszyłam do pobliskiego monopolowego. Ekspedientka nie wyglądała na szczególnie zachwyconą z faktu, iż musi mi sprzedać dwie butelki czerwonego wina. Jestem pełnoletnia. W tamtej chwili byłam również zupełnie trzeźwa. Okej, nie wyglądałam najlepiej, ale dlatego właśnie potrzebowałam wina. Bez powodu nigdy nie decydowałam się jeszcze na samotne picie.
- Malwina – do moich uszu dotarł karcący głos z charakterystycznym akcentem. Niechętnie podniosłam spojrzenie na Włoszkę, która stała w wejściu do mojej klatki. Westchnęłam cicho. No to chyba z tego samotnego picia nic nie wyjdzie.
Na usta przykleiłam szeroki uśmiech.
- Cześć, Zoe – jakimś cudem mój głos się nie łamie. Znów mogę podziwiać swoją samokontrolę. – Stało się coś?
- Jak byś odbierała telefon, to pewnie byś wiedziała – odpowiedziała z nachmurzoną miną, przestępując z nogi na nogę. No tak. Musiała na mnie czekać już jakiś czas na tym mrozie. Nie chcąc wykazać się brakiem podstawowego wychowania, zaprosiłam Zoe do środka.
Droga po schodach na piętro upłynęła nam w milczeniu. Co chwila odzywały się butelki wina, które obijały się o siebie. Zdrowy rozsądek powinien mi zakazać picia. Żołądek również powinien się nieco buntować. Niestety podświadomość potrzebowała się chociaż przez krótką chwilę odprężyć. Niby dlaczego miałoby się to nie odbyć w towarzystwie Zoe? Dziewczyna była jedną z nielicznych osób, które mnie tak dobrze rozumiały. Z nią mogłam na spokojnie porozmawiać o tym, co dzieje się w moim życiu. A taką przynajmniej miałam nadzieję. Normalnie zadzwoniłabym do Agnieszki. Niestety moja przyjaciółka ostatnimi czasy stała się zdecydowanie zbyt monotematyczna. Ciągle powtarza, że musi znów zawitać na Podpromiu, bym mogła jej przedstawić całą, rzeszowską drużynę. Ze względu na naszą znajomość pewnie nie miałabym nic przeciwko, ale z Resoviaków znałam jedynie Nikolę i Maćka Dobrowolskiego. Obu nie chciałam widzieć na oczy. Maciek zawiódł moje zaufanie. Nikola natomiast chciałby ode mnie zdecydowanie więcej, niż mogłabym mu dać.
Wchodząc do mieszkania cieszyłam się, iż jednak przed wyjściem nieco je ogarnęłam. Kiedy mi smutno, to lubię sobie posprzątać.
- Malwina, co się dzieje?
Tego pytania obawiałam się najbardziej. Mogłabym opowiedzieć o moich rodzicach, Nikoli oraz prawdziwej miłości, która siedzi z oceanem i nie chce się do mnie odezwać, a do tego strata pracy. Ale to były tylko powierzchowne sprawy, dopełniające jedynie czarę goryczy. Miałam mętlik w głowie. Irracjonalne uczucia dochodziły do głosu w najmniej odpowiednich momentach. Nic nie było takim, jak to sobie zaplanowałam. Nie mogłam poskładać własnego życia w jedną, spójną całość.

- Może chcesz się napić? – Zapytałam, spoglądając wymownie na dwie butelki wina, które tylko czekały na to, by je otworzyć i opróżnić do zera. Odetchnęłam z ulgą widząc, jak Włoszka kiwa ochoczo głową. Kiedy otwierałam wino wspomniała coś o babskim wieczorze. A mi ten pomysł jak najbardziej przypadł do gustu.


bluśka: No czeeeeść. Wracam do świata żywych po długim okresie bez komputera. Przepraszam za wszystkie zaległości, będę się starała je nadrobić... No ale trochę to może potrwać. A tak na marginesie, to mam do was prośbę. Możecie zagłosować TUTAJ? Byłabym bardzo, bardzo wdzięczna, a jeszcze bardziej, gdybyście podali chociażby do tych najbliższych znajomych :)

23 maja 2013

10 - Już nigdy, nigdy nie naprawię tego, co zepsułem



#Malwina
Z krainy Morfeusza wyrwał mnie zapach aromatycznej kawy. Niechętnie podniosłam powieki. Jak to dobrze, że ktoś pomyślał o zasłonięciu rolet. Słońce niechybnie by mnie oślepiło lub zmusiło do powrotu do sennych marzeń. Przeciągnęłam się pilnując koszulki, która jak na złość lubiła się zbyt wysoko podwijać. Sapnęłam cicho. Byłam prawie pewna, że Nikola specjalnie ją dla mnie wybrał. Szkoda, że nie mógł do tego dorzucić jeszcze spodenek, ale uparcie twierdził, iż wszystkie zostawił na Podpromiu lub zalegają w koszu na brudy. Jasne. Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Nie chciałam jednak spać w ubraniach, więc musiałam brać, co dawał.
Jęknęłam cicho, kiedy mój żołądek zamruczał głośno na widok jedzenia. Nigdy nie przypuszczałam nawet, by Nikola był skłonny do tego typu gestów. Właściwie w ogólnie nie podejrzewałam go o jakiekolwiek umiejętności kulinarne. Kanapki z Nutellą wyglądały całkiem apetycznie, a kawa pachniała bardzo przyjemnie. Natychmiast zabrałam się za jedzenie, zupełnie zapominając o tym, co jeszcze przed sekundą kołatało się po mojej głowie. Byłam tak głodna, że jedną kanapkę wpakowałam do ust niemal w całości. Nikola zaśmiał się serdecznie, majstrując coś przy swoim telefonie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, iż prawdopodobnie zrobił mi zdjęcie.
- Nikola! – Krzyknęłam, chociaż nie brzmiało to tak, jak powinno. Serb nie mógł już powstrzymywać się od wybuchu szczerym śmiechem. – No bałdzo żabawne.
- A żebyś wiedziała, że bałdzo.
Mimowolnie przesunęłam spojrzeniem po pomieszczeniu. Zerkając na zegarek o mały włos nie dostałam palpitacji serca. Trzynasta?! To przecież nie było możliwe. Nie mogło dziać się naprawdę. Zaklęłam głośno, zrywając się z łóżka. Nie zawracałam już sobie głowy koszulką. Nikola gwizdnął cicho, a następnie uchylił się przed lecącą w niego poduszką.
- Miałeś mnie obudzić! Przez ciebie nie poszłam do pracy, a szef pewnie mnie zwolni. – Zaczynałam panikować, oddychając przy tym zdecydowanie za szybko. – Nikola, jeśli stracę tą pracę, to już nie będę miała do czego wracać.
- Spokojnie, zająłem się tym.
Dlaczego to stwierdzenie wcale mnie nie ucieszyło? Hm, zapewne dlatego, że zaledwie dwie minuty później rozdzwonił się mój telefon. Szef był wkurzony. Najpierw wyzwał mnie od najgorszych, czym niemal doprowadził mnie do płaczu, by wreszcie oznajmić, iż zostałam zwolniona i nie mam do czego wracać. Według niego lepiej też było, żebym nie przychodziła na mecze. Ponoć wśród siatkarzy załatwił mi złą prasę.
- Czym ty się zająłeś co?! – Nikola spojrzał na mnie pytająco. – Właśnie zostałam zwolniona. Zadowolony?
- Nie, ja… To niemożliwe – szepnął Serb. – Rozmawiałem przecież z twoim szefem i kiwał głową na znak, że możesz się nie pojawiać w pracy.
- Do głowy ci nie przyszło, że ten idiota nie zna angielskiego? On ledwo posługuje się swoim ojczystym językiem.
No pięknie. Piękne chwile, które bym mogła na starość wspominać, właśnie minęły bezpowrotnie. Nie mogłam się gniewać na Kovacevicia, bo przecież chciał dobrze. Westchnęłam więc cicho, zajmując się drugą kanapką. Trochę osłody zawsze się przyda.

#Zoe
Przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno. Okropnie bolały mnie plecy i głowa, na dodatek gdy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że Jochena nie ma i dochodzi południe. Jęknęłam, zwlekając się z łóżka. Przez chwilę siedziałam na jego brzegu, przecierając zaspaną twarz, a później wstałam, zrzuciłam pidżamę i w samej bieliźnie ruszyłam do łazienki. O piętnastej miałam się stawić w szkółce włoskiego, a do tego czasu pasowało zrobić jeszcze jakiś obiad, żeby Jochen po powrocie z treningu nie głodował. Tylko że on wrócił dużo szybciej niż przypuszczałam - właśnie w chwili, kiedy stałam przed lustrem w samych majtkach i staniku, użerając się z tuszem do rzęs. Widział, że drzwi łazienki są otwarte na oścież (spodziewałam się, że teraz będę mieć trochę prywatności), więc wpadł do niej i zatrzymał się gwałtownie, mierząc mnie wzrokiem. Sapnął cicho i zmierzwił sobie brązowe włosy. Ja zaś nie odrywałam brzucha od krawędzi umywalki i skupiałam się na spokojnym malowaniu rzęs.
- Co? - burknęłam niby to obojętnie. Jeśli nie widział drżących dłoni, to pewnie zdradził mnie rumieniec na twarzy. Niemiec skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się nerwowo.
- Robisz to specjalnie?
- Ależ skąd. Jak możesz mnie w ogóle o takie coś podejrzewać?
Westchnął, pokręcił głową i podszedł do mnie. Dłonie oparł na umywalce po obu stronach moich bioder, a brodę na obojczyku, po czym spojrzał w lustro na moją twarz. Starałam się jakoś spokojnie kontynuować robienie delikatnego makijażu, ale niespecjalnie mi to wychodziło, co Jochen skomentował śmiechem.
- Gdzie ty masz zapięcie od tego stanika? – Wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego jak na idiotę. – No bo z tyłu nie ma... – mruknął, wodząc palcem po moich plecach. Wstrzymałam oddech i wskazałam na miejsce między piersiami. Uniósł brwi, przesunął dłonią po mojej talii i przyjrzał się temu. Bardzo... dokładnie.
- Jochen – jęknęłam, gdy ukąsił mnie w szyję. Oddech miałam nienaturalnie szybki i ciężko mi było nad sobą panować. - Schöps, mendo społeczna i durny patafianie! Wczoraj się całować nie chciałeś! Ja się już zaczęłam zastanawiać, czy ty żony już nie masz... Albo czy gejem czasem nie jesteś! Albo... albo impotentem z fobią przed zbliżeniem się do kobiety, cholera jasna! – wyrzuciłam z siebie. Parsknął śmiechem i uszczypnął mnie.
- Nie mam żony ani dziewczyny, bo bym się do ciebie nie wpraszał. Nie jestem gejem, bo mi się podobasz. A że nie jestem też impotentem, to się dowiesz dość szybko, jeśli mi będziesz takie widoki prezentować.
- Grozisz czy obiecujesz?
Nie odpowiedział, tylko przygryzł jeszcze płatek mojego ucha, zostawił w spokoju szelkę od biustonosza, posłał mi swój piękny uśmiech i wyszedł, zostawiając mi całą analizę swoich słów jako zadanie domowe. I takim oto sposobem zamiast samotnego, poukładanego życia miałam egzystencję odznaczającą się burdelem na kółkach w głowie i totalnym zdezorientowaniem.

#Malwina
Głośno protestowałam za każdym razem kiedy Nikola sugerował, bym pojechała do szefa. Ponoć rozmawiając z nim mogłam załagodzić sprawę. Och, no pewnie! Problem polegał na tym, że kiedy już na coś się uprze, to pewnie nic nie jest w stanie przekonać go do zmiany zdania. Żeby ten dzień stał się jeszcze gorszy, otrzymałam chyba jeden z najgorszych telefonów w swoim życiu. Zaraz po tym, w którym po raz pierwszy została zwolniona z pracy.
- O nie, nie, nie – pokręciłam głową, odrzucając od siebie telefon. Zupełnie tak jakby parzył. Chociaż… chyba było w tym coś z prawdy. Nikola posłał mi pytające spojrzenie znad swojej miski z zupą pomidorową. Westchnęłam cicho, ukrywając twarz w dłoniach. Apetyt mi już nie dopisywał tak samo dobrze, jak przed chwilą.
- Malwina, powiesz wreszcie co się stało?
- Moi rodzice – odburknęłam bez entuzjazmu. No cóż, ta odpowiedź niewiele mówiła Nikoli, więc musiałam dodać jeszcze: - Państwo Sasal zjawili się w Rzeszowie, siedzą właśnie pod drzwiami do mojego mieszkania i na całe szczęście nic jeszcze nie wiedzą o zwolnieniu.
- W takim razie powinniśmy się zbierać. – Nikola w kilka chwil poderwał się z miejsca, pozostawiając swoją zupę. Niesamowite! Jeszcze dziesięć minut temu marudził głośno, jak to potwornie głodny jest. Skoro tak beztrosko zostawiał teraz swój obiad, to po co w ogóle mnie prosił o jego przygotowanie?! Przekonałam się już przecież, że sam potrafi sobie radzić w kuchni.
Zabawne. Zaczynam czepiać się szczegółów. Ale to wszystko na tle nerwowym! To tylko kwestia czasu, nim mój ojciec się o wszystkim dowie. Powinni mnie przecież uprzedzić, że zamierzają przyjechać do Rzeszowa. Myślałam, że oboje zajęci są swoją pracą. Jak widać nieco się pomyliłam wierząc, iż uwierzą mi na słowo i nie zechcą mnie kontrolować. Musiałam wymyślić również jakąś oryginalną wymówkę. Ojciec miał dość konserwatywne poglądy. Jeśli powiem, że nocowałam u kolegi, bo tak mi się podobało – nie uwierzy. Przez całą drogę myślałam więc nad tym, co może uznać za wiarygodne. Właściwie…
- Nikola, nie możesz tam ze mną iść – oznajmiłam siatkarzowi, kiedy zaparkował samochód przed moim blokiem. To cud, że w ogóle znalazł wolne miejsce.
- Przeze mnie wpakowałaś się w kłopoty i mam zamiar tobie pomóc.
- Nie przez ciebie – niemal krzyknęłam, otwierając drzwi oraz wpuszczając do środka chłodne powietrze. – Sama się to wrobiłam. Muszę to jakoś odkręcić.
- Dlatego właśnie pójdę razem z tobą.
- Nie dasz sobie spokoju?
- Nie.
Czego mogłam się spodziewać po tym przeklętym Serbie? Uparł się, że będzie moim wspaniałym przyjacielem. Jak na razie nie zapowiadało się zbyt różowo. Poza tym Nikola miał właśnie poznać moich rodziców! Dopiero wspinając się po schodach stwierdziłam, że to chyba nie jest taki głupi pomysł. Mój ojciec był kiedyś zawodowym trenerem piłki nożnej. Lubi sportowców. W prawdzie z siatkarzami nie miał zbyt wiele do czynienia, ale co za różnica? Sport jak każdy inny. Prawda? No oczywiście, że tak.
Próbowałam się pocieszać. To zabawne, ale obecność Nikoli dodawała mi pewności siebie.
- Malwa! – Rozległo się na korytarzu, a po chwili mała istotka przytulała się do mojego brzucha. Zaśmiałam się cicho, biorąc na ręce młodszą siostrę. Zmieniła się. Nie była już wcale taka mała i drobna. Blond włoski miały nieco inną barwę. Ciemniejszą.
- Cześć Kaja. – Dałam siostrze prztyczka w nos. – Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Bo coś jest z tobą nie tak – bystra z niej istotka. Dotknęła teraz moich włosów. No cóż, one też były ciemniejsze. – A to kto?
Zerknęłam na Nikolę. Jego usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Sam się przedstawił. Podszedł również do moich rodziców, którzy nie wyglądali zadowoleni obecnością jakiegoś obcego faceta w moim życiu. Co z tego, że był przesympatyczny? Najlepiej przecież oceniać powierzchownie.

#Zoe
Smutki poszły w daleką cholerę, z czego byłam bardzo zadowolona. Goiły się rany nie tylko na nadgarstku, ale też na duszy. Chyba w dużym stopniu była to zasługa piosenki jakiegoś polskiego zespołu, którego nazwy nie mogłam zapamiętać. Pokazał mi ją Ignaczak, który wpadł do nas przed treningiem i cały czas rzucał kawałami na prawo i lewo. Nauczył mnie słów i mimo że sprawiało mi to dość duże problemy, śpiewałam ją sobie prawie cały czas: sprzątając mieszkanie, robiąc zakupy i przygotowując kolację.
- Ja namaluję dżen twoją ręką! Na żemi pojawi się czud – zanuciłam, kołysząc okręcając się wokół własnej osi. Usłyszałam trzask drzwi wejściowych i uśmiechnęłam się na myśl o tym, że Niemiec wrócił z treningu. – Dotykem kololuję na nebieszko, żameni się... Jochen?
Z miną zbitego psa walnął się na kanapę i skrzyżował ręce na twarzy, zasłaniając się mięśniami. Przydreptałam do niego, wytarłam ręce w ścierkę, odłożyłam ją na półkę i kucnęłam obok Niemca. Przeczekałam bogatą wiązankę polskich, niemieckich i rosyjskich przekleństw, po czym zapytałam, co się stało. Odciągnęłam jego ręce od twarzy i natychmiast zielone oczy Jochen utkwił w moich tęczówkach. Ponowiłam pytanie, czule odgarniając mu włosy z czoła i uśmiechając się pokrzepiająco. Zmarszczył brwi. Widać było wyraźnie, że jest zmęczony. Bardzo zmęczony.
- Co ty robisz? – spytał.
- Dobry humor mam – odparłam. – Tobie też przywrócę. Mów.
Westchnął, wywracając teatralnie oczami.
- Zo, ale to nic takiego – powiedział. Prychnęłam wściekle. Chyba zrozumiał, że mu nie odpuszczę. – Nie idzie mi. – Posłałam mu pytające spojrzenie na znak, że nie rozumiem. – Zawalam wszystko, nie potrafię grać równo przez cały mecz, a na treningach to już mi ten pieprzony bark wymięka. Masz pojęcie, jak kurewsko boli?
Nagle mi się go zrobiło okropnie szkoda. Wahałam się zaledwie parę krótkich sekund, po czym kazałam mu zdjąć koszulkę i położyć się na brzuchu. Z łazienki przyniosłam olejki do masażu i zarumieniłam się, widząc, jak tęczówki Jochena podążają za mną z zaciekawieniem. Delikatnie usiadłam okrakiem na dolnej części pleców siatkarze, ale ciężar ciała starałam się oprzeć na kolanach. Dotknęłam naprężonych mięśni Schöpsa.
- Rozluźnij się – powiedziałam cicho i mimowolnie zaczęłam nucić tą piosenkę, która nadal mi chodziła po głowie. – Przecież cię nie zgwałcę – powiedziałam i zachichotałam.
- No ja nie znam twoich planów – odparł jakby sennym głosem. – Znasz się na tym?
- Na gwałceniu?
- Nie, na masażu.
Potaknęłam, rozprowadzając pachnący olejek po barkach Jochena. Odprężył się i zamruczał cicho.
- Moja mama jest masażystką – powiedziałam, kciukami mocniej dociskając miejsca poniżej szyi Niemca. – Coś tam mnie nauczyła.
Oplótł rękami poduszkę, oparł na niej głowę i całkowicie oddał się zabiegowi (jeśli można tak nazwać to, co robiłam). Pochyliłam się i musnęłam oddechem jego szyję. Wyznał jeszcze, że lubi, gdy śpiewam coś po polsku, że w ogóle mam ładny głos i że chyba zostanę jego prywatną masażystką, a później całkowicie odprężony westchnął głośno.
- Zo – wymruczał w poduszkę. Odniosłam wrażenie, że zaraz zaśnie. – Dobrze mi robisz.
Myślę, że każda normalna osoba miałaby na moim miejscu skojarzenia.

Kaś - wybaczcie za poślizg, ale ja nie mam czasu ostatnio bo koniec semestru się zbliża i projekty wypada zrobić. Bluśka natomiast ma problemy techniczne. Także mam nadzieję, że rozumiecie :)

9 maja 2013

9 - to jest tak jakbyś była moim odbiciem



#Zoe
- Mhm... Malwina? - zaczęłam, zwracając tym uwagę mojej towarzyszki. - Mogę cię o coś zapytać?
Siedziałyśmy przy stoliku w Wytwórni, sącząc drinki. Impreza powoli się rozkręcała i za parę minut też miałyśmy ruszyć w tłum. Chociaż tak szczerze to ja nie miałam ochoty podnosić tyłka.
- Jasne, pytaj śmiało.
- Dlaczego właściwie ty tak uciekasz przed Nikolą? Przecież miły jest - powiedziałam, bawiąc się moją niebieską bransoletką. Malwina westchnęła i zamyśliła się na chwilę.
- To trochę... Skomplikowane. Bo widzisz, Nikola chyba liczy na coś więcej, a ja już kogoś mam.
- Masz? - zdziwiłam się. - Nie wspominałaś mi o tym w czasie farbowania. A byłaś wtedy tak zestresowana, że dużo mówiłaś - dodałam, po czym ugryzłam się w język. Zabrzmiało to trochę dziwnie, a na twarzy Malwiny pojawił się grymas niezadowolenia.
- Kiedy jestem zdenerwowana, to tak bywa. Raczej nie chwalę się wszystkim dookoła, że kogoś mam - rzuciła i skupiła się ma drinku. Zagryzłam wargę i przeprosiłam dziewczynę, mówiąc, że nie chciałam być wścibska. - Nie jesteś - odparła, przywołując na twarz uśmiech. - To normalne, że ludzie zadają pytania.
- No tak - westchnęłam, obracając szklankę w dłoniach. - To zmieńmy temat. Tak jakby pytania nie było.
- Chętnie. - Zamyśliła się znów, spoglądając na mnie. - Co ciebie łączy z tym Jochenem czy jak mu tam?
- Uhm... - mruknęłam, próbując zakryć włosami rumieniec i zastanawiając się, czy Malwina go dostrzegła. - Tak, Jochen mu jest. Ale nazwisko ma jeszcze dziwniejsze. I mnie z nim nic nie łączy - zadeklarowałam stanowczo.
- Dziwne nazwisko? - Malwina ściągnęła brwi, zapewne usiłując sobie coś przypomnieć. W końcu klasnęła w dłonie i parsknęła śmiechem. - Jochen Schweppes! No przecież! I jakoś trudno mi w to uwierzyć, że was nic nie łączy, ale nie wnikam.
Wzruszyłam ramionami i mruknęłam pod nosem, że nie musi wierzyć, czego i tak pewnie nie usłyszała. Oznajmiła za to, że czas zacząć zabawę, i wstała. Wskazałam wymownie na niedokończonego drinka.
- Zaraz do ciebie dołączę - zapewniłam, podczas gdy tak naprawdę nie miałam na to ochoty. Dopiero po piętnastu minutach, kiedy już miałam dość faceta, który się do mnie dosiadł, wyruszyłam na podbój klubu. Teoretycznie.
Przecisnęłam się przez tłum, żeby dotrzeć do łazienki, po czym krzyknęłam.
- Malwina!
Leżała w kącie nieruchomo, a jej twarz była dziwnie blada. Przykucnęłam obok i potrząsnęłam nią za ramiona.
- Malwina, słyszysz mnie?
Niemrawo podniosła powieki i spojrzała na mnie mętnym wzrokiem, mrucząc coś o tym, żebym zadzwoniła po kogoś. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i wybrałam numer do „Schweppesa”.
- Jochen? - zaczęłam drżącym głosem. - Mógłbyś przyjechać po nas do Wytwórni? Malwina... Malwinie coś się stało.
W słuchawce na chwilę zapadła cisza. Słyszałam jedynie głosy klubowych kolegów Niemca.
- Zo... Wypiłem dwa piwa - powiedział. - Co jest grane?
Jęknęłam i osunęłam się po ścianie na podłogę. Oczy Malwiny podążały w ślad za mną.
- Nic. Trudno. Cześć.
- Zo? Czekaj! Nikola nie pił. Będziemy za piętnaście minut.

#Malwina
To takie cudowne uczucie, móc znów stracić kontakt z rzeczywistością. Co dobrego jest dla nas w tym prawdziwym, realnym życiu? Ma ono przecież szare barwy, trzeba przejmować się wieloma sprawami, które w jednej chwili znikają po zażyciu magicznej pigułki. Wpadając na dilera nie przypuszczałam nawet, że mogę zaryzykować własnym życiem. Powinna mnie przecież zaalarmować zdecydowanie za niska cena. Nikt przecież by nie sprzedawał dobrego towaru zaledwie za dychę.
Nie pamiętałam jakim cudem dotarłam do łazienki. Całkiem możliwe, że kiedy osuwałam się na podłogę, uderzyłam głową o umywalkę. Ocknęłam się w chwili, kiedy dotarł do mnie głos Zoe. A może to nie była ona? Z wielkim trudem wydobyłam z siebie głos. Brzmiał on zupełnie inaczej. Był chrapliwy, a do tego strasznie cichy. Nie miałam pewności, czy dziewczyna usłyszała moją prośbę. Postanowiłam się wziąć w garść. Działanie tabletki w dalszym ciągu było silne, ale rzeczywistość wręcz dobijała się do mojej podświadomości.
- Malwina, nie ruszaj się – dotarł do mnie głos Zoe. Nie posłuchałam. Wsparłam się na umywalce, a następnie powoli wstałam z zimnej posadzki. Świat posiadający tak wiele barw zaczął wirować. Włoszka krzyknęła, kiedy o mały włos ponownie nie wylądowałam na podłodze. Tym razem z całą pewnością rozcięłabym sobie głowę. Na szczęście do łazienki wparował jakiś mężczyzna i chwycił mnie w pasie. Był silny, ładnie pachniał, do tego mówił po angielsku ze śmiesznym akcentem. Prawdopodobnie zwracał się teraz do Zoe. Zerknęłam na nią. Stała wtulona w równie dobrze zbudowanego oraz wysokiego faceta. Musiałam włączyć trzeźwe myślenie. W prawdzie kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, ale połączyłam ze sobą fakty.
- Och, zadzwoniłaś po Jośka Szłepsa! – Zaśmiałam się serdecznie, próbując ponownie stanąć na równe nogi. Niestety ten drugi trzymał mnie mocno. Zaraz, jak mu było… - Nikola! Przyjechałeś po mnie?
- Malwa, co wzięłaś? – Szepnął mi na ucho. Chciałam się odsunąć, ale był zdecydowanie za silny. – Jeśli mi nie powiesz, to zawiozę cię do szpitala albo na policję.
- Nie zrobisz tego!
- A chcesz się przekonać?
Zaniosłam się szlochem. Sama dokładnie nie wiedziałam, co wzięłam. Uczepiłam się kurczowo kurtki Nikoli i zaczęłam błagać. Nic innego mi przecież nie pozostało. Gdybym wylądowała w szpitalu lub na komisariacie, rodzice natychmiast by się o tym dowiedzieli. Bezpowrotnie utraciłabym ich zaufanie. Nie pozwoliliby mi wrócić do rodzinnego domu. A to była przecież tylko chwila słabości. Chciałam sobie przypomnieć jak to jest, kiedy nie trzeba się niczym przejmować. Efekt był odwrotny od zamierzonego.
Kolejne luki w pamięci sprawiły, że nie potrafiłam sobie przypomnieć, jakim cudem znalazłam się w domu Nikoli. Ściślej ujmując, w jego łóżku. Serb siedział obok, z twarzą ukrytą w wielkich dłoniach. Moja głowa pulsowała z bólu. Zaklęłam cicho, próbując przesunąć się w jego stronę.
- Przepraszam – szepnęłam dobrze wiedząc, że to przecież niczego nie załatwi. Nikola westchnął głęboko, patrząc na mnie z wyrzutem. – Ja tylko…
- Mogłaś się zabić. Przez ostatnie dwie godziny ze sto razy próbowałem wybrać numer alarmowy.
- Ale tego nie zrobiłeś, dziękuję.
- Mam gdzieś twoje przeprosiny – mruknął, podrywając się z miejsca. Jęknęłam cicho. Nie chciałam stracić dobrego przyjaciela. Tylko na niego i Zoe mogłam liczyć w Rzeszowie. – Malwina, ja się o ciebie bałem, nie rozumiesz? Zastanawiałem się co zrobię, jeśli nie odzyskasz przytomności. Nie chciałem dopuszczać nawet myśli, że ty…
Jakimś cudem znalazłam w sobie siłę, by również wstać z łóżka. Podeszłam do Nikoli kręcącego się po sypialni. Nie przypuszczałam nawet, iż tak szybko można się do kogoś przywiązać. Próbowałam sobie wyobrazić, co musiał czuć. Wtuliłam się w niego. Sam fakt, że mnie nie odepchnął był już dobrym znakiem.

#Zoe
A co by się stało, gdybym poszła za nią? Gdybym nie została przy stoliku, tylko od razu dołączyła do imprezowiczów? Czy będąc z Malwiną, zapobiegłabym tym przykrym zdarzeniom? Może bym jej wtedy nie znalazła ledwo przytomnej w łazience? Może impreza by była udana dla nas obu?
Tyle pytań i zero odpowiedzi. A przecież odpowiedź powinna być. Miała przyjść do głowy wraz z zakupionym w delikatesach winem, które sączyłam od godziny. Nie przychodziła.
- Zoszka? – Jochen stanął w drzwiach ubrany tylko od pasa w dół, zmierzwił włosy i przetarł zaspane oczy.
- Nie wychodzi ci naśladowanie Ignaczaka – uznałam, wpatrując się w lampkę z trunkiem.
- Siedzisz sama w kuchni o czwartej nad ranem, chlając wino. Zaczynam się martwić.
- Więc przestań.
Prychnął, wywracając oczami. Podszedł, przysunął sobie krzesełko i usiadł na nim, po czym bez trudno przetransportował mnie na swoje kolana. Wyjął kieliszek z moich rąk, wypił to, co w nim zostało, i odstawiwszy go na stół, chwycił mnie za nadgarstek. Nowych nacięć nie było, więc westchnął z ulgą i zaczął wodzić palcem po starych szramach.
- Dziękuję – powiedział w końcu i przytulił mnie mocno.
- Za co?
- Za to, że nie zrobiłaś głupstw – mruknął, bawiąc się moimi włosami. Zagryzłam policzki od środka i oparłam głową na jego obojczyku.
- Chcesz się odwdzięczyć?
- Jak?
Wstrzymałam oddech i wyrzuciłam to z siebie nerwowo.
- Pocałuj mnie.
Moja i jego klatka piersiowa unosiły się zgodnie w szybkim tempie. Jochen nie poruszył się – jedynie jego palce zaczęły kreślić kółka na moich plecach. Dopiero po chwili przygryzł powoli płatek mojego ucha, wilgotnymi wargami przejechał od szyi w stronę obojczyka i podczas gdy ja drżałam z niecierpliwości, wiercąc się na jego kolanach, on przeniósł usta bardzo, bardzo blisko moich, przygryzł moją wargę i ze zniewalającym uśmiechem stwierdził, że nie może.
- Co? – sapnęłam, mrugając oczami. Zaśmiał się na widok mojej zbolałej miny. – Dlaczego?
Jego twarz w dalszym ciągu znajdowała się przy mojej, a ciepły oddech owiewający mi policzki powodował, że miałam ochotę zacząć krzyczeć. Zwilżyłam wargi i głośno przełknęłam ślinę, próbując doszukać się przyczyny w zielonych oczach Niemca.
- Dlaczego? – powtórzyłam.
- Bo mam zamiar dotrzymać obietnicy – powiedział. Wstał, podnosząc mnie za sobą, i wyszedł z kuchni. Wydawało mi się, że słyszę jego cichy śmiech.

#Malwina
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, pogrążeni w zupełnej ciszy. Ja nerwowo dłubałam widelcem w swojej sałatce. Nikola natomiast skrzyżował ręce na klatce piersiowej i bacznie mi się przyglądał. Czując na sobie to badawcze spojrzenie czułam, że na policzki wstępuje czerwony rumieniec. Tak, to była jedna z tych niezwykłych chwil, kiedy można było doświadczyć tego zjawiska. Na ogół męski urok na mnie nie działał, a do tego zazwyczaj było mi wszystko jedno. Cóż, jak widać nie tym razem, więc znów musiałam się wstydzić tego, co czuję.
- Gdzie jest twój ukochany? – Zapytał chłodnym tonem Nikola, przerywając dwudziestominutową ciszę. Niepewnie podniosłam głowę, odkładając widelec. Po wydarzeniach tego wieczora zdecydowanie nie miałam ochoty na jedzenie. Ani rozmowę, na tak poważne tematy, które dotyczyły mojego osobistego życia. Powiedziałam mu przecież tyle, ile chciałam. Nie powinien oczekiwać niczego więcej. Nerwowo przygryzłam wargę. A może jednak? Przecież wyciągnął mnie z tego klubu i nie zadzwonił na pogotowie lub policję.
- Wyjechał na rok do Stanów – odpowiedziałam cicho. – Dostał z uczelni stypendium, które mu to umożliwiło.
- Jesteś z niego dumna – stwierdził Serb, uśmiechając się przy tym ironicznie. Westchnęłam cicho. dobrze wiedziałam, że w tej chwili osądza nie tylko mnie, ale również Dominika. – Nie rozumiem jednak, dlaczego czekasz?
- Ponoć warto czekać na prawdziwą i jedyną miłość.
Nikola zamyślił się na krótką chwilę, by wreszcie skinąć głową. Zdawało mi się, że usłyszałam: Dlatego ja poczekam na ciebie, ale głowa pulsowała z bólu – równie dobrze mogły to być omamy. Pokręciłam z niezadowoleniem głową. Jak mogłam być taka głupia? Niepotrzebnie w ogóle ryzykowałam. To miała być chwila przyjemności, a przecież od kilku miesięcy byłam czysta. Wszystko przekreśliłam.
- Czy masz jakiś kontakt z tym Dominikiem? Ostatnio spędzamy ze sobą całkiem sporo czasu i nie zauważyłem, byście razem rozmawiali.
Zabolało. Podniosłam się z krzesła mając nadzieję, że tym razem nie stracę równowagi. Wykręciłam się potwornym zmęczeniem. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła godzina piąta nad ranem. Oboje potrzebowaliśmy snu. O dziewiątej powinnam stawić się w pracy. Miałam nadzieję, iż dojdę do jako-takiego stanu. Mogłam przecież nieco się poobijać. Najważniejsze jednak, by pojawić się punktualnie.
- Malwina, wybacz. Nie powinienem był o to pytać.
- Daj spokój. To normalne, że po odegraniu roli superbohatera czujesz, iż coś ci się należy. – Odwróciłam się w stronę siatkarza. Ponownie musiałam zadzierać głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. – Masz rację, Dominik nie odzywa się do mnie od dnia wyjazdu. Pewnie ma ku temu powód, a ja staram się go zrozumieć. Jeśli kogoś kochasz, nie potrzebujesz żadnych wyjaśnień.
- Nie potrzebuję ich i niczego od ciebie nie oczekuję. – Podszedł kilka kroków bliżej. – Chcę tylko, byś wreszcie mi zaufała.
- Musisz dać mi trochę czasu.
- Ile tylko potrzebujesz. – Obiecał, ponownie mnie do siebie przyciągając. Utonęłam w jego silnych ramionach. – Będę czekać…