11 lipca 2013

15 - nie bój się bać, gdy chcesz - to płacz

#Malwina
- No i co masz zamiar z tym zrobić? – Zapytała Zoe, zbierając swoje rzeczy z biurka. Ja, wykorzystując tą chwilę, postanowiłam rozejrzeć się po miejscu pracy Włoszki. Niby taka zwykła sala. Stolik, kilka krzeseł, biurko. W takich właśnie miejscach ludzie lubią uczyć się języków. Nie czują się zamknięci w jakiejś typowej szkole. Przynajmniej ja bym się skusiła na tą szkołę. A mając za nauczycielkę Zoe Moretti, to już w ogóle bym się nie zastanawiała.
- Przecież się do niego nie przeprowadzę – mruknęłam, wreszcie skupiając całą swoją uwagę na ciemnowłosej. Oparłam się tyłkiem o stolik, przy którym jeszcze kilka minut temu siedzieli uczniowie. – Nie znam Nikoli na tyle dobrze, by się od razu do niego przeprowadzać. Poza tym nie mam zamiaru być jego utrzymanką! Co on sobie wyobraża?!
- Oddychaj Malwina – rzuciła Zoe ze śmiechem, a ja zmroziłam ją spojrzeniem. – No dobra, przepraszam. Pewnie na twoim miejscu postąpiłabym tak samo.
- Więc byś się nie zgodziła?
Rozłożyła bezradnie ręce.
- Pewnie musiałabym się nad tym poważnie zastanowić.
Zastanawiam się już od kilkudziesięciu godzin, ale jasna odpowiedź jeszcze się nie wykrystalizowała. Praktycznie co pięć minut zmieniałam zdanie. Rozpatrywałam wszystkie wady i zalety. Z niechęcią przyznaję, iż więcej tych drugich. Pewnie każda dziewczyna na moim miejscu natychmiast spakowałaby swoje walizki i z ochotą przeniosła się do Nikoli. Ja jednak ceniłam sobie w życiu niezależność, a ten przeklęty siatkarz najwidoczniej zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Jestem prawie jak kot – lubię chodzić własnymi ścieżkami.
Razem z Zo opuściłam budynek, w którym mieściła się szkoła języków obcych i pomimo mrozu oraz śniegu, ruszyłyśmy w stronę Podpromia. Kolejny mecz. Nie chciałam się na nim pojawiać. Najchętniej zaszyłabym się we własnym łóżku, nakryta grubą pierzyną z kubkiem gorącej herbaty z sokiem malinowym. No ale słowo się rzekło i przyjść musiałam. Przy okazji obiecałam do końca meczu dać Kovaceviciowi odpowiedź. Pięknie się wkopałam.
- Malwina, ty pod samochód chcesz wpaść? – Syknęła Zoe, chwytając mnie za ramię i ciągnąc do tyłu. Tak się skupiłam na majaczącym w oddali Podpromiu, że o mały włos nie weszłam na pasy przy czerwonym świetle.
- Przynajmniej bym nie musiała podejmować tak ważnej decyzji – odpowiedziałam z cichym westchnięciem – Zo, ja na serio nie wiem co zrobić.
- A ja chyba mam pomysł, jak rozwiązać twój problem. – Jej tajemniczy uśmiech jakoś wcale nie napawał mnie radością i optymizmem. – Powiedz, że jeśli wygrają dzisiejsze spotkanie, to z nim zamieszkasz. Będzie to z korzyścią dla całej drużyny, bo zacznie się starać.
- O ile w ogóle trener wpuści go na boisko – zauważyłam.
Kiedyś już miałam okazję postawić Nikoli podobne ultimatum. Wtedy jednak nie dotyczyło to tak ważnej sprawy, jak wspólne mieszkanie. Okej, Zoe z Jośkiem jakoś sobie radziła. Oni jednak zaczęli swoją znajomość nieco inaczej. A do tego chyba łączyło ich coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Znaczy się ekspertem w kwestii uczuć nie jestem, ale na sam dźwięk jego imienia widziałam delikatne rumieńce na policzkach Włoszki. Cóż… równie dobrze to może nie znaczyć nic, więc nie chcę bawić się nawet w domysły.
Wchodząc na halę odczuwałam niemałą satysfakcję na widok mojego byłego szefa, który musiał użerać się z jakąś niedoświadczoną dziewczyną. Posłałam szeroki uśmiech Nikoli, gdyż to z nim właśnie wkroczyłam na teren Podpromia. Kilka fanek uraczyło mnie spojrzeniami pełnymi zawiści. Och, weźcie się wypchajcie.

#Zoe
- Jochen, chyba musisz iść się rozgrzewać... – stwierdziłam, pocierając nerwowo swoją szyję. Niemiec opierał się o bandy reklamowe, a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, ale... Nie chciałam się znaleźć w jakiejś pomeczowej galerii, a fotografów dookoła było mnóstwo. Odruchowo poprawiłam bransoletkę na lewym nadgarstku. – Trener się wymownie na nas patrzy.
Wywrócił teatralnie oczami, po raz kolejny mierząc mnie wzrokiem. Już parę razy stwierdził, że bardzo ładnie wyglądam w jego koszulce, a teraz uznał tylko, iż nie spodziewał się mnie tu dziś zobaczyć i chce się nacieszyć moim widokiem. Spuściłam wzrok pod jego wesołym spojrzeniem. Pocałował mnie jeszcze w policzek i oznajmił, że idzie. Westchnęłam i ruszyłam w stronę Malwiny, która siedziała już na swoim krzesełku.
- Trzymam kciuki, żeby wygrali, tym razem z dwóch powodów – powiedziałam i puściłam do niej oczko. Gdyby aktualnie coś piła, pewnie by się zakrztusiła, a w tym przypadku tylko wytrzeszczyła oczy.
- Ja już żałuję, że mu to zaproponowałam – westchnęła. W zasadzie odważyła się to zrobić przez moje ględzenie o tym, żeby dała szansę Nikoli, bo on jej nie skrzywdzi, a jego oferta wypłynęła z dobrego serca. Szturchnęłam ją w bok i pokazałam jej zdjęcie roześmianego Kovacevicia, które udało mi się zrobić chwilę wcześniej moim Nikonem.
- No patrz, jak on ślicznie wygląda! – rzuciłam z szerokim uśmiechem. Malwina zmrużyła oczy i spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
- Zajmij się swoim facetem – burknęła. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Dźgnęłam ją w bok, a ona pisnęła, ale nie pozostała mi dłużna. To była taka przyjacielska szamotanina, która nie skończyła się dobrze. Przynajmniej nie dla mnie. – Ojoj...
Oczy Malwiny wędrowały po kuleczkach bransoletki, które jeszcze wcześniej osłaniały mój nadgarstek, a teraz spadały to na moją torebkę, to na podłogę hali. Nie to jednak było najgorsze. Niemal słyszałam, jak wstrzymuje oddech, i wtedy się zorientowałam, w jakim punkcie ostatecznie utkwiła swój wzrok.
Zaczerwieniłam się, nie patrząc w jej stronę, i zagryzłam nerwowo wargę, szybko naciągając rękawy czarnego sweterka. Chciałam udawać, że nic się nie stało, ale Malwina mi na to nie pozwoliła.
- Zoe... – zaczęła cicho, patrząc na mnie zszokowana. – Co to jest?
- Nic – mruknęłam, bojąc się spojrzeć w jej oczy. Zadrżała mi dolna warga. Przełknęłam ślinę, powstrzymując łzy przed napłynięciem do moich oczu. Ostrożnie schyliłam się, by w miarę możliwości pozbierać rozsypane kuleczki.
- Chciałabym pomóc.
- A ja nie chcę pomocy.
Wiem, że mogłam ją trochę urazić, ale nie byłam przygotowana na poważną rozmowę. Tu, na Podpromiu? Niemożliwe. Siedziałyśmy więc w milczeniu, nie odzywając się do siebie do końca meczu (czyli do porażki Resovii).

#Malwina
Przez cały mecz siedziałam na swoim miejscu, jak struta. Nie byłam w stanie cieszyć się ze zdobytych punktów Resoviaków, którzy swoją drogą, mogli zdecydowanie lepiej się postarać w tym meczu. Koniec końców przegrać w tie-breaku, to chyba i tak porażka. Spoglądając na elektroniczną tablicę miałam ochotę zacząć śmiać się oraz skakać z radości. Szybko się opamiętałam. Po pierwsze: przeszło mi patrząc na przygaszoną Zoe. Po drugie: przeszło mi widząc, że Nikola nie jest już tak samo szczęśliwy jak jeszcze dwie godziny temu. Położył się na parkiecie na pomeczowe rozciąganie, ale na jego ustach nie było już szerokiego uśmiechu. Nic dziwnego. On przegrał podwójnie. Nie dość, że mecz, to jeszcze nie wprowadzę się do jego domu. Gdyby tylko trener dał mu trochę więcej czasu na boisku… Nie! Tak jest dobrze. Ja zostanę w swoim mieszkaniu, a on może wreszcie rozejrzy się za jakąś inną dziewczyną, która przyjmie pełen wachlarz jego zalet.
Podniosłam się z miejsca, przecisnęłam przez tłum kibiców i podeszłam do barierki, przy której stał ochroniarz. Próbowałam jakoś go przekonać, by pozwolił mi podejść do Nikoli, ale nic z tego. Cóż mi było po oryginalnej koszulce Kovacevicia? Ona nie dawała przepustki na zaplecze. Tkwiłam więc cierpliwie wśród głośnych fanek, aż wreszcie Serb raczył mnie zauważyć. Przeprosił dwójkę kolegów z przeciwnej drużyny i ruszył w moją stronę. Rzecz jasna fani natychmiast postanowili wykorzystać tą chwilę. Nikola machnął kilka autografów, by wreszcie wyciągnąć dłoń w moją stronę. Wchodząc na parkiet, posłałam ochroniarzowi tryumfalny uśmiech.
- Chodź, komuś ciebie przestawię – rzucił grobowym tonem. To nie była jeszcze odpowiednia chwila na rozmowę o postawionym przeze mnie ultimatum. Podążyłam więc posłusznie za Serbem. Nie przeszkadzało mi nawet, iż ściska kurczowo moją dłoń, a nasze palce jakoś tak odruchowo splotły się ze sobą.
- Niko, czyżbyś wreszcie zechciał pochwalić się swoją dziewczyną? – Zapytał ciemnowłosy siatkarz Skry z numerem czternaście na koszulce. Przyznać trzeba, że uśmiech to ma piękny.
- Malwina, to Aleks – wskazał tego ciemnowłosego – i Cupko – tym razem jego wzrok powędrował w stronę blondyna. – Kumple z mojej drużyny narodowej.
- Miło was poznać – rzuciłam z szerokim uśmiechem w stronę tej dwójki. Z chęcią bym uścisnęła ich dłoń, ale Nikola mi na to nie pozwolił. Chyba specjalnie tego nie zrobił.
- To kiedy ślub?
- Tak właściwie, to Malwina nawet ze mną nie mieszka i nawet nie jesteśmy…
Jakoś tak nagle zrobiło mi się żal Nikoli, który z zażenowaniem przesuwał kciukiem po moich knykciach.
- Nikola, ale przecież po tym dzisiejszym meczu mieliśmy wszystko zaplanować.
Okej, co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć? Przynajmniej efekt był zadowalający. Kovacević uśmiechnął się szeroko, uśmiechnął się szeroko i nim zdążyłam cokolwiek zrobić – pocałował mnie. I nie był to zwykły, grzeczny pocałunek. Nikola wpił się zachłannie w moje usta, a ja nie potrafiłam mu się oprzeć. Wspięłam się na palce, zarzucając ręce na jego kark. Dawno już nie czułam się tak fantastycznie.
- A teraz ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił radośnie Krzysiek Ignaczak, skacząc dookoła. Chyba jednak nie powinien być taki wesoły, skoro jego drużyna przegrała mecz, prawda?
Odsunęłam się od Nikoli z cieniem uśmiechu na ustach oraz szkarłatnymi rumieńcami na policzkach.

#Zoe
Przycupnęłam na schodach, z uśmiechem spoglądając na Malwinę i Nikolę. Cieszyłam się z tego, że w końcu coś się między nimi wydarzyło. Może Malwa miała jednak zamiar wprowadzić się do Serba? Hm, kto wie.
- Ciocia Zosia! – Pisk Dominiki, która biegła w moją stronę, wyrwał mnie z zamyślenia. Dziewczynka pokonała kilka schodków i z impetem wpadła na moje kolana, obejmując mnie za szyję i ściskając mocno. Uśmiechnęłam się mimowolnie i pogładziłam dłonią jej jasne włoski. Dostrzegłam postać zmierzającą w naszą stronę i na krótką chwilę zdrętwiałam, bo zrozumiałam, kto to jest, ale na widok ciepłego uśmiechu widniejącego na twarzy kobiety przeszło mi całe zdenerwowanie.
- A więc ty jesteś Zoe – powiedziała, siadając obok mnie i patrząc na swoją córeczkę. Powoli pokiwałam głową. – Jestem Iwona.
- Miło mi panią poznać – odparłam, a ona skrzywiła się momentalnie.
- Nie mów do mnie „pani”. Czuję się staro, nawet z „wiecznie młodym” mężem u boku – rzuciła. Roześmiałam się i na moment między nami zapadła niezręczna cisza. – Dziękuję ci.
- Za co? – spytałam, mrugając oczami. Dominika marszczyła nosek, słuchając nas, bo nic nie rozumiała z tej angielskiej paplaniny.
- Krzysiek mi opowiadał, że w jakiś sposób mu pomogłaś... Nam pomogłaś. Dziękuję – wyjaśniła, a w jej oczach widziałam, że naprawdę nie miała mi za złe tego, że zaprzyjaźniłam się z jej mężem. Nie była jedną z tych zazdrosnych, despotycznych żon. Ale jednak porządnie się wkurzyła, kiedy zorientowała się, że Igła może ją zdradzać (absurd!), co nikogo nie powinno dziwić.
- Niech pa... Nie dziękuj – mruknęłam, a Dominika z braku lepszego pomysłu pocałowała mnie w policzek. – Lubię pomagać.
„Gorzej, jeśli to się źle na mnie odbija” – dodałam w myślach. Uścisnęła moją dłoń i pochyliła się w stronę córki, by jej coś powiedzieć, ale przerwał jej pewien dwumetrowiec wołający mnie po imieniu.
- Zo! – Jochen podszedł do nas i przykucnął przede mną, obejmując wzrokiem moją sylwetkę i siedzącą mi na kolanach blondyneczkę. – Do twarzy ci.
Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy dotarło do mnie, o czym on mówi. Na moje policzki wstąpił rumieniec. Spuściłam wzrok, a Iwona, jakby wyczuwając napięcie, zostawiła mi Dominikę i ulotniła się, na pożegnanie puszczając jeszcze do mnie oczko. Niemiec zaś uniósł dłoń i zaczął okręcać sobie pukiel moich włosów wokół palca, wpatrując się we mnie intensywnie.
- Matczyny instynkt? Można na to coś zaradzić – stwierdził i wyszczerzył się. Puknęłam go w czoło.
- Odwal się – burknęłam, obrażając się jak mała dziewczynka. Szatyn usiadł obok nas na schodku. Widziałam, jak spogląda w stronę Kovacevicia i jego... hm, dziewczyny? Nie wiem, czy mogę to już tak nazwać. Musiałabym spytać Malwiny.
- Wreszcie się zeszli – powiedział, otaczając mnie ramieniem.
- Zauważyłam – prychnęłam.
- Nie bądź zła. Przecież ja sobie tylko żartuję – szepnął. Uniósł palcem mój podbródek i przytknął swoje ciepłe wargi do moich. Szybko się odsunęłam od niego.
- Hej! Nie gorszmy dziecka!
Dominika, jakby rozumiała, co ja mówię, wyciągnęła małą rączkę w kierunku twarzy Niemca i z całej swojej siły uderzyła go w nos. Wybuchłam śmiechem na widok jego miny, a dziewczynka objęła mnie ponownie za szyję i posłała siatkarzowi spojrzenie mówiące mniej więcej tyle co: „spadaj, ciocia jest tylko moja”.
Wstałam i pomogłam jej zejść po schodkach, zostawiając Jochena w tyle.

- Chocz, Dominika – powiedziałam powoli. – Idziemy... – zawahałam się na chwilę. – Idziemy szukamy tata.