#Malwina
- Co ty
robisz?! – Wrzasnęłam z przerażeniem, odrywając się od zaskoczonego Serba. Zerknęłam
na swoją ulubioną koszulę w kolorze łososiowym i skrzywiłam się nieznacznie. Właśnie
doświadczałam wszelkich wad zastosowania szamponetki. Wyglądało na to, że
będzie trzeba tą koszulę wyrzucić, gdyż zmieniła kolor na fioletowy. Cudownie.
- Myślałam, że
też tego chcesz – cichy głos Nikoli wyrwał mnie z chwili zadumy. Nie miałam
nawet pojęcia kiedy wyciągnął mnie spod tego prysznica. Pokręciłam głową,
ukrywając twarz w dłoniach. To wszystko zdawało się być zupełnie nierealne. Nie
mogłam przecież pocałować Kovacevicia! To nie mogłam być ja…
Dotknęłam
spierzchniętych warg, na których w dalszym ciągu czułam usta siatkarza. W moich
oczach zalśniły łzy, a serce zatłukło mocno w piersi. Pokręciłam głową. Jak
długo to mogło trwać? Kilka sekund, a może minut? Pociągnęłam nosem. Całe szczęście
słone łzy mieszały się z kroplami wody spływającej po moich policzkach. Nikola
podszedł do mnie nieco bliżej. Zapewne chciał mnie objąć, czy przeprosić. Nie
chciałam go słuchać. Nic już od niego nie chciałam. Zachował się jak typowy
facet. Do tej pory sądziłam, że jednak jest inny. Przecież kiedy znalazłam się
w jego domu miał okazję mnie wykorzystać. Nie zrobił tego. Zachował się w moim
mniemaniu jak gentleman, by teraz to wszystko przekreślić jednym pocałunkiem.
- Malwina, ja…
- Nie tłumacz
się – odparłam, wyciskając z ubrań wodę. Musiałam wziąć się w garść. –
Następnym razem mógłbyś jednak jakąś dziewczynę zapytać, czy może ma ochotę się
z tobą całować.
Odwróciłam się
na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia z łazienki. Tylko przez krótką chwilę
zastanawiałam się nad tym, czy powrót do domu w mokrych ubraniach to dobry
pomysł. Szybko doszłam do wniosku, że nie mam przecież innego wyjścia. Przyszłam
tutaj na piechotę, nie miałam przy sobie pieniędzy na taksówkę, a najbliższy
autobus był zapewne dopiero za pół godziny. Całe szczęście, że chociaż moja
kurtka pozostała sucha.
Przeszłam
przez szatnię, w której nagle zapanowała głucha cisza. Reszta siatkarzy
patrzyła się tylko bezmyślnie. Jestem pewna, że nie było im mnie szkoda. Przecież
jestem tylko głupią sprzątaczką, która dała się oczarować temu przeklętemu
Serbowi! A tak przynajmniej wydawało mi się do chwili, kiedy nie podszedł do
mnie Maciek Dobrowolski z życzliwym uśmiechem zdobiącym jego usta.
- Poczekaj
chwilę – poprosił, obracając mnie w swoją stronę. Spojrzałam na niego spod
byka. – Spokojnie, przecież cię nie zabiję.
- Już ja wiem
swoje.
- No dobrze,
Nikola jest trochę szalony, ale to ewenement na skalę światową. – Powoli zaczynałam
się do Maćka przekonywać. Nie próbował (przynajmniej na razie) bronić swojego
kolegi z drużyny, więc mogłam z nim porozmawiać. – Wiesz, że on ciebie lubi? –
Niepewnie skinęłam głową. – Normalnie nasz Nikola nie zawraca sobie głowy
dziewczynami. Został chyba zraniony, czy coś takiego. Właściwie niewiele na ten
temat wiem, byś musiała z Igłą lub Jochenem pogadać, ale nie odwracaj się od
niego. Musisz być dla niego ważna skoro…
- Wciągnął
mnie pod prysznic i pocałował? – Prychnęłam, ponownie ruszając w stronę
miejsca, gdzie pozostawiłam swoją kurtkę. – Owszem, jest fajnym przyjacielem,
ale między nami nie będzie nic więcej. Za kilka miesięcy do Polski wraca ktoś,
na kogo czekam. Zależy mi na nim.
Maciek pokiwał
głową ze zrozumieniem, a następnie zaproponował, że podrzuci mnie do domu. Byłam
mu wdzięczna. Przynajmniej nie groziło mi przedzieranie się przez połowę miasta
w śniegu, narażona na podmuchy lodowatego wiatru.
#Zoe
Trzask drzwi wejściowych.
Kroki w przedpokoju. Ciche westchnienie ze zmęczenia. Odgłos rzucanej niedbale
na podłogę torby sportowej. I krzyk.
- Zoe!
Dopadł do mnie w jednej
chwili, uklęknął obok i potrząsnął mną za ramiona. Niemrawo podniosłam powieki,
przez co w oczach Jochena wymalowała się wyraźna ulga. Wertował oczami moją
bladą twarz i w końcu przeniósł wzrok na nadgarstek, zaciskając zęby ze złości.
- Ja tylko usnęłam –
powiedziałam cicho, unosząc rękę i wskazując na jedynie drobne, czerwone
nacięcie, które nie mogło mi w żaden sposób zagrozić. – Widzisz? Wyczerpało
mnie samo myślenie nad tym, czy mam to zrobić, czy nie.
A zastanawiałam się przez wzgląd na ciebie, dodałam w myślach.
Spojrzał na mnie nieufnie i zbadał jeszcze drugi nadgarstek, a następnie usiadł
na zimnych, łazienkowych płytkach obok mnie i oparł się o ścianę.
- Zo – westchnął, nie
patrząc na mnie. – Jesteś okropna. Dlaczego to robisz?
Zagryzłam policzki od
środka, dając mu do zrozumienia, że nic nie powiem. Pokiwał smętnie głową i
przygarnął mnie do siebie silnym ramieniem.
- Ja ci nie kazałam mnie
niańczyć – burknęłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej, po czym cicho
ziewnęłam. Niemiec zaśmiał się lekko.
- I dlatego zamierzasz mi to
utrudniać? – spytał. Powoli pokręciłam głową. – Nigdy więcej nie rób mi takich
niespodzianek, dobrze?
- Ciągle zadajesz pytania.
Czuję się jak na komisariacie.
Westchnął głośno, posadził
mnie na swoich kolanach, odgarnął mi włosy z czoła i otarł łzy z moich
policzków.
- Zo – mruknął. Jego ciepły
oddech owionął moją twarz. Spuściłam wzrok, zatrzymując go na wargach Jochena.
– Martwię się o ciebie.
Widział, gdzie spoglądają
moje brązowe oczy. Widział wypieki na mojej twarzy. Widział unoszącą się i
opadającą w szybkim tempie klatkę piersiową. Widział to wszystko, więc odsunął
się, zapobiegając temu, co by się mogło zdarzyć, i wziął mnie na ręce, przez co
pisnęłam cicho.
- No przecież cię nie
upuszczę – powiedział. Położył mnie delikatnie na łóżku, a następnie zdjął
koszulkę i wsunął się pod kołdrę obok. – Obiecasz mi coś? – spytał, wbijając
wzrok w sufit.
- Co?
- Że następnym razem, zanim
weźmiesz do rąk żyletki, przyjdziesz do mnie. Porozmawiać.
Milczałam przez ładnych
kilkanaście sekund, a Jochen przewrócił się na bok i z uporem zaczął się we
mnie wpatrywać. Wywróciłam oczami i ku jego zdziwieniu objęłam ramionami jego
tors, przytulając się mocno. Wciągnęłam w nozdrza przyjemny zapach żelu pod
prysznic i oparłam czoło o klatkę piersiową Niemca, mrugając oczami.
Zorientowałam się, że go łaskoczę, dopiero wtedy, gdy mi o tym sam powiedział.
- Zo, bo ci utnę te rzęsy.
Z bólem serca, ale to zrobię – wymamrotał sennie.
Natychmiast przestałam,
cicho mrucząc „przepraszam”. Jochen się rozluźnił, oparł brodę na czubku mojej
głowy i przeniósłszy dłoń na moje plecy, zaczął mnie po nich gładzić. Zadrżałam
niespokojnie.
- Jochen, a ja ci palce
utnę. Z bólem serca, ale to zrobię.
#Malwina
Do domu
wróciłam parę minut przed godziną dwudziestą. Próbowałam w ramach podziękowania
zaprosić Maćka na kawę lub herbatę, ale podobno się spieszył. Ofertę ponowiłam
trzykrotnie. Za czwartym razem to już by było chyba narzucanie się. Facet mi
pomógł. Miło z jego strony. Pożegnałam się więc uprzejmym uśmiechem, a
następnie wbiegłam po schodach na drugie piętro, gdzie mieściło się moje
skromne mieszkanko. Dwa małe pokoje, kuchnia i łazienka. To właśnie służyło mi
za namiastkę domowego ciepła już od kilku, trudnych miesięcy.
Szybko
wskoczyłam pod – ciepły tym razem – prysznic. Krople wody obmywały moje ciało,
a każdy mięsień powoli się rozluźniał. Napięcie, jakie towarzyszyło mi tego
dnia, niemalże zniknęło. Z ulgą stwierdziłam, że jednak ciemny kolor schodzi z
moich włosów. W prawdzie czekało mnie jeszcze kilka porządnych myć, ale po
miesiącu wszystko powinno wrócić do normy. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Musiałam
przyznać, że nie takiej reakcji spodziewałam się po Nikoli. Myślałam, iż
obrzuci mnie jedynie wściekłym spojrzeniem, mruknie kilka serbskich przekleństw
i tak zwyczajnie sobie odpuści. Niestety takiego scenariusza w swojej głowie
nie ułożyłam. Opuszkami palców dotknęłam moich ust. W dalszym ciągu czułam na
nich wargi Nikoli. Przymknęłam powieki. Musiałam wyrzucić tą chwilę ze swojej
pamięci i sprawić, by nie dręczyły mnie wyrzuty sumienia. A kiedy tak stałam
pod tym prysznicem nie przypuszczałam nawet, że kręcąc się po domu w samym
szlafroku oraz z ręcznikiem na głowie, będę musiała przyjąć gościa. I to nie
byle jakiego.
- Nikola? –
Moje oczy prawdopodobnie miały wielkość pięciozłotówek. Serb uśmiechnął się
blado i wręczył mi herbacianą różę. – Co ty tutaj… Ach, Maciek!
Głupia byłam
zgadzając się na ta podwózkę do domu. Jeszcze bardziej bezmyślnie postąpiłam,
podając Dobrowolskiemu numer mieszka. Niby taka nieistotna informacja, a
pozwoliła przyjmującemu rzeszowskiej drużyny zawitać w te skromne progi. Rzecz
jasna byłam w zbyt wielkim szoku, więc nie protestowałam, kiedy wszedł do
środka. Bezwiednie zamknęłam drzwi. Na moje policzki wkradł się rumieniec. W myślach
błagałam, by teraz sznurek od szlafroka nie zechciał się rozwiązywać.
- Przepraszam
za moje zachowanie – mruknął, wbijając we mnie zaciekawione spojrzenie. Co ciekawe,
nie doszukałam się w nim ani odrobiny skruchy. Bardziej interesował go fakt,
czy coś znajduje się pod moim szlafrokiem niż to, czy w ogóle mam zamiar
przyjąć jego przeprosiny. NIE MA MOWY!
- Nie mogę
przyjąć twoich przeprosin.
- Ale
dlaczego? – Jego głos brzmiał teraz bardzo piskliwie. – Malwina, ja na serio
nie pomyślałem nawet…
- W tym
problem – odparłam, siląc się na obojętność. – Nie pomyślałeś, że w moim życiu
jest ktoś, na kogo mogę czekać. Twoje zachowanie było egoistyczne i totalnie
nieodpowiedzialne! Czy ty na serio przejmujesz się tylko sobą? Nie liczysz się
ze zdaniem innych?
Szatyn
pokręcił energicznie głową na znak, że wcale taki nie jest. Westchnęłam, z
rezygnacją opierając się o ścianę.
- Przyszedłem
porozmawiać.
O, to coś
nowego.
#Zoe
- Schöps – jęknęłam,
wychodząc z pokoju. Niemiec rozwalił się całym swoim wielkim cielskiem na małej
kanapie i wpatrywał się w ekran swojego laptopa. Na dźwięk moich słów podniósł
wzrok. – Ja w tym wyglądam jak w worku.
- Tobie we wszystkim do
twarzy – skomentował, wracając do przeglądania najprawdopodobniej facebooka. –
Poza tym masz powód do radości. Możesz nosić całkowicie oryginalną moją
koszulkę, w której grałem. I nie martw się – wyprana jest.
Prychnęłam, krzyżując ręce
na klatce piersiowej.
- Czuję się zaszczycona –
mruknęłam.
- Mogę ci kupić w mniejszym
rozmiarze – zaoferował, nie odrywając wzroku od laptopa.
- Nie trzeba.
- Czyli jednak wolisz moją
własną?
- Joooocheeeen
– westchnęłam, zwalając się na jego kolana. Wepchałam się między niego a oparcie
sofy i spojrzałam w ekran. Oglądał zdjęcia z ostatniego meczu. Zmrużyłam oczy,
bo jedno z nich szczególnie mi wpadło w oko. – To ty masz tatuaż?
Parsknął śmiechem i
poczochrał mi włosy.
- Jesteś bardzo
spostrzegawcza, Zo.
Oparłam głowę na poduszce i
przytknęłam policzek do policzka Jochena, niby to chcąc mieć lepszy widok na
zdjęcia. Dodatkowo palcem powoli jeździłam po jego szyi, ale Niemiec cały czas
pozostawał niewzruszony, trzymając się swojej obietnicy i nie reagując na moje
starania. Albo próbując nie reagować.
- Zo, nudzi ci się? –
zapytał w końcu. Spłonęłam rumieńcem, wstałam i ruszyłam do swojego pokoju,
oznajmiając, że muszę się przygotować na ten mecz.
Koszulkę, którą dostałam od
Jochena, schowałam do torebki, a na siebie założyłam zwykłą, białą bokserkę i
czerwony sweterek. Po chwili stania przed lustrem i zastanawiania się dołożyłam
jeszcze zieloną apaszkę i zadowolona uśmiechnęłam się do swoich barw
narodowych. Odwróciłam się w stronę drzwi. Jochen stał w progu, mierząc mnie
wzrokiem i kręcąc głową.
- Nie – powiedział,
podchodząc do mnie. Stanął bardzo blisko, oparł czoło na moim czole i zaczął
palcami rozwiązywać moją apaszkę. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu
chodzi. – Nie pójdziesz tak. Ja rozumiem, że jesteś wielką patriotką, Zo, ale
masz kibicować nam, a nie przeciwnikowi.
- Co?
- Gramy z Maceratą. Włoskim
zespołem – powiedział. Rzucił zieloną chustkę na łóżko, ale nie odsunął się. –
A gdzie koszulka?
- W torebce – wymamrotałam,
odwracając wzrok. – A jeśli będę chciała kibicować im?
- To się wyprowadzę.
Okej, ostatecznie stanęłam
po stronie Resovii. Wprawdzie nie przez jego groźbę, ale przez sympatię do Ignaczaka – tak to nazwijmy.
I choć było mi ich bardzo szkoda, kiedy przegrali, to odmówiłam wyjścia z nimi
na piwo, bo podczas meczu spotkałam Malwinę. Namówiła mnie na wyjście do klubu,
a ja, choć zazwyczaj nie lubiłam dużych imprez, to zgodziłam się pójść do
rzeszowskiej Wytwórni. Swoją drogą,
dziwna nazwa.
zakochałam w tym rozdziale!
OdpowiedzUsuńCo prawda, początkowo było mi szkoda Malwiny, bo tak się oburzyła na zachowanie Nikoli, chociaż miało być tak pięknie. Ale skoro przyszedł do niej (i to z różą), żeby pogadać (a nie seksić), to coś z tego musi być,nie? :D
Natomiast Zoe&Jochen. Coś czuję, że Schops za długo nie wytrzyma jak będzie tak go kusić. W sumie, to na to liczę. Oni są tu tacy uroczy, że z tego musi coś być!
Pozdrawiam,
Chiyeke/ nieprzewidywalni.blogspot.com
Ostatnio w ogóle nie mam głowy do komentowania, a jako że Zuzanka ujęła wszystko tak, jak ja bym to ujęła, to podpisuję się po jej komentarzem. ;))
UsuńTajemnicza jest Malwina z tym swoim chłopakiem,nie mniej jednak, żal mi trochę Serba,bo widać, że się stara. A bynajmniej ten blond woli bardziej,a co za tym idzie, myślę, że i Malwina woli swój naturalny kolor :) Dobrze, że to tylko zwykła szamponetka :p Jochen to ma wyczucie jednak... Myślałam, że Zoe zrobi już coś głupiego,na szczęście Niemiec nad nią czuwa :) Nie spodziewałam się tylko, że to ona będzie go kusić,chociaż z jego temperamentem może jej być trudno Go do siebie przyciągnąć :p W sumie, przecież to facet :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Całowanie Nikoli na pewno nie było takie złe :P
OdpowiedzUsuńMaciek zmyślny facet. Gratuluje mu :)
Ja chce takiego Jochena o.
Zośka to cwana kobitka. Żeby go tak kusić. To się musi skończyć w łóżku. Będę wyczekiwać z niecierpliwością kiedy Jochen pęknie. :D
tekst o rzęsach i palcach rozwala <3
Mi się wydaje, że Malwina trochę ściemnia z tym facetem, ale nie wiem.
Ciekawe co przyniesie rozmowa...
Zośka, ty zdrajco. Żeby nie chcieć Jochenowi kibicować :( dobrze, że Ignaczak ją przekabacił :P
Zo miała szansę, ale nie chciała, żeby się wyprowadził. Są na dobrej drodze :D
Mam nadzieję, że go posłucha i pójdzie z nim porozmawiać a nie będzie robiła sobie krzywdę.
Kocham ten rozdział <3
iśka
Malwina czeka na faceta, który jest dla niej ważny, ale przecież to że całowała się z Nikolą to chyba nic złego ;) Nikoli chyba zależy, tak mi się wydaje. A co do Malwiny to On nie jest jej tak całkiem obojętny.
OdpowiedzUsuńZoe zależy na Jochenie, a Jochenoei zależy na Zoe. To widać na kilometr. Tylko dlaczego Zoe nie chce się do tego przyznać? Najwyraźniej ma swoje powody, ale mimo to powinna spróbować. Jochen jak na razie dotrzymuje swojej obietnicy, ale widać, że jest mu ciężko wytrzymać ;)
Pozdrawiam:*
uwielbiam ten rozdział, uwielbiam Jochena i Zoe, uwielbiam bezskuteczne starania Zoe, uwielbiam Nikole interesującego się szlafrokiem Malwy <3
OdpowiedzUsuńEj no Malwina Nikola nie całuje chyba tak źle :),a jak Zo zacznie tak kusić to Jochen będzie w ciężkiej sytuacji:)
OdpowiedzUsuńDo tej pory byłam takim cichym, anonimowym czytelnikiem, ale sumienie mnie ruszyło, abym w końcu skomentowała, gdyż to co piszecie jest użyję takiego lapidarnego zwrotu "zajebiście jedwabiste" !! Takie ... fajne. :) WSPANIAŁE. L-O-V-E.
OdpowiedzUsuńNikola no, jestem w stanie wybaczyć ci wszystko, ale raczej nie to. Pomyśl też o innych, a nie tylko o sobie. Ale za pocałunek i tak masz u mnie ogromnego plusa! :))
OdpowiedzUsuńJeeejku, Jochen jest za uroczy na ten świat. *_* Zo niech się cieszy, że ma w pobliżu takiego Niemca, on o stokroć lepszy niż żyletki, really. A koszulkę to ja też poproszę, o. :P
Jakoś nie wierzę w to czekanie. I nie wierzę w idealnych Niemców ;)
OdpowiedzUsuńZachowanie Nikoli mogło trochę zaskoczyc(co ja mówię trochę, nawet bardzo) Malwinę i nie wiedziała jak ma się zachowac. Jestem tylko ciekawa czy facet na którego czeka dziewczyna jest wart jej uczuc. Oj Jochenowi zależy jak cholera na Zoe :-)
OdpowiedzUsuń