20 czerwca 2013

13 - gdziekolwiek ta noc mnie zabierze jak pasażera na gapę



#Malwina
Kolejne cztery dni upłynęły mi na wysyłaniu podań o pracę. Byłam zdesperowana – jak to ładnie Zoe postanowiła ująć podczas naszego wczorajszego spotkania. No cóż. Nie mogłam jej przecież nie przyznać racji. Byłam cholernie zdesperowana, a co gorsza telefon uparcie milczał. Na skrzynkę mailową również nie przychodziło nic, za wyjątkiem reklam. Za każdym razem głośno przeklinałam ten idiotyczny spam, który robił mi nadzieję, że jednak się udało.
Zamknęłam przeglądarkę internetową w moim telefonie, krzywiąc się nieznacznie. To wszystko nie tak miało przecież wyglądać. Powinnam w dalszym ciągu mieć pracę, cieszyć się, że niedługo wracam do Szczecina i wszystko jakoś samo się ułoży. A nic, kuźwa, nie szło po mojej myśli. Obiecałam sobie również, że nie ulegnę już Nikoli i nie zgodzę się na spotkanie z nim. Powtarzałam niczym mantrę: Nie lubisz Nikoli. Nie będziesz z nim rozmawiać. Nie pójdziesz na żaden mecz już NIGDY! Teraz w prawdzie Resoviacy mieli jeszcze dwa dni do kolejnego meczu ligowego, ale ja już siedziałam na Podpromiu, nerwowo zagryzając dolną wargę i skubiąc skórki przy kciuku. Drgnęłam niespokojnie widząc, że jakaś duża postać się do mnie zbliża. Takiego to trudno nie zauważyć. Pojawiłam się na hali w połowie treningu, do tego zajęłam miejsce niemalże na samym szczycie trybun. Nie chciałam rzucać się w oczy. Niestety Nikola Kovacević należy do bystrych osób, którym praktycznie nic nie jest w stanie umknąć.
- Ukrywasz się przede mną? – Zapytał, zajmując miejsce obok mnie. Zupełnie nie potrafię wytłumaczyć mojego irracjonalnego zachowania w tej chwili. Na policzki wkradł się szkarłatny rumieniec, a serce gwałtownie przyspieszyło. W odpowiedzi na jego pytanie, nieśmiało pokręciłam głową.
- Nie chciałam wam przeszkadzać – oznajmiłam, siląc się na spokojny ton. – Poza tym z góry wszystko lepiej widać.
- No nie wiem – mruknął Nikola, przyglądając mi się uważnie. W myślach niemalże błagałam go, by nie rozpoczynał jeszcze naszej poważnej rozmowy, na którą naprawdę nie miałam ochoty. Niestety. Czytanie w moich myślach nie szło mu najlepiej. A mówiąc szczerze, to zupełnie na odwrót. – Żałuję, że wcześniej nie mieliśmy dla siebie czasu, ale trener nas trochę ciśnie.
Pokiwałam potakująco głową czując, że krew powoli odpływa z mojej twarzy. Nikola dalej mówił, ale już nie byłam w stanie skupić się na jego słowach. Miałam dużo czasu na przemyślenia. Całe dnie praktycznie spędzałam w domu przed telewizorem z pudełkiem lodów czekoladowych. Podjęłam kilka prób dodzwonienia się do Dominika. Telefon uparcie milczał. Nie zależało mu na mnie. To stało się bardziej niż oczywiste. Do tego słowa Zoe każdego dnia echem odbijały się w głowie.
- Malwina, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Serb ścisnął moją dłoń sprawiając, że znów drgnęłam niespokojnie. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i poprosiłam by streścił to, o czym mówił przez ostatnich kilka minut. – Jesteś fantastyczną dziewczyną. Musisz mi uwierzyć, że nie interesuje mnie twoja mroczna przeszłość, bo przecież każdy popełnia błędy. Nie powinnaś też wybierać mi odpowiedniej kandydatki na dziewczynę. Potrafię sam o siebie zadbać.
W głosie Kovacevicia wyczuwam chłód i irytację. O mamo! Czyżby aż tak bardzo mój telefon go zdenerwował?
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko daj się zaprosić na gorącą czekoladę.
- A może wpadniesz na czekoladę do mnie? – Odzywam się, zanim udaje mi się ugryźć w język.

#Zoe
- Zo! Jestem!
- Serce me się raduje.
- To ironia?
- Ależ skąd.
I mówiłam prawdę. Całkowicie prawdziwą prawdę, tak jak prawdziwe było to, że śnieg jest biały a Ignaczak nadpobudliwy, tak prawdziwe były moje słowa. A że Jochen odczytał je jako ironię, to już jego sprawa – ja się nie zamierzałam tym zajmować, bo stałam w bardzo krótkich spodenkach i meczowej, zasłaniającej owe spodenki koszulce Niemca przy zlewie kuchennym i zmywałam naczynia. I co z tego, że go prowokowałam? Może się nawet teraz na mnie rzucić. Ja się nie obrażę.
Usłyszałam szelest kurtki odkładanej na wieszak, dźwięk butów zderzających się z podłogą, kroki, ciche westchnienie, kolejne kroki, no i wtedy właśnie poczułam jego oddech na swoim karku i zobaczyłam ręce, którymi się oparł na jasnym kuchennym blacie po obu stronach moich bioder.
- Zoe Moretti...
- Mhm?
- Weź przestań kusić – poprosił. Czułam ciepło bijące od jego torsu i uśmiechnęłam się szeroko. Wygięłam plecy w łuk, objęłam Jochena za szyję, opierając czubek głowy na jego klatce piersiowej, i spojrzałam mu w oczy, chichocząc.
- To się skuś – powiedziałam. Nie mogłam do końca sprecyzować, jaką miał minę, bo widziałam jego twarz odwróconą. Pewna byłam tylko tego, że jego usta zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do moich, delikatnie się o nie otarły, a później odsunęły. Pisnęłam zaskoczona i przytrzymałam się blatu kuchennego, by zachować równowagę, bo Jochen cofnął się. Spojrzałam na niego.
- Odwdzięczam się – powiedział i ukłonił się, wychodząc z pomieszczenia.
Widziałam jego śmiejące się oczy i szeroki uśmiech, przez co miałam ochotę pójść za nim i udusić go gołymi rękami, ale postanowiłam zachować swój honor i nie odzywać się do niego. Zaszyłam się w swoim pokoju z książką i postanowiłam olewać wszystko, co dotyczyło Niemca. No ale żeby to było takie łatwe...
W gruncie rzeczy nie spodziewałam się tego. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, w ogóle mi nie przyszło do głowy, że akurat on się stanie dla mnie kimś... bliższym. I że zacznie mnie pociągać (bo zdecydowanie tak było, na moje nieszczęście). Najprawdopodobniej zaważyło to jego wesołe podejście do życia, szczery uśmiech, troskliwość i iskierki w oczach, ale jednak zakochaniem od razu tego nie mogłam nazwać - bez przesady.
- Co czytasz? – zapytał, stając w moich drzwiach. Nawet nie podniosłam na niego wzroku.
- Książkę.
- Seerioo?
Zaśmiałam się na widok ironicznego tonu jego głosu. Poczuł, że już się na niego nie gniewam (bo długo tego nie potrafiłam robić), usiadł obok mnie i zaglądnął mi przez ramię.
- Wiedźmin? – zmrużył oczy. – To jest polska książka, nie?
Pokiwałam głową, chowając rumieniec pod gęstymi włosami.
- Ale po włosku.
- Zauważyłem.
Musiałam odłożyć książkę, bo nie pozwolił mi na dalsze czytanie (a byłam dopiero na piątej stronie). Rozłożył się wygodnie na łóżku, pytając, czy mam jakie plany na jutro. I tak oto sobie konwersowaliśmy – Niemiec i Włoszka na ziemiach polskich.

#Malwina
Nie mogłam uwierzyć, że jednak ten przeklęty śnieg postanowił o sobie przypomnieć. Ja mogę zrozumieć: koniec stycznia i te sprawy, ale mimo wszystko białe płatki śniegu jakoś nie potrafiły mnie nie irytować. Po wyjściu z Podpromia, narzuciłam na głowę kaptur, który skutecznie uniemożliwiał mi dostrzeżenie czegokolwiek. Opadał na oczy. Nikola zaśmiał się cicho twierdząc, iż teraz bez problemu mógłby wyprowadzić mnie gdzieś w pole, a ja nawet bym się nie zorientowała. Och, niedoczekanie! Nie miałam jednak nastroju na kłótnie. W nadziei, że jednak udamy się samochodem do mojego mieszkania – skierowałam swoje kroki w stronę parkingu. No cóż. Dość szybko okazało się, że jednak mój idealny plan ma pewne wady. Kovacević musiał pożyczyć swój samochód Maćkowi Dobrowolskiemu (no temu akurat to pożyczać nie powinien!) i miał go odzyskać dopiero późnym wieczorem.
- Aha. Więc idziemy na pieszo – mruknęłam z niezadowoleniem, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza. Rzecz jasna musiałam zapomnieć rękawiczek, a tych kovaceviciowych nie potrzebowałam. Poza tym w nich moje dłonie by się przecież utopiły. – Mogłeś mi o tym wcześniej powiedzieć.
- I co byś zrobiła? – Zapytał, sceptycznie unosząc jedną brew. Zmroziłam go spojrzeniem, chociaż to wcale nie było potrzebne. W Rzeszowie nie dość, że padał śnieg, to chyba było jakieś minus pięćdziesiąt. Prychnęłam więc cicho, starając się ignorować uśmiech błąkający się na jego ustach. – Oj Malwa, no weź się nie gniewaj.
- Od kiedy ty zdrabniasz niby moje imię?
Wspinaczka po schodach na Most Zamkowy była istnym utrapieniem. Niby to nie jest wysoko, ale trzeba było wytężyć chyba wszystkie zmysły, by przypadkiem nie wywinąć na oblodzonych stopniach orła. Już raz to uczyniłam. Powtórka z rozrywki wcale nie była w tej chwili wskazana.
- Maciek tak na ciebie mówi – zaśmiał się Nikola, chwytając mnie w pasie, kiedy o mały włos nie rozkraczyła się na samym szczycie schodów. – Mogłabyś chociaż uważać.
- Staram się przecież.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie.
Następnie z ust siatkarza padło coś w stylu: kiedy kobieta mówi nie, należy spodziewać się, iż jest zupełnie odwrotnie. Ręka mnie świerzbiła, żeby mu zetrzeć ten uśmieszek z ust, ale się powstrzymałam. W starciu z dwumetrowym mamutem nie miałam przecież żadnych szans. Wyciągnęłam z kieszeni jeansów telefon i wystukałam szybką wiadomość do Zoe. Jeszcze chwila, a w obecności Nikoli nie wytrzymam! A przecież sama go zaprosiłam do siebie na tą czekoladę. O. Mój. Boże. Głupia jestem, że to zrobiłam.
- Jeśli się na mnie nie odbrazisz, to skoczę z mostu – ze stanu chwilowego zamyślenia wyrwał mnie poważny głos Nikoli. Zatrzymał się w połowie mostu, rzucił sportową torbę na ziemię i przysunął się do barierki.
- Nie ma takiego słowa jak „odbrazisz” – stwierdziłam rzeczowym tonem, oceniając przy tym zdolność Nikoli do oddania skoku. – Jak chcesz, to sobie skacz – powiedziałam wreszcie, wzruszając obojętnie ramionami.
Zbladłam widząc, jak Serb podchodzi jeszcze bliżej do barierki, układa na niej dłonie i zarzuca nogę. Pisnęłam cicho. Nie wierzyłam, że to zrobi? No to bardzo proszę. Jeszcze chwila, a na serio wskoczy do cholernie zimnego Wisłoka. Rzecz jasna prawie pewne, iż tego upadku nie przeżyje. Dopadłam go szybko i chwyciłam za materiał kurtki. Szarpałam ją mocno w nadziei, że sprowadzę Nikolę na ziemię. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- No nie wygłupiaj się! – Wrzasnęłam, poddając się. Przecież nie jestem na tyle silna. Poczułam, że gorące łzy spływają po moich policzkach. – Nikola, no! Przecież nie mówiłam tego serio. Nie jestem na ciebie zła. Nie umiem się na ciebie gniewać…
Z mojej piersi wyrwał się prawdziwy szloch. Serb natychmiast dał sobie spokój ze skakaniem i mocno mnie do siebie przytulił. Dłonią gładził moje plecy. Ja natomiast rozpłakałam się na dobre.
- Zależy ci na mnie – szepnął z zadowoleniem. Nie mogłam zaprzeczyć.

#Zoe
- Spoko, Krzysiu – powiedziałam, prawie się przewracając na prostej drodze. – Na mnie możesz liczyć.
Igła zadzwonił do mnie w – jak on to określił – śmiertelnie poważnej sprawie. Konkretniej: on i jego żona planowali wyjść na kolację i pytał mnie, czy mogłabym się przez kilka godzin zaopiekować ich potomkami. Zgodziłam się, bo zawsze lubiłam dzieci. Ale nie żeby coś.
Weszłam do mieszkania, rozebrałam się, usiadłam przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Byłam trochę zmęczona, a dodatkowo odezwał się okropny ból między łopatkami. Zmarszczyłam czoło i ziewnęłam.
- Zo?
Uwielbiałam, kiedy się do mnie zwracał w ten sposób, a robił tak prawie zawsze Teraz dodatkowo, jakby zmartwiony moją pozycją, usiadł obok, bardzo blisko, i zapytał, czy płaczę. W mojej głowie pojawił się iście szatański plan. Wiedziałam, jak na niego działają moje łzy, więc niezbyt przekonująco pokręciłam głową, nie odrywając jednak dłoni od twarzy. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Przyciągnął mnie do siebie i chwycił mnie za ręce, po czym dokładnie obejrzał moją twarz, która znajdowała się w bardzo małej odległości od niego – jego ust, oczu i zarumienionych od mrozu policzków. Nim zdołał się odsunąć, uniosłam się i próbowałam go pocałować, ale w ostatniej chwili nasze wargi uniknęły spotkania – z inicjatywy Niemca, rzecz jasna.
- Symulowałaś – stwierdził, uśmiechając się nonszalancko i zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Jęknęłam głośno i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
- Mam dość! – krzyknęłam, a w moich oczach na serio zalśniły łzy, co wywołało u niego zdziwienie. – Ile to jeszcze będzie trwało, co? Ja tak dłużej nie chcę, żałuję tej twojej obietnicy, nie chcę jej, nie wytrzymam...
Nie mogłam znieść jego wzroku, więc wkurzona wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam do pokoju. Słyszałam, że rusza za mną, więc umyślnie z całej siły trzasnęłam drzwiami. Chciałam zamknąć mu je przed nosem, ale nie przeczuwałam, że usłyszę krzyk i po odwróceniu się w stronę Jochena zobaczę go z wymalowanym na twarzy grymasem bólu, trzymającego się za rękę. Och, no tak. Nie przewidziałam, że mu ją przytrzasnę.
- Jochen! – pisnęłam i spanikowana rzuciłam się w jego stronę Chwyciłam go za rękę i obejrzałam ją dokładnie. Nie była nawet zaczerwieniona, a przecież po tych kilkunastu sekundach coś się powinno pojawić.
Wszystko trwało dosłownie krótką chwilę.  W trakcie, kiedy ja podnosiłam głowę, żeby na niego spojrzeć, on rzekomo poszkodowaną dłonią złapał mnie za nadgarstek, a drugą przeniósł na moją szyję i przyciągnął do siebie, po czym zachłannie wpił się w moje usta.
„Symulowałeś” – pomyślałam, wolną dłonią chwytając się jego koszulki. Było to stwierdzenie oczywiste, ale nie myślałam już o nim, bo głowę zaprzątało mi coś całkowicie innego. To, że Jochen miał niesamowicie miękkie wargi. To, że całował tak, jakby świat zaraz miał się skończyć. To, że ów pocałunek był mieszanką pożądania, słodkości, spontaniczności, uczucia i nawet odrobiny brutalności. To, że brakowało mi oddechu, ale jednocześnie nie chciałam tego przerywać. To, że non stop chciałam więcej i więcej.
No i w końcu to, że usłyszeliśmy czyjeś chrząknięcie, a gdy oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając, zobaczyliśmy Ignaczaka zasłaniającego oczy swoim dzieciom.
- Błagam – powiedział. – Ja się bardzo cieszę, że w końcu nie wytrzymaliście i wygrałem zakład z Lotmanem, ale, jasna cholera, mogliście mnie ostrzec, że takie widoki będę miał. Zo, tak jak mówiłem, przekazuję Sebastiana i Dominikę w twoje ręce. Na stole w kuchni masz kartkę z informacjami co do nich – powiedział, po czym pożegnał się i wyszedł z uśmiechem tryumfu na twarzy.
- O jakim on zakładzie mówił? – spytałam, marszcząc czoło i delikatnie przejeżdżając palcem po swoich wargach.
- Mnie tam martwi co innego – powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. Chyba zauważył mój wcześniejszy gest. – Jak się z nimi dogadamy?

17 komentarzy:

  1. jejku, jejku, jej *.*
    Dobrze, że ten Dominik nie odbiera i Malwa dochodzi do odpowiednich wniosków.
    Zośka ma dobry gust w stosunku do książek, do facetów też xd
    Dobrze, bardzo dobrze, że zależy jej na Nikoli.
    To było takie słodkie jak Nikola chciał skoczyć a ona chciała go odciągnąć. Oni są maga słodcy. Nikuś dobrze gada. Dobrze, że Malwa przyznała się przed sobą do tego.
    Zo to bardzo cwana bestia. :D Ma dobre korzenie :D
    Josiek też cwany. Dobrali się idealnie :D
    I bardzo dobrze, że się pocałowali! Czekałam na to całe 13 rozdziałów. Dobra, wy wiecie, że ja zboczona jestem i będę czekać na jeszcze coś innego. Wybaczcie, ale takie czasy :P
    Igła ma wyczucie ;<
    Biedny Lotman. Mam nadzieję, że nice będzie się musiał dużo wykosztować z powodu przegranej, która była oczywista. :D
    Joochen to ma co rozkminiać. Błagam no. Jakoś się dogadają. Na migi czy coś. On tam niech lepiej wymyśla coś fajnego na później :D
    Kocham to, o. <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha - ostatnie zdanie mnie powaliło :D Dobrze, że z dziećmi idzie się porozumieć "na migi" :D Chciałoby się powiedzieć " w końcu" ! Nie sądziłam, że tylko na wybuch Zoe musiał czekać Jochen,by móc ją pocałować :) Oboje są uroczy,i jak najbardziej do siebie pasują :) Myślę, że Malwina już sama zauważyła, że to nie jej chłopak, którego nie ma coś dla niej znaczy. Nikola jest zawsze przy niej,i powinna to docenić. Chociaż,już to właśnie zrobiła :)
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ileż można było czekać :P ale coś tak w kościach czułam że to będzie w tym rozdziale :) Igłę to będzie trudno przekonać do zamknięcia dzióbka, ale Zo i Josiek sobie poradzą :)
    Symulacja rządzi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. ; )
    W końcu Jochen nie wytrzymał. "Symulacja" ^^ ; )
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. uwielbiam skaczącego Nikole,
      uwielbiam troskę Malwy,
      uwielbiam rewanż Szłepsa,
      uwielbiam stymulująca Zoe
      podwójnie uwielbiam symulującego Jochena,
      +13837474636 razy nienawidzę najukochańszego Ignaczaka, Igła no, wyczuciem czasu nie grzeszysz! ;/

      Usuń
  6. Dzieci to takie wspaniałe stworzonka, że nie trzeba słów żeby się z nimi dogadać, bo albo cię słuchają nierozumiejąc, albo mają cię gdzieś nawet jak rozumieją. Więc Jochen może być spokojny, wystarczy tylko jeśli da sobie wejść na głowę:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zoe i Jochen sobie poradzą z małymi Ignaczakami i pewnie będzie przy tym sporo zabawy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jochen, jesteś silny facet, dasz radę z dzieciakami!
    Przyznam, że to chyba mój faworyt pośród dotychczasowych rozdziałów.
    Poza tym pocałunek, ahh *.*

    Zapraszam Cię na wracam.blogspot.com - III część, specyficznie.blogspot.com - V rozdział oraz znokautowana.blogspot.com - II (:

    OdpowiedzUsuń
  9. Malwinie zależy na Nikoli bardziej niż przypuszczała.Może wreszcie teraz da mu szansę, a nie wiecznie będzie czekać na tego Dominika, który pewnie już o niej dawno zapomniał.
    Ha wiedziała, że długo nie wytrzymają. Tylko szkoda, że Krzyś musiał im przeszkodzić ;) Ciekaw jak dogadają się z jego dziećmi?

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu! Już myślałam że się nie doczekam chwili, w której Malwina się przyzna, że zależy jej na Serbie. Nie powinna dłużej czekać na tego całego Dominika. Przecież to totalnie bez sensu. Widać, że Nikola jest dla niej kimś zdecydowanie więcej niż tylko kolegą. Cieszę się, że w końcu przestała oszukiwać w tej kwestii cały świat, ale przede wszystkim siebie.
    Jochen i Zoe są jak dwójka dzieciaków. Udają, że mogą trzymać lapki z dała od siebie, ale widać z jakim skutkiem im to wychodzi ;) jak widać nikt nie wierzy, że uda im się od siebie oderwać, mało tego, ciężko nawet komukolwiek uwierzyć, że będą choć przez moment trzymać ręce przy sobie :D
    Przepraszam, że jestem tu tak rzadko, ale totalny brak czasu mnie kiedyś wykończy. Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  11. No i wszystko wreszcie wraca na właściwe tory i mam nadzieje już na nich pozostanie, bo innego wyjście to ja nie widzę :P
    Malwina to się chyba tak sama przed sobą wcześniej przyznać nie mogła, że Nikola, to tak na prawdę nie tylko znajomy czy kolega, a ktoś o wiele ważniejszy w jej życiu. Dobrze chociaż, że teraz to zrozumiała, nawet jeśli stało się to pod wpływem drobnego podstępu Serba, bo wiadomo przecież, że i tak by nie skoczył :P
    Zoe i Jechen to natomiast cały czas już się migdalą, ale mi się to bardzo, ale to bardzo podoba, bo przecież dobre migdalenie , nie jest złe :P :D Tylko, żeby tam małych Ignaczaków nie zgorszyli, bo Krzysiu ich pozabija, mimo tego, że dzięki nim wygrał zakład :)
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest dobre pytanie jak Zo i Jochen dogadają się z dwójką dzieciaków które pewnie nie znają ich ojczystych języków. Bedzie zabawnie. Igła no, mogłeś się zjawić jakieś 30 minut później a tak przerwałeś zabawę kiedy dopiero się zaczęła. Cieszy mnie jednak że oni już nie wytrzymali, to było fajne ale co za dużo to niezdrowo, w końcu to napięcie ich przerosło :) Oni mi strasznie do siebie pasują :)
    Łapię się na tym że jak oglądam Serbów i widzę Nikolę to zaraz mi się przypomina wasza historia :) Malwa :) skąd ja to znam że powiem coś zanim na dobre ugryzę się w język i pomyśle co robię. Liczę że relacja z domowej gorącej czekolady będzie. Nikola ją wkręcił z tym skakaniem z mostu i proszę osiągnął to co chciał.

    OdpowiedzUsuń
  13. super rozdział i zapraszam do siebie :) http://siatkowkawmojejglowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak się właśnie zastanawiałam, jak mają zamiar dogadać się z małymi Igiełkami. Spontan, spontan, spontam.
    Jezu, Nikola, nigdy więcej nie sprawdzaj w taki sposób Malwiny. No bo to takie świńskie było, no. Powinien za ten numer wciągać gorącą czekoladę samemu.
    A teraz wybaczcie, idę się jarać wymianą śliny między Zo a Jośkiem <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże, uwielbiam to opowiadanie, zresztą wszystko, co wyjdzie spod Waszych rąk jest genialne.

    OdpowiedzUsuń