#Malwina
- No i co masz
zamiar z tym zrobić? – Zapytała Zoe, zbierając swoje rzeczy z biurka. Ja,
wykorzystując tą chwilę, postanowiłam rozejrzeć się po miejscu pracy Włoszki.
Niby taka zwykła sala. Stolik, kilka krzeseł, biurko. W takich właśnie
miejscach ludzie lubią uczyć się języków. Nie czują się zamknięci w jakiejś
typowej szkole. Przynajmniej ja bym się skusiła na tą szkołę. A mając za
nauczycielkę Zoe Moretti, to już w ogóle bym się nie zastanawiała.
- Przecież się
do niego nie przeprowadzę – mruknęłam, wreszcie skupiając całą swoją uwagę na
ciemnowłosej. Oparłam się tyłkiem o stolik, przy którym jeszcze kilka minut
temu siedzieli uczniowie. – Nie znam Nikoli na tyle dobrze, by się od razu do
niego przeprowadzać. Poza tym nie mam zamiaru być jego utrzymanką! Co on sobie
wyobraża?!
- Oddychaj
Malwina – rzuciła Zoe ze śmiechem, a ja zmroziłam ją spojrzeniem. – No dobra,
przepraszam. Pewnie na twoim miejscu postąpiłabym tak samo.
- Więc byś się
nie zgodziła?
Rozłożyła
bezradnie ręce.
- Pewnie
musiałabym się nad tym poważnie zastanowić.
Zastanawiam
się już od kilkudziesięciu godzin, ale jasna odpowiedź jeszcze się nie wykrystalizowała.
Praktycznie co pięć minut zmieniałam zdanie. Rozpatrywałam wszystkie wady i
zalety. Z niechęcią przyznaję, iż więcej tych drugich. Pewnie każda dziewczyna
na moim miejscu natychmiast spakowałaby swoje walizki i z ochotą przeniosła się
do Nikoli. Ja jednak ceniłam sobie w życiu niezależność, a ten przeklęty
siatkarz najwidoczniej zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Jestem prawie jak
kot – lubię chodzić własnymi ścieżkami.
Razem z Zo
opuściłam budynek, w którym mieściła się szkoła języków obcych i pomimo mrozu
oraz śniegu, ruszyłyśmy w stronę Podpromia. Kolejny mecz. Nie chciałam się na
nim pojawiać. Najchętniej zaszyłabym się we własnym łóżku, nakryta grubą
pierzyną z kubkiem gorącej herbaty z sokiem malinowym. No ale słowo się rzekło
i przyjść musiałam. Przy okazji obiecałam do końca meczu dać Kovaceviciowi
odpowiedź. Pięknie się wkopałam.
- Malwina, ty
pod samochód chcesz wpaść? – Syknęła Zoe, chwytając mnie za ramię i ciągnąc do
tyłu. Tak się skupiłam na majaczącym w oddali Podpromiu, że o mały włos nie
weszłam na pasy przy czerwonym świetle.
- Przynajmniej
bym nie musiała podejmować tak ważnej decyzji – odpowiedziałam z cichym
westchnięciem – Zo, ja na serio nie wiem co zrobić.
- A ja chyba
mam pomysł, jak rozwiązać twój problem. – Jej tajemniczy uśmiech jakoś wcale
nie napawał mnie radością i optymizmem. – Powiedz, że jeśli wygrają dzisiejsze
spotkanie, to z nim zamieszkasz. Będzie to z korzyścią dla całej drużyny, bo
zacznie się starać.
- O ile w
ogóle trener wpuści go na boisko – zauważyłam.
Kiedyś już
miałam okazję postawić Nikoli podobne ultimatum. Wtedy jednak nie dotyczyło to
tak ważnej sprawy, jak wspólne mieszkanie. Okej, Zoe z Jośkiem jakoś sobie
radziła. Oni jednak zaczęli swoją znajomość nieco inaczej. A do tego chyba
łączyło ich coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Znaczy się ekspertem w
kwestii uczuć nie jestem, ale na sam dźwięk jego imienia widziałam delikatne
rumieńce na policzkach Włoszki. Cóż… równie dobrze to może nie znaczyć nic,
więc nie chcę bawić się nawet w domysły.
Wchodząc na
halę odczuwałam niemałą satysfakcję na widok mojego byłego szefa, który musiał
użerać się z jakąś niedoświadczoną dziewczyną. Posłałam szeroki uśmiech Nikoli,
gdyż to z nim właśnie wkroczyłam na teren Podpromia. Kilka fanek uraczyło mnie
spojrzeniami pełnymi zawiści. Och, weźcie się wypchajcie.
#Zoe
- Jochen,
chyba musisz iść się rozgrzewać... – stwierdziłam, pocierając nerwowo swoją
szyję. Niemiec opierał się o bandy reklamowe, a jego twarz znajdowała się
bardzo blisko mojej. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, ale... Nie chciałam
się znaleźć w jakiejś pomeczowej galerii, a fotografów dookoła było mnóstwo.
Odruchowo poprawiłam bransoletkę na lewym nadgarstku. – Trener się wymownie na
nas patrzy.
Wywrócił
teatralnie oczami, po raz kolejny mierząc mnie wzrokiem. Już parę razy
stwierdził, że bardzo ładnie wyglądam w jego koszulce, a teraz uznał tylko, iż
nie spodziewał się mnie tu dziś zobaczyć i chce się nacieszyć moim widokiem.
Spuściłam wzrok pod jego wesołym spojrzeniem. Pocałował mnie jeszcze w policzek
i oznajmił, że idzie. Westchnęłam i ruszyłam w stronę Malwiny, która siedziała
już na swoim krzesełku.
- Trzymam
kciuki, żeby wygrali, tym razem z dwóch powodów – powiedziałam i puściłam do
niej oczko. Gdyby aktualnie coś piła, pewnie by się zakrztusiła, a w tym
przypadku tylko wytrzeszczyła oczy.
- Ja już
żałuję, że mu to zaproponowałam – westchnęła. W zasadzie odważyła się to zrobić
przez moje ględzenie o tym, żeby dała szansę Nikoli, bo on jej nie skrzywdzi, a
jego oferta wypłynęła z dobrego serca. Szturchnęłam ją w bok i pokazałam jej
zdjęcie roześmianego Kovacevicia, które udało mi się zrobić chwilę wcześniej
moim Nikonem.
- No patrz,
jak on ślicznie wygląda! – rzuciłam z szerokim uśmiechem. Malwina zmrużyła oczy
i spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
- Zajmij się
swoim facetem – burknęła. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Dźgnęłam ją w
bok, a ona pisnęła, ale nie pozostała mi dłużna. To była taka przyjacielska
szamotanina, która nie skończyła się dobrze. Przynajmniej nie dla mnie. – Ojoj...
Oczy Malwiny
wędrowały po kuleczkach bransoletki, które jeszcze wcześniej osłaniały mój
nadgarstek, a teraz spadały to na moją torebkę, to na podłogę hali. Nie to
jednak było najgorsze. Niemal słyszałam, jak wstrzymuje oddech, i wtedy się
zorientowałam, w jakim punkcie ostatecznie utkwiła swój wzrok.
Zaczerwieniłam
się, nie patrząc w jej stronę, i zagryzłam nerwowo wargę, szybko naciągając
rękawy czarnego sweterka. Chciałam udawać, że nic się nie stało, ale Malwina mi
na to nie pozwoliła.
- Zoe... – zaczęła
cicho, patrząc na mnie zszokowana. – Co to jest?
- Nic –
mruknęłam, bojąc się spojrzeć w jej oczy. Zadrżała mi dolna warga. Przełknęłam
ślinę, powstrzymując łzy przed napłynięciem do moich oczu. Ostrożnie schyliłam
się, by w miarę możliwości pozbierać rozsypane kuleczki.
- Chciałabym
pomóc.
- A ja nie
chcę pomocy.
Wiem, że
mogłam ją trochę urazić, ale nie byłam przygotowana na poważną rozmowę. Tu, na
Podpromiu? Niemożliwe. Siedziałyśmy więc w milczeniu, nie odzywając się do
siebie do końca meczu (czyli do porażki Resovii).
#Malwina
Przez cały
mecz siedziałam na swoim miejscu, jak struta. Nie byłam w stanie cieszyć się ze
zdobytych punktów Resoviaków, którzy swoją drogą, mogli zdecydowanie lepiej się
postarać w tym meczu. Koniec końców przegrać w tie-breaku, to chyba i tak
porażka. Spoglądając na elektroniczną tablicę miałam ochotę zacząć śmiać się
oraz skakać z radości. Szybko się opamiętałam. Po pierwsze: przeszło mi patrząc
na przygaszoną Zoe. Po drugie: przeszło mi widząc, że Nikola nie jest już tak
samo szczęśliwy jak jeszcze dwie godziny temu. Położył się na parkiecie na
pomeczowe rozciąganie, ale na jego ustach nie było już szerokiego uśmiechu. Nic
dziwnego. On przegrał podwójnie. Nie dość, że mecz, to jeszcze nie wprowadzę
się do jego domu. Gdyby tylko trener dał mu trochę więcej czasu na boisku… Nie!
Tak jest dobrze. Ja zostanę w swoim mieszkaniu, a on może wreszcie rozejrzy się
za jakąś inną dziewczyną, która przyjmie pełen wachlarz jego zalet.
Podniosłam się
z miejsca, przecisnęłam przez tłum kibiców i podeszłam do barierki, przy której
stał ochroniarz. Próbowałam jakoś go przekonać, by pozwolił mi podejść do
Nikoli, ale nic z tego. Cóż mi było po oryginalnej koszulce Kovacevicia? Ona
nie dawała przepustki na zaplecze. Tkwiłam więc cierpliwie wśród głośnych
fanek, aż wreszcie Serb raczył mnie zauważyć. Przeprosił dwójkę kolegów z
przeciwnej drużyny i ruszył w moją stronę. Rzecz jasna fani natychmiast
postanowili wykorzystać tą chwilę. Nikola machnął kilka autografów, by wreszcie
wyciągnąć dłoń w moją stronę. Wchodząc na parkiet, posłałam ochroniarzowi
tryumfalny uśmiech.
- Chodź, komuś
ciebie przestawię – rzucił grobowym tonem. To nie była jeszcze odpowiednia
chwila na rozmowę o postawionym przeze mnie ultimatum. Podążyłam więc
posłusznie za Serbem. Nie przeszkadzało mi nawet, iż ściska kurczowo moją dłoń,
a nasze palce jakoś tak odruchowo splotły się ze sobą.
- Niko,
czyżbyś wreszcie zechciał pochwalić się swoją dziewczyną? – Zapytał ciemnowłosy
siatkarz Skry z numerem czternaście na koszulce. Przyznać trzeba, że uśmiech to
ma piękny.
- Malwina, to
Aleks – wskazał tego ciemnowłosego – i Cupko – tym razem jego wzrok powędrował
w stronę blondyna. – Kumple z mojej drużyny narodowej.
- Miło was
poznać – rzuciłam z szerokim uśmiechem w stronę tej dwójki. Z chęcią bym
uścisnęła ich dłoń, ale Nikola mi na to nie pozwolił. Chyba specjalnie tego nie
zrobił.
- To kiedy
ślub?
- Tak
właściwie, to Malwina nawet ze mną nie mieszka i nawet nie jesteśmy…
Jakoś tak
nagle zrobiło mi się żal Nikoli, który z zażenowaniem przesuwał kciukiem po
moich knykciach.
- Nikola, ale
przecież po tym dzisiejszym meczu mieliśmy wszystko zaplanować.
Okej, co mnie
podkusiło, żeby to powiedzieć? Przynajmniej efekt był zadowalający. Kovacević
uśmiechnął się szeroko, uśmiechnął się szeroko i nim zdążyłam cokolwiek zrobić
– pocałował mnie. I nie był to zwykły, grzeczny pocałunek. Nikola wpił się
zachłannie w moje usta, a ja nie potrafiłam mu się oprzeć. Wspięłam się na
palce, zarzucając ręce na jego kark. Dawno już nie czułam się tak fantastycznie.
- A teraz
ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił radośnie Krzysiek Ignaczak, skacząc
dookoła. Chyba jednak nie powinien być taki wesoły, skoro jego drużyna
przegrała mecz, prawda?
Odsunęłam się
od Nikoli z cieniem uśmiechu na ustach oraz szkarłatnymi rumieńcami na
policzkach.
#Zoe
Przycupnęłam
na schodach, z uśmiechem spoglądając na Malwinę i Nikolę. Cieszyłam się z tego,
że w końcu coś się między nimi wydarzyło. Może Malwa miała jednak zamiar
wprowadzić się do Serba? Hm, kto wie.
- Ciocia
Zosia! – Pisk Dominiki, która biegła w moją stronę, wyrwał mnie z zamyślenia.
Dziewczynka pokonała kilka schodków i z impetem wpadła na moje kolana,
obejmując mnie za szyję i ściskając mocno. Uśmiechnęłam się mimowolnie i
pogładziłam dłonią jej jasne włoski. Dostrzegłam postać zmierzającą w naszą
stronę i na krótką chwilę zdrętwiałam, bo zrozumiałam, kto to jest, ale na
widok ciepłego uśmiechu widniejącego na twarzy kobiety przeszło mi całe
zdenerwowanie.
- A więc ty
jesteś Zoe – powiedziała, siadając obok mnie i patrząc na swoją córeczkę.
Powoli pokiwałam głową. – Jestem Iwona.
- Miło mi
panią poznać – odparłam, a ona skrzywiła się momentalnie.
- Nie mów do
mnie „pani”. Czuję się staro, nawet z „wiecznie młodym” mężem u boku – rzuciła.
Roześmiałam się i na moment między nami zapadła niezręczna cisza. – Dziękuję
ci.
- Za co? –
spytałam, mrugając oczami. Dominika marszczyła nosek, słuchając nas, bo nic nie
rozumiała z tej angielskiej paplaniny.
- Krzysiek mi
opowiadał, że w jakiś sposób mu pomogłaś... Nam
pomogłaś. Dziękuję – wyjaśniła, a w jej oczach widziałam, że naprawdę nie miała
mi za złe tego, że zaprzyjaźniłam się z jej mężem. Nie była jedną z tych
zazdrosnych, despotycznych żon. Ale jednak porządnie się wkurzyła, kiedy
zorientowała się, że Igła może ją zdradzać (absurd!), co nikogo nie powinno
dziwić.
- Niech pa...
Nie dziękuj – mruknęłam, a Dominika z braku lepszego pomysłu pocałowała mnie w
policzek. – Lubię pomagać.
„Gorzej, jeśli
to się źle na mnie odbija” – dodałam w myślach. Uścisnęła moją dłoń i pochyliła
się w stronę córki, by jej coś powiedzieć, ale przerwał jej pewien dwumetrowiec
wołający mnie po imieniu.
- Zo! – Jochen
podszedł do nas i przykucnął przede mną, obejmując wzrokiem moją sylwetkę i
siedzącą mi na kolanach blondyneczkę. – Do twarzy ci.
Zachłysnęłam
się powietrzem, kiedy dotarło do mnie, o czym on mówi. Na moje policzki wstąpił
rumieniec. Spuściłam wzrok, a Iwona, jakby wyczuwając napięcie, zostawiła mi
Dominikę i ulotniła się, na pożegnanie puszczając jeszcze do mnie oczko.
Niemiec zaś uniósł dłoń i zaczął okręcać sobie pukiel moich włosów wokół palca,
wpatrując się we mnie intensywnie.
- Matczyny
instynkt? Można na to coś zaradzić – stwierdził i wyszczerzył się. Puknęłam go
w czoło.
- Odwal się –
burknęłam, obrażając się jak mała dziewczynka. Szatyn usiadł obok nas na
schodku. Widziałam, jak spogląda w stronę Kovacevicia i jego... hm, dziewczyny?
Nie wiem, czy mogę to już tak nazwać. Musiałabym spytać Malwiny.
- Wreszcie się
zeszli – powiedział, otaczając mnie ramieniem.
- Zauważyłam –
prychnęłam.
- Nie bądź
zła. Przecież ja sobie tylko żartuję – szepnął. Uniósł palcem mój podbródek i
przytknął swoje ciepłe wargi do moich. Szybko się odsunęłam od niego.
- Hej! Nie
gorszmy dziecka!
Dominika,
jakby rozumiała, co ja mówię, wyciągnęła małą rączkę w kierunku twarzy Niemca i
z całej swojej siły uderzyła go w nos. Wybuchłam śmiechem na widok jego miny, a
dziewczynka objęła mnie ponownie za szyję i posłała siatkarzowi spojrzenie
mówiące mniej więcej tyle co: „spadaj, ciocia jest tylko moja”.
Wstałam i
pomogłam jej zejść po schodkach, zostawiając Jochena w tyle.
- Chocz,
Dominika – powiedziałam powoli. – Idziemy... – zawahałam się na chwilę. –
Idziemy szukamy tata.