#Zoe
- Malwina! –
krzyknęłam. Blondynka obróciła się w moją stronę. Siatkarze zniknęli w szatni,
a my zostałyśmy ładnie wyproszone przez ochroniarzy do korytarza. Blondynka
bezbłędnie odczytała mój wzrok.
- Weź nawet o
tym nie wspominaj – jęknęła, zakrywając twarz dłońmi. Widziałam rumieniec na
jej twarzy, który chciała ukryć. Podeszłam i przytuliłam ją.
- Ja się
cieszę, ogromnie się cieszę – powiedziałam, po czym się odsunęłam.
- Hej, póki co
to jeszcze nic nie znaczy...
Prychnęłam
wściekle, krzyżując ręce na piersiach.
- Jasne –
wywróciłam oczami. – Ja w to nie wierzę. Hm, Malwa, to może ty jednak się do
niego przeprowadzisz...? – zapytałam.
- Na razie nie
wiem nic. Mam mętlik w głowie – powiedziała cicho i utkwiła wzrok gdzieś ponad
moją głową. – O, cześć Josiek!
Usłyszałam
ciężkie westchnienie. Znając Niemca, pewnie chciał mnie przestraszyć, a Malwina
pokrzyżowała mu plany, uśmiechając się złowieszczo. Spojrzałam przez ramię na
siatkarza i posłałam mu tryumfalny uśmiech.
- Idziemy? –
zapytał.
- Idziemy.
Pożegnałam się
z blondynką i ruszyłam za Jochenem w stronę drzwi. Zamknął moją dłoń w swoim
uścisku, jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. Otworzył przede mną drzwi swojego
samochodu, po czym sam wsiadł i ruszył z parkingu. Przez chwilę milczał,
zagryzając wargi.
- No co?
- Wolisz nie
wiedzieć – odparł, przełykając ślinę.
- Jochen,
powiedz – poprosiłam, kładąc mu rękę na udzie. Zahamował gwałtownie przed
przejściem dla pieszych i strzepnął moją dłoń.
- Co chcesz
wiedzieć? To, że jak tak dalej pójdzie, nie wytrzymam i wylądujemy w łóżku?
Wstrzymałam
oddech, spoglądając przed siebie. Nagle zrobiło mi się gorąco, mimo że
klimatyzacja nie była włączona.
- Jochen...
- Przepraszam,
Zoe. Nie chciałem, żeby to od razu tak wyszło, ale... Jesteś spełnieniem moich
marzeń, Zoe, ciężko mi się hamować.
- Więc tego
nie rób.
Gwałtownie
obrócił głowę w moją stronę, obejmując wzrokiem całą moją twarz, a dłużej
zatrzymując go na ustach. Poczułam, że oddech mój stał się cięższy.
- Nie wiesz,
co mówisz – prychnął, ale w jego głosie wyczułam chyba jakąś nutkę radości.
Malutką, ale jednak. Odwrócił wzrok, skupiając się na jezdni.
- Wiem –
odparłam i przeczesałam włosy palcami, uśmiechając się pod nosem. – Bardzo
dobrze wiem, co mówię.
#Malwina
Oparłam się
plecami o ścianą, twarz ukrywając w dłoniach. Za wszelką cenę próbowałam
powstrzymać łzy, które jakoś tak same cisnęły się do oczu. Co ja miałam teraz
zrobić? W głowie miałam potworny mętlik. Powiedziałam Nikoli, że się do niego
przeprowadzam. Do tego zgodziłam się, by mnie tak zupełnie bezkarnie pocałował.
O Boże… To wszystko nie tak miało wyglądać. Skoro Resovia przegrała ten
przeklęty mecz z Bełchatowem, mogłam zostać w swoim mieszkaniu bez zbędnych
wyrzutów sumienia. Teraz natomiast miałam ich aż nadto.
Powoli
osunęłam się na podłogę. Oddychałam głęboko w nadziei, że łzy same przestaną
płynąć. Nic z tego. Pociągałam nosem coraz głośniej, czując się przy tym jak
skończona idiotka. Zośka mi gratulowała. Po minie Jochena stwierdziłam, iż
nawet on jest zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Otóż, do wiadomości
wszystkich: Nie jestem szczęśliwa! Chociaż na początku tak właśnie
uważałam. Nikola był cudowny, troskliwy. Mogłabym się przecież w kimś takim
zakochać. Jeśli jeszcze do tej pory zakochana nie byłam…
- Hej, mała. –
Drgnęłam niespokojnie, czując na sobie pytający wzrok Kovacevicia. Nie mogłam
spojrzeć mu prosto w twarz i powiedzieć, że to wszystko powiedziałam i zrobiłam
z litości. Tak, było mi go żal, że przegrał ten mecz, a do tego musiał przyznać
się przed kolegami, iż nic go w rzeczywistości ze mną nie łączy.
Gładził mnie
po ramieniu. Podobał mi się ten czuły dotyk.
- Zostaw mnie
– mruknęłam, aczkolwiek bez większego przekonania. Nikola zamarł na krótką
chwilę, by wreszcie mocno mnie przytulić. – Prosiłam, byś mnie zostawił.
- Nie mogę,
Malwina – oznajmił to tak poważnym tonem, że zwyczajnie nie mogłam na niego nie
spojrzeć. Przyglądał mi się uważnie. W jego oczach widziałam prawdziwy opór
oraz pragnienie. Nie, nie było ono czysto fizyczne. Za tym kryło się coś
więcej. Pragnął, bym podzielała jego uczucia. Chciał razem ze mną stworzyć
szczęśliwy związek, w którym wszystko będzie się doskonale układać. Było
jeszcze wahanie. Nie wiedział, czy jestem na to gotowa. Oczywiście, że nie
byłam! W dalszym ciągu myślałam o Dominiku, który chyba mnie porzucił bez
słowa.
- Zamieszkasz
ze mną?
- Nie chcę
stać się od ciebie zależna. Możesz teraz się za mną uganiać, obiecywać gruszki
na wierzbie, a za miesiąc lub dwa wszystko pewnie się zmieni. Znudzisz się,
będziesz mieć dość.
- Nie mam
pojęcia Malwina, kto ciebie tak skrzywdził, ale boli mnie ta opinia, jaką sobie
wyrobiłaś.
Rzeczywiście
dość niesprawiedliwie potraktowałam Nikolę jak każdego innego faceta. Może
jednak zdarzają się wyjątki?
- Zamieszkam z
tobą – mruknęłam po krótkiej chwili, wierzchem dłoni ocierając ostatnie łzy.
Kovacević delikatnie musnął mój policzek. – Ale pozwól spędzić mi tą ostatnią
noc w swoim mieszkaniu.
- No skoro
musisz – Nikola przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym serdecznie.
Podniósł się z podłogi, podając mi po chwili dłoń, z której pomocą również
stanęłam na nogi. – Chodź, podrzucę cię do domu.
#Zoe
Kręciłam się
niespokojnie po mieszkaniu. Niczego już nie byłam taka pewna, bo bałam się, że
– podobnie jak w wielu przypadkach – seks wszystko zepsuje, nie będzie już
między nami tego, co jest aktualnie... I uciekłam, zabierając ze sobą wszystkie
swoje wątpliwości.
- Malwina?
Jesteś w domu? – spytałam cicho, żeby Jochen, który okupował łazienkę, mnie nie
usłyszał. Wyszłam z mieszkania i delikatnie zamknęłam drzwi. Wcześniej na
kartce napisałam mu, żeby się o mnie nie martwił, i położyłam ją na stole.
- Tak. A co?
- Zaraz u
ciebie będę – oświadczyłam, zbiegając po schodach. Wsiadłam do samochodu i
ruszyłam z parkingu. Było już późno, ale dobrze wiedziałam, że Malwie to nie
przeszkadza. Gdy dotarłam do jej mieszkania, a ona otworzyła mi drzwi,
spostrzegłam, że płakała. – Co się stało?
Westchnęła
cicho i zabrała się do zaparzania dla nas herbat. W końcu usiadła na kuchennym
blacie i poklepała dłonią miejsce obok siebie. Wgramoliłam się tam i zacisnęłam
palce na gorącym kubku.
- Nie wiem, co
robić – powiedziała. – To już pewne, że przeprowadzam się do Nikoli, ale... –
zawahała się, zapewne szukając właściwych słów. – Boję się trochę, wiesz? –
mruknęła i spuściła głowę. Nagle zrobiło mi się jej żal. U niej sytuacja
wyglądała inaczej. W moim przypadku... Cóż, niewiele miałam do gadania, gdy
Jochen się do mnie wprowadził, zwłaszcza że zrobił to w okresie, kiedy nie
mogłam sobie z niczym poradzić. Malwina za to przeprowadzała się do Kovacevicia
z własnej woli, a w głębi serca jeszcze pewnie trochę liczyła na to, że Dominik
wróci. A może już nie?
- Malwa –
zaczęłam. Spojrzała na mnie niepewnie. – Przecież on ci nic nie zrobi. Nikola
nie gryzie! A poza tym, wiem doskonale, że cię do niego ciągnie.
To było tak
oczywiste, że nie próbowała zaprzeczać. Oparła się tyłem głowy o wiszącą za nią
szafkę i upiła łyk herbaty.
- Zośka, a
możesz mi powiedzieć, dlaczego... – urwała. Jej wzrok powędrował na mój
nadgarstek, a ja momentalnie wstrzymałam oddech, po czym gwałtownie pokręciłam
głową.
- Nie, Malwa,
proszę – powiedziałam drżącym głosem. - Ja nie chcę... Nie chcę o tym
rozmawiać. A ty nie chcesz tego wiedzieć.
Między nami
zapadło milczenie. Wpatrywałam się w ciemność za oknem i snułam rozmyślania na
byle jakie tematy. W końcu Malwina zeskoczyła z blatu i odłożyła kubek do
zlewu.
- Mogę u
ciebie przenocować? – spytałam. Odwróciła się w moją stronę i uniosła brwi
pytająco.
-
Pokłóciliście się?
- Nie –
odparłam, podążając w jej ślady. – Ale muszę pewne sprawy przemyśleć, zanim
wrócę.
Za co ją
najbardziej lubiłam? Za to, że nie wnikała na siłę. Jeśli nie chciałam mówić,
nie zmuszała mnie do tego, tylko próbowała pomóc. Teraz również tak było.
Zgodziła się na moje towarzystwo i nie oczekiwała na jakieś wyjaśnienia.
#Malwina
Tej nocy
praktycznie nie zmrużyłam oka. Ciągle irytował mnie fakt, że tak łatwo podjęłam
decyzję o przeprowadzce. Nie chciałam tego! A może jednak? Nikola był pierwszym
facetem, któremu nie chodziło tylko o jedno. W dodatku był całkiem porządny.
Siatkarz, wysportowany i z całą pewnością po głowie nie chodziły mu żadne
nielegalne używki. Jego zupełnym przeciwieństwem był Dominik. Nie dość, że
koleś nigdy nie dbał o to, co się ze mną dzieje, to jeszcze zdawał się zacząć
zupełnie nowe życie w tych całych Stanach. Och tak, powinnam zapomnieć o nim na
dobre.
Kiedy na
zegarze wskazówki ułożyły się tak, że wskazywały godzinę siódmą, zdecydowałam
się zwlec z łóżka i nieco uzupełnić zapasy w lodówce. Zapewne Nikola oczekiwał
ode mnie natychmiastowego spakowania swoich manatków, ale jakoś musiałam
nakarmić Zoe, która w dalszym ciągu smacznie spała w moim łóżku. Tak, chyba
obie znów potrzebowałyśmy tego babskiego wieczorku. I nie ważne, że piłyśmy
tylko herbatę oraz głównie milczałyśmy. Czasem fajnie przecież tak pomilczeć w
żeńskim gronie. Żaden wścibski facet nie próbuje się dowiedzieć o co chodzi.
Po cichu
opuściłam mieszkanie. Całe szczęście całkiem niedaleko mojego mieszkania
mieścił się sklep spożywczy. Nie musiałam więc podejmować decyzji o poważnej
eskapadzie. Kto by pomyślał, że pół metra śniegu potrafi spaść w ciągu jednej
nocy. Przeklinałam te pogodowe anomalie oraz brak odśnieżonych chodników.
- No co za
porażka – warknęłam, o mały włos się nie przewracając. Całe szczęście
zachowałam równowagę.
- Hej Malwa.
Och, no
pięknie. Do tego jeszcze zaczynam mieć omamy słuchowe. Przez krótką chwilę
wydawało mi się, że… Zamarłam, podnosząc wzrok na faceta stojącego przede mną.
Nie zmienił się. W dalszym ciągu jego włosy były nieco przydługie, oczy
błyszczały radośnie bez względu na sytuację, a w prawym uchu widniał kolczyk.
Kiedyś te wszystkie detale mi się podobały. O Boże, ja szalałam za tym facetem
pomimo, że na przemian próbował mi pomagać i wciągać mnie w bagno.
- D-dominik? –
Wyszeptałam, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Chłopak uśmiechnął się
szeroko. Gdyby nie ta gruba warstwa śniegu pewnie podbiegłby do mnie, pochwycił
w swoje ramiona i pocałował. Teraz natomiast błogosławiłam biały puch. Nie, nic
już nie było jak dawniej.
- Ale co ty
tutaj robisz? – Wydusiłam wreszcie. – Myślałam, że siedzisz w Stanach, próbując
o mnie zapomnieć.
- Malwa,
przepraszam. – Och, tego to akurat się nie spodziewałam. – Skosztowałem tam
zupełnie innego życia. Pomyślałem, że jeśli będę milczeć, to kiedyś o mnie
zapomnisz.
- Poznałeś tam
kogoś – mruknęłam. No Einsteina do tego stwierdzenia nie było trzeba.
- Tak –
przyznał Dominik niechętnie, dodając po chwili: - Ale to był błąd! Ty jesteś
moim całym życiem i kiedy to do mnie dotarło pomyślałem, że zasługuję na drugą
szansę…
- Na drugą… co
proszę? – Posłałam Dominikowi ironiczny uśmiech. – Zjawiasz się nagle,
naskakujesz na mnie na ulicy i wierzysz, że tak po prostu dostaniesz drugą
szansę? Czy ty w ogóle na nią zasługujesz? Chyba coś ci się pomyliło.
Miałam
nadzieję, że sobie odpuści. Postanowiłam kontynuować wyprawę do sklepu po
zakupy. Dominik szedł za mną. Ciągle próbował mnie przepraszać, czego miałam
serdecznie dość. Niepotrzebnie traciłam czas z kimś takim. Żyłam zamknięta w
nie-idealnym świecie. A wystarczyło jedynie dopuścić do siebie Nikolę, by
poglądy zmienić o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dominik, weź
się wreszcie zamknij – warknęłam, gdy znów dotarliśmy w okolice mojego bloku. –
Mam już kogoś i totalnie nie obchodzą mnie twoje przeprosiny.
- Masz kogoś?
- Tak, mam.
To było
jedynie lekkie nagięcie prawdy. Bo przecież nie miałam chłopaka. Nikola nigdy
mnie nie poprosił byśmy tworzyli parę, a ja nigdy się na to nie odważę. Lepiej
nie niszczyć tego, co jest między nami, bo przecież przyjaźń to równie piękna
sprawa.
Odwróciłam się
na pięcie, otworzyłam drzwi prowadzące na klatkę schodową i poczułam, że
wreszcie pozostawiłam przeszłość za sobą.