15 lutego 2014

18 - Patrząc, jak płomienie wzniosą się w noc.

#Zoe
- Jochen?
- Tak, Zo?
- Już jest rano?
Faktycznie zaczynało się rozjaśniać. Mój wzrok rejestrował szczegóły wystroju sypialni Schöpsa. My leżeliśmy na szerokim, miękkim łóżku zaraz przy oknie. Na lewo stała duża komoda, obok niej drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki, dalej wielki obraz przedstawiający panoramę Paryża, niewielka szafa na wieszaki i dwa skórzane fotele, a wszystko to utrzymane w białych, zielonych, czarnych i ciemnożółtych barwach.
Szatyn spojrzał w niebo, które z naszego położenia było dobrze widoczne, a ja starałam się unormować oddech. Światło gwiazd zanikało i zaczynało się robić coraz jaśniej. O dziwo z każdą chwilą czułam się jeszcze bardziej niezaspokojona, mimo że na atrakcje i różnorodność sposobów kochania się narzekać nie mogłam.
- Jak widać – mruknął, ziewając. Przewróciłam się na brzuch i podparłam ciężar ciała na łokciach, a następnie pochyliłam się i musnęłam wargami usta Niemca.
- Nie idźmy jeszcze spać – powiedziałam. – Proszę.
Uniósł brwi i kąciki ust, wbijając we mnie spojrzenie swoich zielonych tęczówek.
- Noc się jeszcze całkiem nie skończyła, więc trzeba korzystać – dodałam, uśmiechając się kusząco. Poskutkowało. Zostałam szybko przewrócona z powrotem na plecy. Jedną jego rękę czułam na swoich piersiach, a drugą między nogami. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i zagryzłam wargi niemal do krwi, głowę odchylając do tyłu.
Zasnęliśmy wraz z pierwszymi promieniami słońca tylko po to, by cztery godziny później się obudzić z obolałym ciałem po całonocnym „dawaniu sobie szczęścia”.
- Zoszka, jesteś okropnie niewyżyta seksualnie, diablico jedna. Tylko jedno ci w głowie.
- No przepraszam bardzo, ale to nie ja podjęłam erotyczny temat wczoraj wieczorem. Nie zwalaj winy na mnie!
- Gdyby nie ty, wyspalibyśmy się choć trochę.
- Źle ci?
- Nie.
- Więc w czym problem?
- No niewyżyta jesteś.
- Powtarzasz się.
- W nocy ci to nie przeszkadzało.
- Dosyć! Ciche dni! No przestań, nie całuj mnie!
Z cichych dni wyszło mniej więcej tyle, co wilkowi ze złapania zająca, czyli nic. Ściślej rzecz biorąc – w ostateczności wylądowaliśmy razem pod prysznicem.

#Malwina
Nie chciałam otwierać oczu obawiając się, że to wszystko jest jedynie pięknym snem. Przeciągnęłam się leniwie w nadziei, że jednak nie tkwię w jakimś przeklętym koszmarze. Świat jeszcze do niedawna miał dla mnie szare barwy. Beznadziejna monotonia. Wstać rano, iść do pracy, wrócić do pustego mieszkania, zasiąść przed telewizorem z miską popcornu lub tabliczką czekolady. Nie, nie. To nie było dla mnie. Dopiero po poznaniu Nikoli, Zoe i Jochena można powiedzieć, że odżyłam. Powróciła ta dawna Malwina z błyskiem w oku oraz głową pełną szalonych pomysłów.
Wciąż z zamkniętymi oczami przeniosłam rękę w miejsce, gdzie jeszcze poprzedniego wieczora leżał Kovacević. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że go tam nie ma. Jedynie pusta, zimna przestrzeń. Westchnęłam cicho. A więc jednak…
- Dzień dobry – zapiał radośnie Serb, ciągnąc za kosmyk moich włosów. – Jak to dobrze, że wróciły do normalnego koloru.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Rzeczywiście pomysł z farbowaniem był nieudany. Przez ostatnich kilka tygodni miałam ciemny kolor włosów, przez co moja cera zdawała się jeszcze bledsza niż normalnie. Do tego nie osiągnęłam oczekiwanego efektu. Nikola w dalszym ciągu chciał ze mną rozmawiać i twierdził, iż nawet ten ciemny odcień mu tak bardzo nie przeszkadza.
- Nie musisz iść na trening? – Zapytałam, przenosząc się do pozycji siedzącej. Nikola potraktował to jako nieme przyzwolenie na to, by znaleźć się zdecydowanie bliżej.
- Chwilowo moje plany są zdecydowanie inne – uśmiechnął się zmysłowo. Dobrze wiedziałam co za chwilę nastąpi i jakoś musiałam się mu wywinąć. – Nie kombinuj – dodał, mrucząc prosto w moje usta. Och, serio?! Teraz jeszcze nauczył się czytać w moich myślach!
Pozwoliłam by mnie całował. Pozwoliłam jego niespokojnym dłoniom błądzić po moim ciele. Pragnęłam doświadczyć prawdziwej rozkoszy, ale przekroczenie tej granicy zdawało mi się być czymś niewyobrażalnym. Mieszkając jeszcze w Szczecinie wyrobiłam sobie wśród znajomych raczej nieciekawą opinię. Jedynie Agnieszka pilnowała, by nikt mnie w jej obecności nie obrażał.
- Nie – szepnęłam, zrywając się z łóżka w chwili, gdy palce Nikoli dotarły do gumki moich majtek. Siatkarz patrzył na mnie. Był zaskoczony – owszem. Ja również zadziwiłam samą siebie. Do tej pory nawet nie przypuszczałam, iż dysponuję silną wolą.
- Myślałem, że…
- Przepraszam – sapnęłam, kierując swoje kroki w stronę łazienki.
Czułam się jak skończona idiotka. Znów. Takiemu facetowi przecież się nie odmawia. Był opiekuńczy, przejął się moim losem i dzięki temu nie musiałam się martwić topniejącymi oszczędnościami. No ale przecież z wdzięczności nie mogłam się z nim przespać, a uczucia były zdecydowanie niedoprecyzowane.
Zerknęłam na własne odbicie w lustrze. Na moich policzkach wciąż widniały różowe rumieńce. Uśmiechnęłam się delikatnie. Mogłam myśleć, że popełniłam największy błąd w swoim życiu, ale przecież wykonałam kolejny krok na drabinie, o której tak wiele mówili terapeuci podczas odwyku. Nie byłam dziwką. Nie sypiałam już z kim popadnie, a do tego potrafiłam się kontrolować.
- Nie chciałem cię urazić – odezwał się Nikola zza drzwi łazienki. – Ale mam dość obchodzenia się z tobą, jak z chińską porcelaną, wiesz?
- Czas, Nikola. Potrzebuję tylko trochę czasu.
Zapewne mruknął coś z niezadowoleniem pod nosem, przewracając przy tym oczami, ale nie chciałam się przejmować jego reakcją. Odkręciłam kurki pozwalając, by ciepła woda wypełniła całą wannę. Odnalazłam płyn do kąpieli o zapachu angielskiej róży. Chwila relaksu. Wreszcie czas tylko dla mnie.

#Zoe
Ciepły oddech musnął moją twarz, a usta odnalazły moje czoło i zatrzymały się tam na krótką chwilę. Uśmiechnęłam się, zaprzeczając teorii Jochena głoszącej, że w dalszym ciągu śpię, i szybkim ruchem ujęłam jego policzki w swoje małe dłonie, zanim zdążył się oddalić. W moich oczach zapewne błyszczały wesołe iskierki, kiedy przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
- Zo, ja muszę iść na trening – wymruczał prosto w moje usta. – Proszę, nie utrudniaj mi tego, bo nie wyjdziemy z łóżka do wieczora. Nie wystarczy ci prawie cała doba?
Zaśmiałam się i pokręciłam głową, ale mimo wszystko pozwoliłam mu się odsunąć i zakopałam z powrotem w ciepłej, pachnącej wydarzeniami tej nocy pościeli.
- Malwina przysłała mi wiadomość, że niedługo tu wpadnie do ciebie. Czuj się jak u siebie w domu – powiedział. Trochę mnie jego słowa otrzeźwiły, bo dotarło do mnie, że muszę się ogarnąć przed przyjściem Malwy, więc po wyjściu Niemca podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegarek, nie wierząc własnym oczom.
- O mój Boże – westchnęłam niemrawo, zakładając bieliznę. Dochodziła szesnasta, a ja byłam zaspana jak nigdy. Ziewnęłam głośno i wciągnęłam na siebie sukienkę, którą miałam na sobie poprzedniego wieczoru.
Czuj się jak u siebie w domu. Taaak, jasne. A skąd ja mam wiedzieć, gdzie co się znajduje? Czując usilną potrzebę dostarczenia do organizmu kofeiny, udałam się do kuchni w poszukiwaniu kawy. Dwadzieścia minut później usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Cześć, Malwinko – rzuciłam rozmarzonym głosem. Spojrzała na mnie przenikliwie, wchodząc do środka. – Napijesz się czegoś?
- Może herbaty – odparła, siadając przy stole kuchennym. Nastawiłam wodę i rozanielona usiadłam obok niej.
- Co wy robiliście, że jesteś aż taka otumaniona? – spytała, unosząc brwi. Otworzyłam usta, żeby oznajmić jej, że dawaliśmy sobie szczęście, ale po chwili je zamknęłam. – Okej, nie potrzebuję szczegółów.
- Malwa, ja się zakochałam – westchnęłam, podpierając głowę rękami i wbijając wzrok w sufit. Blondynka parsknęła śmiechem i potrząsnęła głową.
- Zośka, ja to zauważyłam już dawno – powiedziała, uśmiechając się. Zmarszczyłam czoło.
- To aż tak bardzo widoczne? – spytałam. Jakoś nie była mi miła myśl, że wszyscy dookoła mogli bez trudu się domyślić, co ja czuję.
- W waszym przypadku tak – przyznała. – A przynajmniej dla osób, które was znają.
Ziewnęłam i przetarłam oczy, patrząc na nią.
- A wy?
- Jacy „my”? – zdziwiła się.
- No ty i Nikola.
Zarumieniła się lekko, co w zestawieniu z jej niby to obojętną miną nie robiło wiarygodnego wrażenia.
- Nie ma nic – odparła krótko. Wywróciłam oczami, mrucząc przeciągłe „jaaaasne”.

#Malwina
Nie mam zielonego pojęcia co we mnie wstąpiło, że zadzwoniłam do mojej ulubionej pizzerii i poprosiłam o giganta z podwójnym serem oraz najlepszym salami jakie mają. Do tego jeszcze zażyczyłam sobie sos czosnkowy, bez którego przecież bym nawet kęsa nie mogła przekąsić. Niestety moja zdolność zapamiętywania adresów kodowana jest w pamięci krótkotrwałej, więc musiałam szybko poprosić Zoe o ulicę oraz numer mieszkania. Przyglądała mi się z uśmiechem, a w oczach widziałam rozbawienie. Och, nie moja wina, że nerwowo reaguję na każdą wzmiankę o potencjalnym Nikola i ja. A powszechnie wiadomo przecież, iż na stres najlepsze jest jedzenie. Najlepiej potwornie niezdrowe. Nie chciałam ciągnąć Włoszki do McDonalda lub KFC (i tak nie wiedziałam gdzie najbliższej restauracji tego typu szukać), więc stanęło na pizzy, która całe szczęście zjawiła się w dwadzieścia minut. Błogosławić brak korków oraz dobrych ludzi rozumiejących kobietę w trudnej sytuacji.
- Niby jak mamy to zjeść? – Jęknęła Zośka, wpatrując się w pięćdziesięciocentymetrową pizzę wielkimi oczami. Ja tam nawet się nie zastanawiałam. Odnalazłam w szafce dwa talerze, zestaw sztućców, a do tego z barku wyciągnęłam butelkę czerwonego, niemieckiego wina, które to zazwyczaj pija się podczas świąt Bożego Narodzenia.
- No jak to jak? – Wzruszyłam obojętnie ramionami po przeżuciu pierwszego kęsa. – Gryziesz, połykasz i powtarzasz tą czynność tak długo, aż w kartonie pozostaną jedynie tłuste plamy.
Niecałe dwadzieścia minut później zamek w drzwiach szczęknął cicho, czego żadna z nas rzecz jasna nie usłyszała. Zbyt pochłonięte rozmową i śmianiem się zupełnie zapomniałyśmy, że mieszkanie należy do Jochena, który zapewne zechce wrócić tutaj zaraz po skończonym treningu. Ale czy musiał zabierać ze sobą jeszcze Nikolę? Jego sceptycznie uniesione brwi oraz ironiczny uśmieszek wcale nie były potrzebne. Nie w tej chwili. Mógł grzecznie wrócić do siebie, tam na mnie poczekać, bo przecież – do cholery – teraz mieszkamy razem!
- Gruba będziesz – szepnął Serb, zajmując miejsce obok mnie. Warto jeszcze dodać, iż był to całkiem spory fotel, w którym ja się spokojnie mieściłam i jeszcze mogłam się wygodnie rozsiąść, kiedy jednak Nikola wcisnął obok swój zgrabny tyłek to właściwie nie miałam innego wyjścia, jak przenieść się na jego kolana.
- Jak będę gruba, to przynajmniej się ode mnie odczepisz – prychnęłam, wystawiając po chwili język.
- Nigdy się mnie nie pozbędziesz – szepnął, wplątując palce w moje włosy.
- Jeszcze zobaczymy – odparłam bez cienia entuzjazmu, ani uśmiechu i skupiłam całą swoją uwagę na kawałku pizzy, który tylko czekał aż go pochłonę.
Kolejną godzinę spędziliśmy we czwórkę na rozmowie oraz drobnych uszczypliwościach. Jochen wściekał się za każdym razem, kiedy nazywałam go Jośkiem Szłepsem. Nikola natomiast wpadł na pewien genialny pomysł, jakim była podwójna randka. Niestety nie zdążyłam przywalić mu w głowę pustym kartonem od pizzy, a wszelkie moje zaprzeczenia na temat, że zupełnie nic nas nie łączy prócz przyjaźni zdały się na nic. Josiek z całą pewnością znał już od Kovacevicia podkolorowaną wersję naszej relacji, ale kiedy Zoe próbowała rzucić na ten temat jakąś uwagę stwierdziłam, iż czas najwyższy na powrót do domu.

- Jesteś na mnie zła? – Zapytał Nikola, zajmując miejsce za kierownicą. Prychnęłam cicho. – Okej, więc jesteś.

Odautorsko:
Kaś - trochę nas tutaj nie było. Czy wrócimy na dobre? Tego obiecać nie mogę. Będziemy się starać. I może raz na miesiąc coś poczytacie? :)