13 marca 2013

1 - teraz jest czas by przełamać się i zacząć nowe życie



# Malwina
Z wielką niechęcią zabrałam się za wykonywanie swojej pracy. Mój grymas z całą pewnością wymalowany był na twarzy. Nienawidziłam samej siebie za to, do czego zmusiłam własnych rodziców, którzy na ogół cechują się przecież nadzwyczajną cierpliwością oraz tolerancją. Ja jednak doprowadziłam ich do ostateczności. Właściwie można powiedzieć, że do Rzeszowa zostałam zesłana na okres próbny, który miał trwać nieco ponad rok. Pozostało mi więc około trzech miesięcy pracy jako sprzątaczka w hali na rzeszowskim Podpromiu. Przez ostatnie tygodnie poznałam wiele dziewczyn, które chociaż na krótką chwilę chciałyby się ze mną zamienić. Ja, szczerze mówiąc, powiedziałabym im, że są głupie.
Zamiatając przejście pomiędzy dwoma rzędami sektorów zazwyczaj myślałam nad tym, jak to wszystko mogło się potoczyć, gdyby rodzice jednak nie zainteresowali się moim życiem; nie zareagowali w porę. Dostałam od nich szansę, którą za żadne skarby nie chciałam zaprzepaścić. W prawdzie w dalszym ciągu byłam stałą bywalczynią klubów, ale próbowałam nie przesadzać już z alkoholem oraz nie tykać innych używek. Pozostały jedynie mentolowe L&M. Zawsze miałam przy sobie paczkę. Tak na odstresowanie.
Sapnęłam cicho, opierając miotłę o barierkę. Delikatny ból w kręgosłupie próbował mi przypomnieć o żalu za popełnione grzechy. Och, na serio, nie było mi to potrzebne!
Schylałam się by podnieść szufelkę. Nawet kiedy nikt nie korzystał z hali, brud jakoś sam się pojawiał. Brałam już pod uwagę możliwość, iż ktoś robi mi na złość. Tak właśnie podpowiadała logika. I kiedy byłam w trakcie wmawiania sobie, że logiczne myślenie raczej się w tym przypadku nie sprawdzi, poczułam na swojej skromnej, wątłej osóbce skutki bliższego spotkania z siatkarzem miejscowej drużyny. Zawartość szufelki wylądowała znów na podłodze, z moich ust wyrwało się głośne przekleństwo, a anielska cierpliwość się wyczerpała. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem wygłoszenia prawdziwego kazania, ale głos uwiązł w gardle. Stałam więc z otwartymi ustami, gapiąc się bezmyślnie na dwumetrowego faceta, który wyglądał na bardzo zakłopotanego.
- Przepraszam – szepnął niepewnie czekając zapewne na to, co przed chwilą zdawało się być nieuniknione. Niestety, napad złości nie chciał nadejść.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam niejako wbrew sobie, w myślach mając jedynie same przekleństwa, określające moje bezsensowne zachowanie. Do tego moje policzki z całą pewnością zdobił czerwony rumieniec, który zawsze pojawiał się w nieodpowiednich momentach.
Zdawało się, że siatkarz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wołanie ze strony kolegów skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Uśmiechnął się tylko na pożegnanie, a ja musiałam się mocno postarać, by nie reagować na uginające się pode mną nogi.

# Zoe
- Na dzisiaj koniec – powiedziałam, zamykając swój notatnik i uśmiechając się do grupy. Powoli zaczęli wstawać ze swoich miejsc, a ja zebrałam słowniki i włożyłam je do szafki. Rozglądnęłam się po klasie. Prowadziłam kurs włoskiego na poziomie średniozaawansowanym już od dwóch miesięcy i zawsze, gdy opuszczałam swoją siedzibę, starałam się zostawiać po sobie porządek. Szanowałam pracę osób, które tu sprzątały, i nie zamierzałam im tego utrudniać.
Odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam wzrokiem szatyna, który zdyszany wpadł do sali. Uniosłam brwi w geście zaskoczenia.
- Uhm... – zaczął zdezorientowany. – Spóźniłem się?
- No raczej – prychnęłam, podchodząc do tablicy i przejeżdżając suchą gąbką po napisanych wcześniej przez siebie słowach. Zakaszlałam, kiedy pył z kredy dostał się do moich dróg oddechowych.
- Ale przecież lekcja miała się zacząć o...
- O osiemnastej – przerwałam mu. Westchnął, wznosząc oczy ku niebu, i rozmasował palcami skronie. – Jeszcze tu pana nie widziałam.
- No tak. – Podrapał się po szyi, udając, że mój biust wcale nie przyciąga jego uwagi. – Nie jestem za stary?
Pokręciłam głową, wyjaśniając mu, że na zajęcia przychodzą nawet ludzie w wieku sześćdziesięciu paru lat. Niekiedy miałam tego dość, bo nie jest rzeczą przyjemną, gdy jakiś stary dziadek gapi się na moje cycki, a zdarzają się tacy. Po jakimś czasie zaczęłam nawet zakładać golfy, ale ostatnio zaprzestałam, bo było mi za gorąco.
Założyłam czarny płaszczyk i obróciłam się w stronę drzwi. Szatyn nadal stał w tym samym miejscu. Kącik ust miał lekko uniesiony w górę, a łagodne spojrzenie zielonych tęczówek mierzyło mnie od stóp do głów. Poczułam się, jakbym była naga, co mnie trochę krępowało. Spuściłam wzrok.
- No co się tak gapisz? – mruknęłam, nawet nie siląc się na miły ton głosu. Irytowało mnie to jego zachowanie.
- Moje oczy lubią cię – powiedział. Zarumieniłam się, więc szybko odwróciłam głowę. – Jest w tym coś złego?
- Owszem – burknęłam, mijając go i wychodząc z sali. Zamknęłam ją i skierowałam się w stronę windy, a szatyn kroczył za mną. Wypuściłam powietrze z płuc i odwróciłam się do niego, mrużąc oczy. Ściągnęłam łopatki, przywołując na twarz uśmiech, z którego jednak wyszedł jakiś grymas. – Ma pan jakiś problem? – zapytałam kulturalnie.
- Trochę bolą mnie plecy, jestem okropnie roztrzepany i boję się, że zaraz pani wsiądzie do windy i będziemy się musieli pożegnać.
- Ja się tym nie martwię.
W ostateczności jednak oboje znaleźliśmy się w tej cholernej windzie – na moje nieszczęście – a że szkółka znajdowała się na ostatnim piętrze wysokiego (jak na Rzeszów) biurowca, byłam skazana na towarzystwo mężczyzny przez całą drogę z jedenastego piętra na parter.
Podparł się ręką o ścianę tuż przy moim uchu, niby tak mimochodem, udając, że coś robi w swoim telefonie, a we mnie się aż zagotowało. Chciałam mu zwrócić uwagę, ale w tej chwili coś szarpnęło windą, wywołując u mnie przerażenie. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę, po drodze zahaczając boleśnie o barierkę.
Koniec świata?

# Malwina
Swoją pracę kończyłam zazwyczaj parę minut po godzinie osiemnastej. Tego dnia jednak musiałam pozostać nieco dłużej, przez co autobus, którym zwykłam jeździć – uciekł. Opatuliłam się szczelniej szalikiem mając nadzieję, że pogoda będzie dla mnie łaskawa. Ciężkie chmury przez cały dzień wisiały nad miastem, zwiastując nadchodzącą śnieżycę lub deszcz. Może jedno i drugie. Błagając więc w myślach jedynie o porywisty wiatr, ruszyłam przed siebie.
Przeklęci siatkarze. Miałam z nimi ciągle problemy. Jak nie rozleją wody, czy izotoników na płycie boiska, to wpadają na ciebie i cała praca idzie na marne. Zero poszanowania dla ciężkiej pracy. A przecież lepsza taka, niż żadna. W szczególności, kiedy ma się coś do udowodnienia rodzicom. Byli zadowoleni, kiedy przyjęłam ofertę pracy w Rzeszowie. Załatwił mi ją ojciec, który ma przecież kontakty w całej Polsce. Tak. Pierwszy raz w życiu mogłam być z tego zadowolona.
Będąc pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam nawet, jak o jedną z latarni opiera się jakiś mężczyzna. Chodziłam tą ścieżką już setki razy. Zimą miała swój urok, jednak zdecydowanie lepiej prezentowała się w ciepłe, letnie noce. Uwielbiałam tutaj przychodzić i rozmyślać nad swoim życiem. Nie były to jakieś konkretne przemyślenia. Ot takie prześlizgiwanie się z jednego tematu na drugi.
- Znów na siebie wpadamy – ten głos, a moje serce natychmiast przyspiesza. To bez sensu. W miłość od pierwszego wejrzenia nigdy nie wierzyłam. Poza tym już dawno oddałam całą siebie mężczyźnie, który należał do całkiem innego świata.
- Błąd. To pan na mnie wpada – odpowiedziałam cicho, nawet się nie zatrzymując. Nie miałam ochoty na pogaduszki z kimś, przez kogo musiałam pokonać pieszo połowę miasta.
- Będziesz się teraz na mnie gniewać?
Przewróciłam oczami. Wyglądało na to, że koleś nie odpuści. Oznajmił po krótkiej chwili, że pragnie mnie przeprosić i poznać nieco lepiej. Zaskoczyło go moje prychnięcie oraz ociekająca ironią odpowiedź, której lepiej nie przytaczać. Próbowałam przyspieszyć kroku mając nadzieję, iż sobie odpuści. Nic z tego. W dalszym ciągu za mną szedł i nawet się nie zasapał! No tak, sportowcy mogą pochwalić się całkiem niezłą kondycją.
- Nie będzie żadnego poznawania – niemalże wrzasnęłam, kiedy dotarliśmy na rzeszowski rynek. Kilkoro przechodniów posłało nam zaciekawione spojrzenie. – Już mnie pan przeprosił i proszę mi wierzyć, że się nie gniewam.
- Ale ja…
Machnęłam ręką na znak, że nie chcę już tego słuchać. Jako, że powoli zaczynał prószyć śnieg, zarzuciłam na głowę kaptur i rzucając żegnam, ruszyłam w swoją stronę. Nieco zajęło mi wyrzucenie z głowy tego pięknego uśmiechu, jakim dysponował siatkarz. Trudno było też zapomnieć o tym specyficznym akcencie z jakim mówił. Było to urocze, może nawet nieco zabawne. Otwierając drzwi od mieszkania mogłam się tylko modlić, byśmy nigdy więcej już na siebie nie wpadli.

# Zoe
- Co za debil zostawia żyletki w windzie? – mruknął ze złością szatyn, oglądając moją rozciętą dłoń ze wszystkich stron. Ja nie patrzyłam w tamtą stronę, bo na widok krwi robiło mi się niedobrze, a teraz dodatkowo mdłości czułam na myśl o tym, że tkwimy w małej klatce zawieszonej gdzieś pomiędzy bodajże szóstym a piątym piętrem. – Tylko nie krzycz.
- Na twój widok? Czemu nie.
- Ze szczęścia, prawda?
- Jasne.
Nie chciałam przyznać, że się boję, chociaż wewnątrz cała drżałam. Wbiłam wzrok w sufit, starając się nucić pod nosem coś wesołego. Tkwiliśmy tu od dwudziestu minut, pomoc jeszcze nie nadciągała, a mi doprawdy niewiele brakowało do osiągnięcia stanu paniki.
Szatyn wyciągnął butelkę wody mineralnej ze swojej sportowej torby, namoczył chusteczkę i przetarł nią rozcięcie na mojej ręce biegnące przez poduszeczkę dłoni aż do nasady kciuka. Westchnęłam cicho. Myślałam, że gorzej być nie może, ale wtedy niespodziewanie zgasło światło. Wrzasnęłam.
- Ała, moje uszy – mruknął szatyn, łapiąc mnie za nadgarstek. – Boisz się?
Nie odpowiedziałam nic. Facet trochę mnie irytował, nawet nie wiem do końca, dlaczego. Obracał w dłoniach telefon, pewnie zastanawiając się, czy po raz kolejny zadzwonić po pomoc. W końcu mogli o nas zapomnieć. Nie zdziwiłabym się.
Gdzieś z góry dobiegły do nas głosy. Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam.
- Mogliby się ruszyć! – krzyknęłam z irytacją. Szatyn przygarnął mnie do siebie. Protestowałabym, ale skupiałam się na pohamowaniu drżenia. Mężczyzna ujął moją rękę i przetarł ją ponownie chusteczką. Doskonale wyczuł, jak się trzęsie.
- Boisz się – tym razem stwierdził. Niechętnie pokiwałam głową. Nigdy nie lubiłam wind i starałam się wybierać schody, ale zanim bym zeszła na parter z ostatniego piętra tego budynku, najprawdopodobniej bym umarła. Zacisnęłam zęby i odsunęłam się ku jego niezadowoleniu. – I uciekasz.
Brawa dla niego.
Nie odezwał się już. Przyciskałam chusteczkę do rany i czekałam na pomoc, która nadeszła dopiero po niecałej godzinie. Wyszłam roztrzęsiona na korytarz, przytrzymując się ramienia szatyna. Krew już dawno przestała wyciekać z rany, ale niesamowicie kręciło mi się w głowie. Dookoła zebrali się ludzie, mechanicy i nawet strażacy, a ja trochę jak w transie ruszyłam do wyjścia. Jakiś człowiek próbował mnie zatrzymać, ale szatyn jakby przyjął rolę mojego bodyguarda. Wyszłam na świeże powietrze i odetchnęłam z ulgą.
- W porządku? – zapytał, zakładając kurtkę. Odwróciłam się powoli w jego stronę.
Wyglądał tak jak wtedy w klasie. Znów mierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów, unosząc jeden kącik ust w górę. Spuściłam wzrok, ciężko oddychając. Nie wiedziałam, czy nogi mi zmiękły przez jego wzrok, czy też przez to zdenerwowanie, ale on musiał mnie podtrzymać, żebym nie upadła.
- Chodź – szepnął mi do ucha. – Odwiozę cię do domu.

Odautorsko
Kaś
: Znów my! Taaaa... nie damy odpocząć. Oj nie :P
bluśka:
No bo my nie próżnujemy ♥ Uwaga, zagadka: kim są męscy bohaterowie opowiadania? :>

14 komentarzy:

  1. pierwsza <3 <3 <3 ma się te chody :D
    tak zastanawiam się nad tym komentarzem i w głowie ułożyłam epopeje jak z starych, atakowych czasów. ciekawe czy mi wyjdzie, bo ja już nie potrafię pisać nawet komentarzy :po tylko mnie nie bić. mnie się nie bije, tylko kocha.
    wy to jesteście genialne. ja bym wam dała, gdybyście dały nam odpocząć. bohaterki już mnie kupiły.
    Malwina niech na ta pracę nie narzeka. ja bym się z nią zamieniła. wszystkie mamuty sa fajne, prócz Bartmana. no i może Plińskiego, ale on to już w tłoku ujdzie.
    na moje Malwa powinna się cieszyć, że rodzice ją nawrócili. mogłaby skończyć źle. oj źle.
    niech się na siatkarza nie gniewa. wynagrodzi jej to jakoś.
    teraz przejdę do Zoe, bo w sumie komentuje fragmentami. żeby niczego nie przeoczyć . :D
    ten, który się spóźnił to jest asior. musi być roztrzepany. przyszedł na lekcje włoskiego. czyżby kroił się kontrakt z Trentino abo Lube? ;> niech się nie stresuje wiekiem. ja się kiedyś zdziwiłam jak grupa przede mną składała się z pań około sześćdziesiątki o.O mina bezcenna.
    teraz znów Malwina jak się pewnie domyślacie. Ona to jest miła, nie ma co. zauroczył ją ten ktoś. Dobra ja nic nie mówię, bo znam ten typ. :P
    z tymi żyletkami to jakaś masakra. popieram pana siatkarza. co za ,,cudowny człowiek" zostawia żyletki w windzie? no kto?! Zoe też jest milutka *.* uwielbiam <3
    dobry z niego człowiek. sprałabym go, gdyby zostawił ją na pastwę losu.
    wybaczcie za ten stek bzdur. już więcej nie będę. obiecuję. powiem jeszcze tylko, że ogłaszam się pierwsza fanką czy tego chcecie czy nie :P :D
    Iśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no jeszcze zapomniałam zagadki. moje typy zostawiam dla siebie, bo nie trafię i się zbłaźnię :P

      Usuń
  2. Historia zapowiada się bardzo ciekawie. Malwina gdyby nie narozrabiała pewnie nie musiałaby teraz pracować, ale nawet może i dobrze, że tak się stało. Poznała jednego z siatkarzy, ale nie tylko. Samo to, ze ma pracę trochę zmieniło jej dotychczasowe życie. I to bardzo dobrze. A jeśli chodzi o Zoe to chyba nawet mam stu procentową pewność, że tajemniczym siatkarzem jest Pan Bartman.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Znając mnie, to źle wytypuję, także nawet próbować nie ma sensu.

    Lubię Malwinę, nie wiem czemu, ale ją lubię. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam jak łączycie swoje siły kocham was razem i każdą z osobna :) Jak to mówiła moja babcia żadna praca nie hańbi, nawet bycie sprzątaczka, sama nie wiem czy chciałabym akurat sprzątać na Podpromiu, nie potrafiłabym się skupić mając tych wariatów na boisku. Coś mi mówi że Malwina wpadła, też nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ale zauroczenie jak widać już się pojawiło. Hehe Zoe i tajemniczy bodyguarda, tych dwoje jaki widać od początku nie będzie mieć lekko Lubię takie pary gdzie jedno ciągnie w jedna stronę i jest wyraźnie zainteresowane a drugie przed tą osobą uciekło by na drugą stronę kuli ziemskiej

    Jak mam typować sto stawiam na Alka i Nikolę ale pewnie nie trafie :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Bohaterowie... Postanowiłam się zabawić i specjalnie nie patrzyłam do odpowiedniej zakładki :D Co do tego pierwszego, stawiam na Alka i jestem go w miarę pewna. Malwina wspomniała coś o uroczym akcencie, to mnie przekonało :D Co do drugiego siatkarza - nie mam zielonego pojęcia. Kiedy zobaczyłam słowo Rzeszów, od razu pomyślałam o Zibim, ale to chyba byłoby za proste.
    A co do samej historii to mi się podoba. Początek u obu dziewczyn jest bardzo podobny. One nastawione do nich niechętnie, choć obie są pod wrażeniem wyglądu chłopaków. Siatkarze z kolei nie chcą odpuścić i ewidentnie widać, że dziewczyny wpadły im w oko. No i w obu przypadkach mamy dawkę humoru, lubię to! Na razie zaczyna się identycznie, ale nie wątpię, że każda historia potoczy się własnym torem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie się zaczyna. Obie dziewczyny są nieprzyjaźnie nastawione w stosunku do siatkarzy. Mo typ to: u Malwiny Alek, u Zoe wydaje mi się, że jest to Ignaczak ale to tylko moja chora wyobraźnia. Czekam aż akcja się rozwinie i mam nadzieję, że będzie dłuższe niż to, które się właśnie skończyło.
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe
    Ps. Ósemka na http://add-me-wings.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. uuu dobrze sie zapowiada! :) u Maliwiny wydaje mi się, że to Alek a u Zoe moja wyobraźnia uczepiła się Lotmana i cały czas widzę tylko jego:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kimkolwiek nie są, pasują tutaj idealnie :) Widać, nie tylko ja boję się wind... :P

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie się zaczyna. Nie mam pojęcia jakich wybrałyście siatkarzy, ale mam nadzieję, że już niedługo się dowiem.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam. : )

    OdpowiedzUsuń
  10. wyczuwam zielonookiego Bartmana,

    OdpowiedzUsuń
  11. Obstawiam Alka (Malwina) i Bartmana (Zoe) :) no ale oczywiście mogę się mylić :) Chociaż szczerze mówiąc od razu o nich pomyślałam :)
    Dziewczyny mają mocne charaktery. Niby są zupełnie inne, ale jednocześnie mają w sobie coś takiego, co je łączy. Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  12. jak dla mnie to to Alek i Zbyś, chociaż w tym drugim przypadku coraz bardziej skłaniam się ku Jochenowi. te zielone oczy mnie po prostu wytrącają z toku myślenia. :)
    a ja to bym z chęcią sprzątała na Podpromiu, siedziała, wykrwawiając się, w windzie z panem cwaniakiem i zamieniła się miejscami z Zoe, o *-*

    OdpowiedzUsuń
  13. Swoje typy mam, ale pewnie złe :D Także zobaczę jak to będzie dalej :D
    Ohh. Już nie mogę się doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń