# Malwina
Z wielką
niechęcią zabrałam się za wykonywanie swojej pracy. Mój grymas z całą pewnością
wymalowany był na twarzy. Nienawidziłam samej siebie za to, do czego zmusiłam
własnych rodziców, którzy na ogół cechują się przecież nadzwyczajną
cierpliwością oraz tolerancją. Ja jednak doprowadziłam ich do ostateczności.
Właściwie można powiedzieć, że do Rzeszowa zostałam zesłana na okres próbny,
który miał trwać nieco ponad rok. Pozostało mi więc około trzech miesięcy pracy
jako sprzątaczka w hali na rzeszowskim Podpromiu. Przez ostatnie tygodnie
poznałam wiele dziewczyn, które chociaż na krótką chwilę chciałyby się ze mną
zamienić. Ja, szczerze mówiąc, powiedziałabym im, że są głupie.
Zamiatając
przejście pomiędzy dwoma rzędami sektorów zazwyczaj myślałam nad tym, jak to
wszystko mogło się potoczyć, gdyby rodzice jednak nie zainteresowali się moim
życiem; nie zareagowali w porę. Dostałam od nich szansę, którą za żadne skarby
nie chciałam zaprzepaścić. W prawdzie w dalszym ciągu byłam stałą bywalczynią
klubów, ale próbowałam nie przesadzać już z alkoholem oraz nie tykać innych
używek. Pozostały jedynie mentolowe L&M. Zawsze miałam przy sobie paczkę.
Tak na odstresowanie.
Sapnęłam
cicho, opierając miotłę o barierkę. Delikatny ból w kręgosłupie próbował mi
przypomnieć o żalu za popełnione grzechy. Och, na serio, nie było mi to
potrzebne!
Schylałam się
by podnieść szufelkę. Nawet kiedy nikt nie korzystał z hali, brud jakoś sam się
pojawiał. Brałam już pod uwagę możliwość, iż ktoś robi mi na złość. Tak właśnie
podpowiadała logika. I kiedy byłam w trakcie wmawiania sobie, że logiczne
myślenie raczej się w tym przypadku nie sprawdzi, poczułam na swojej skromnej,
wątłej osóbce skutki bliższego spotkania z siatkarzem miejscowej drużyny.
Zawartość szufelki wylądowała znów na podłodze, z moich ust wyrwało się głośne
przekleństwo, a anielska cierpliwość się wyczerpała. Odwróciłam się na pięcie z
zamiarem wygłoszenia prawdziwego kazania, ale głos uwiązł w gardle. Stałam więc
z otwartymi ustami, gapiąc się bezmyślnie na dwumetrowego faceta, który
wyglądał na bardzo zakłopotanego.
- Przepraszam
– szepnął niepewnie czekając zapewne na to, co przed chwilą zdawało się być
nieuniknione. Niestety, napad złości nie chciał nadejść.
- Nic się nie
stało – odpowiedziałam niejako wbrew sobie, w myślach mając jedynie same
przekleństwa, określające moje bezsensowne zachowanie. Do tego moje policzki z
całą pewnością zdobił czerwony rumieniec, który zawsze pojawiał się w
nieodpowiednich momentach.
Zdawało się,
że siatkarz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wołanie ze strony kolegów
skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Uśmiechnął się tylko na pożegnanie, a
ja musiałam się mocno postarać, by nie reagować na uginające się pode mną nogi.
# Zoe
- Na dzisiaj
koniec – powiedziałam, zamykając swój notatnik i uśmiechając się do grupy.
Powoli zaczęli wstawać ze swoich miejsc, a ja zebrałam słowniki i włożyłam je
do szafki. Rozglądnęłam się po klasie. Prowadziłam kurs włoskiego na poziomie
średniozaawansowanym już od dwóch miesięcy i zawsze, gdy opuszczałam swoją
siedzibę, starałam się zostawiać po sobie porządek. Szanowałam pracę osób,
które tu sprzątały, i nie zamierzałam im tego utrudniać.
Odwróciłam się
na pięcie i zmierzyłam wzrokiem szatyna, który zdyszany wpadł do sali. Uniosłam
brwi w geście zaskoczenia.
- Uhm... –
zaczął zdezorientowany. – Spóźniłem się?
- No raczej –
prychnęłam, podchodząc do tablicy i przejeżdżając suchą gąbką po napisanych
wcześniej przez siebie słowach. Zakaszlałam, kiedy pył z kredy dostał się do
moich dróg oddechowych.
- Ale przecież
lekcja miała się zacząć o...
- O
osiemnastej – przerwałam mu. Westchnął, wznosząc oczy ku niebu, i rozmasował
palcami skronie. – Jeszcze tu pana nie widziałam.
- No tak. –
Podrapał się po szyi, udając, że mój biust wcale nie przyciąga jego uwagi. –
Nie jestem za stary?
Pokręciłam
głową, wyjaśniając mu, że na zajęcia przychodzą nawet ludzie w wieku
sześćdziesięciu paru lat. Niekiedy miałam tego dość, bo nie jest rzeczą
przyjemną, gdy jakiś stary dziadek gapi się na moje cycki, a zdarzają się tacy.
Po jakimś czasie zaczęłam nawet zakładać golfy, ale ostatnio zaprzestałam, bo
było mi za gorąco.
Założyłam
czarny płaszczyk i obróciłam się w stronę drzwi. Szatyn nadal stał w tym samym
miejscu. Kącik ust miał lekko uniesiony w górę, a łagodne spojrzenie zielonych
tęczówek mierzyło mnie od stóp do głów. Poczułam się, jakbym była naga, co mnie
trochę krępowało. Spuściłam wzrok.
- No co się
tak gapisz? – mruknęłam, nawet nie siląc się na miły ton głosu. Irytowało mnie
to jego zachowanie.
- Moje oczy
lubią cię – powiedział. Zarumieniłam się, więc szybko odwróciłam głowę. – Jest
w tym coś złego?
- Owszem –
burknęłam, mijając go i wychodząc z sali. Zamknęłam ją i skierowałam się w
stronę windy, a szatyn kroczył za mną. Wypuściłam powietrze z płuc i odwróciłam
się do niego, mrużąc oczy. Ściągnęłam łopatki, przywołując na twarz uśmiech, z
którego jednak wyszedł jakiś grymas. – Ma pan jakiś problem? – zapytałam
kulturalnie.
- Trochę bolą
mnie plecy, jestem okropnie roztrzepany i boję się, że zaraz pani wsiądzie do
windy i będziemy się musieli pożegnać.
- Ja się tym
nie martwię.
W
ostateczności jednak oboje znaleźliśmy się w tej cholernej windzie – na moje
nieszczęście – a że szkółka znajdowała się na ostatnim piętrze wysokiego (jak
na Rzeszów) biurowca, byłam skazana na towarzystwo mężczyzny przez całą drogę z
jedenastego piętra na parter.
Podparł się
ręką o ścianę tuż przy moim uchu, niby tak mimochodem, udając, że coś robi w
swoim telefonie, a we mnie się aż zagotowało. Chciałam mu zwrócić uwagę, ale w
tej chwili coś szarpnęło windą, wywołując u mnie przerażenie. Straciłam
równowagę i upadłam na podłogę, po drodze zahaczając boleśnie o barierkę.
Koniec świata?
# Malwina
Swoją pracę
kończyłam zazwyczaj parę minut po godzinie osiemnastej. Tego dnia jednak
musiałam pozostać nieco dłużej, przez co autobus, którym zwykłam jeździć –
uciekł. Opatuliłam się szczelniej szalikiem mając nadzieję, że pogoda będzie
dla mnie łaskawa. Ciężkie chmury przez cały dzień wisiały nad miastem,
zwiastując nadchodzącą śnieżycę lub deszcz. Może jedno i drugie. Błagając więc
w myślach jedynie o porywisty wiatr, ruszyłam przed siebie.
Przeklęci
siatkarze. Miałam z nimi ciągle problemy. Jak nie rozleją wody, czy izotoników
na płycie boiska, to wpadają na ciebie i cała praca idzie na marne. Zero
poszanowania dla ciężkiej pracy. A przecież lepsza taka, niż żadna. W
szczególności, kiedy ma się coś do udowodnienia rodzicom. Byli zadowoleni,
kiedy przyjęłam ofertę pracy w Rzeszowie. Załatwił mi ją ojciec, który ma
przecież kontakty w całej Polsce. Tak. Pierwszy raz w życiu mogłam być z tego
zadowolona.
Będąc
pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam nawet, jak o jedną z latarni
opiera się jakiś mężczyzna. Chodziłam tą ścieżką już setki razy. Zimą miała
swój urok, jednak zdecydowanie lepiej prezentowała się w ciepłe, letnie noce.
Uwielbiałam tutaj przychodzić i rozmyślać nad swoim życiem. Nie były to jakieś
konkretne przemyślenia. Ot takie prześlizgiwanie się z jednego tematu na drugi.
- Znów na
siebie wpadamy – ten głos, a moje serce natychmiast przyspiesza. To bez sensu.
W miłość od pierwszego wejrzenia nigdy nie wierzyłam. Poza tym już dawno
oddałam całą siebie mężczyźnie, który należał do całkiem innego świata.
- Błąd. To pan
na mnie wpada – odpowiedziałam cicho, nawet się nie zatrzymując. Nie miałam
ochoty na pogaduszki z kimś, przez kogo musiałam pokonać pieszo połowę miasta.
- Będziesz się
teraz na mnie gniewać?
Przewróciłam
oczami. Wyglądało na to, że koleś nie odpuści. Oznajmił po krótkiej chwili, że
pragnie mnie przeprosić i poznać nieco lepiej. Zaskoczyło go moje prychnięcie
oraz ociekająca ironią odpowiedź, której lepiej nie przytaczać. Próbowałam
przyspieszyć kroku mając nadzieję, iż sobie odpuści. Nic z tego. W dalszym
ciągu za mną szedł i nawet się nie zasapał! No tak, sportowcy mogą pochwalić
się całkiem niezłą kondycją.
- Nie będzie
żadnego poznawania – niemalże wrzasnęłam, kiedy dotarliśmy na rzeszowski rynek.
Kilkoro przechodniów posłało nam zaciekawione spojrzenie. – Już mnie pan
przeprosił i proszę mi wierzyć, że się nie gniewam.
- Ale ja…
Machnęłam ręką
na znak, że nie chcę już tego słuchać. Jako, że powoli zaczynał prószyć śnieg,
zarzuciłam na głowę kaptur i rzucając żegnam,
ruszyłam w swoją stronę. Nieco zajęło mi wyrzucenie z głowy tego pięknego
uśmiechu, jakim dysponował siatkarz. Trudno było też zapomnieć o tym
specyficznym akcencie z jakim mówił. Było to urocze, może nawet nieco zabawne.
Otwierając drzwi od mieszkania mogłam się tylko modlić, byśmy nigdy więcej już
na siebie nie wpadli.
# Zoe
- Co za debil
zostawia żyletki w windzie? – mruknął ze złością szatyn, oglądając moją
rozciętą dłoń ze wszystkich stron. Ja nie patrzyłam w tamtą stronę, bo na widok
krwi robiło mi się niedobrze, a teraz dodatkowo mdłości czułam na myśl o tym,
że tkwimy w małej klatce zawieszonej gdzieś pomiędzy bodajże szóstym a piątym
piętrem. – Tylko nie krzycz.
- Na twój
widok? Czemu nie.
- Ze
szczęścia, prawda?
- Jasne.
Nie chciałam
przyznać, że się boję, chociaż wewnątrz cała drżałam. Wbiłam wzrok w sufit,
starając się nucić pod nosem coś wesołego. Tkwiliśmy tu od dwudziestu minut,
pomoc jeszcze nie nadciągała, a mi doprawdy niewiele brakowało do osiągnięcia
stanu paniki.
Szatyn
wyciągnął butelkę wody mineralnej ze swojej sportowej torby, namoczył chusteczkę
i przetarł nią rozcięcie na mojej ręce biegnące przez poduszeczkę dłoni aż do
nasady kciuka. Westchnęłam cicho. Myślałam, że gorzej być nie może, ale wtedy
niespodziewanie zgasło światło. Wrzasnęłam.
- Ała, moje
uszy – mruknął szatyn, łapiąc mnie za nadgarstek. – Boisz się?
Nie
odpowiedziałam nic. Facet trochę mnie irytował, nawet nie wiem do końca,
dlaczego. Obracał w dłoniach telefon, pewnie zastanawiając się, czy po raz
kolejny zadzwonić po pomoc. W końcu mogli o nas zapomnieć. Nie zdziwiłabym się.
Gdzieś z góry
dobiegły do nas głosy. Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam.
- Mogliby się
ruszyć! – krzyknęłam z irytacją. Szatyn przygarnął mnie do siebie.
Protestowałabym, ale skupiałam się na pohamowaniu drżenia. Mężczyzna ujął moją
rękę i przetarł ją ponownie chusteczką. Doskonale wyczuł, jak się trzęsie.
- Boisz się –
tym razem stwierdził. Niechętnie pokiwałam głową. Nigdy nie lubiłam wind i
starałam się wybierać schody, ale zanim bym zeszła na parter z ostatniego
piętra tego budynku, najprawdopodobniej bym umarła. Zacisnęłam zęby i odsunęłam
się ku jego niezadowoleniu. – I uciekasz.
Brawa dla
niego.
Nie odezwał
się już. Przyciskałam chusteczkę do rany i czekałam na pomoc, która nadeszła
dopiero po niecałej godzinie. Wyszłam roztrzęsiona na korytarz, przytrzymując
się ramienia szatyna. Krew już dawno przestała wyciekać z rany, ale
niesamowicie kręciło mi się w głowie. Dookoła zebrali się ludzie, mechanicy i
nawet strażacy, a ja trochę jak w transie ruszyłam do wyjścia. Jakiś człowiek
próbował mnie zatrzymać, ale szatyn jakby przyjął rolę mojego bodyguarda. Wyszłam na świeże powietrze
i odetchnęłam z ulgą.
- W porządku?
– zapytał, zakładając kurtkę. Odwróciłam się powoli w jego stronę.
Wyglądał tak
jak wtedy w klasie. Znów mierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów, unosząc
jeden kącik ust w górę. Spuściłam wzrok, ciężko oddychając. Nie wiedziałam, czy
nogi mi zmiękły przez jego wzrok, czy też przez to zdenerwowanie, ale on musiał
mnie podtrzymać, żebym nie upadła.
- Chodź –
szepnął mi do ucha. – Odwiozę cię do domu.
Odautorsko
Kaś: Znów my! Taaaa... nie damy odpocząć. Oj nie :P
bluśka: No bo my nie próżnujemy ♥ Uwaga, zagadka: kim są męscy bohaterowie opowiadania? :>
pierwsza <3 <3 <3 ma się te chody :D
OdpowiedzUsuńtak zastanawiam się nad tym komentarzem i w głowie ułożyłam epopeje jak z starych, atakowych czasów. ciekawe czy mi wyjdzie, bo ja już nie potrafię pisać nawet komentarzy :po tylko mnie nie bić. mnie się nie bije, tylko kocha.
wy to jesteście genialne. ja bym wam dała, gdybyście dały nam odpocząć. bohaterki już mnie kupiły.
Malwina niech na ta pracę nie narzeka. ja bym się z nią zamieniła. wszystkie mamuty sa fajne, prócz Bartmana. no i może Plińskiego, ale on to już w tłoku ujdzie.
na moje Malwa powinna się cieszyć, że rodzice ją nawrócili. mogłaby skończyć źle. oj źle.
niech się na siatkarza nie gniewa. wynagrodzi jej to jakoś.
teraz przejdę do Zoe, bo w sumie komentuje fragmentami. żeby niczego nie przeoczyć . :D
ten, który się spóźnił to jest asior. musi być roztrzepany. przyszedł na lekcje włoskiego. czyżby kroił się kontrakt z Trentino abo Lube? ;> niech się nie stresuje wiekiem. ja się kiedyś zdziwiłam jak grupa przede mną składała się z pań około sześćdziesiątki o.O mina bezcenna.
teraz znów Malwina jak się pewnie domyślacie. Ona to jest miła, nie ma co. zauroczył ją ten ktoś. Dobra ja nic nie mówię, bo znam ten typ. :P
z tymi żyletkami to jakaś masakra. popieram pana siatkarza. co za ,,cudowny człowiek" zostawia żyletki w windzie? no kto?! Zoe też jest milutka *.* uwielbiam <3
dobry z niego człowiek. sprałabym go, gdyby zostawił ją na pastwę losu.
wybaczcie za ten stek bzdur. już więcej nie będę. obiecuję. powiem jeszcze tylko, że ogłaszam się pierwsza fanką czy tego chcecie czy nie :P :D
Iśka
no jeszcze zapomniałam zagadki. moje typy zostawiam dla siebie, bo nie trafię i się zbłaźnię :P
UsuńHistoria zapowiada się bardzo ciekawie. Malwina gdyby nie narozrabiała pewnie nie musiałaby teraz pracować, ale nawet może i dobrze, że tak się stało. Poznała jednego z siatkarzy, ale nie tylko. Samo to, ze ma pracę trochę zmieniło jej dotychczasowe życie. I to bardzo dobrze. A jeśli chodzi o Zoe to chyba nawet mam stu procentową pewność, że tajemniczym siatkarzem jest Pan Bartman.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Znając mnie, to źle wytypuję, także nawet próbować nie ma sensu.
OdpowiedzUsuńLubię Malwinę, nie wiem czemu, ale ją lubię. Tak po prostu.
Uwielbiam jak łączycie swoje siły kocham was razem i każdą z osobna :) Jak to mówiła moja babcia żadna praca nie hańbi, nawet bycie sprzątaczka, sama nie wiem czy chciałabym akurat sprzątać na Podpromiu, nie potrafiłabym się skupić mając tych wariatów na boisku. Coś mi mówi że Malwina wpadła, też nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ale zauroczenie jak widać już się pojawiło. Hehe Zoe i tajemniczy bodyguarda, tych dwoje jaki widać od początku nie będzie mieć lekko Lubię takie pary gdzie jedno ciągnie w jedna stronę i jest wyraźnie zainteresowane a drugie przed tą osobą uciekło by na drugą stronę kuli ziemskiej
OdpowiedzUsuńJak mam typować sto stawiam na Alka i Nikolę ale pewnie nie trafie :))
Bohaterowie... Postanowiłam się zabawić i specjalnie nie patrzyłam do odpowiedniej zakładki :D Co do tego pierwszego, stawiam na Alka i jestem go w miarę pewna. Malwina wspomniała coś o uroczym akcencie, to mnie przekonało :D Co do drugiego siatkarza - nie mam zielonego pojęcia. Kiedy zobaczyłam słowo Rzeszów, od razu pomyślałam o Zibim, ale to chyba byłoby za proste.
OdpowiedzUsuńA co do samej historii to mi się podoba. Początek u obu dziewczyn jest bardzo podobny. One nastawione do nich niechętnie, choć obie są pod wrażeniem wyglądu chłopaków. Siatkarze z kolei nie chcą odpuścić i ewidentnie widać, że dziewczyny wpadły im w oko. No i w obu przypadkach mamy dawkę humoru, lubię to! Na razie zaczyna się identycznie, ale nie wątpię, że każda historia potoczy się własnym torem :)
Fajnie się zaczyna. Obie dziewczyny są nieprzyjaźnie nastawione w stosunku do siatkarzy. Mo typ to: u Malwiny Alek, u Zoe wydaje mi się, że jest to Ignaczak ale to tylko moja chora wyobraźnia. Czekam aż akcja się rozwinie i mam nadzieję, że będzie dłuższe niż to, które się właśnie skończyło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe
Ps. Ósemka na http://add-me-wings.blogspot.com/
uuu dobrze sie zapowiada! :) u Maliwiny wydaje mi się, że to Alek a u Zoe moja wyobraźnia uczepiła się Lotmana i cały czas widzę tylko jego:)
OdpowiedzUsuńKimkolwiek nie są, pasują tutaj idealnie :) Widać, nie tylko ja boję się wind... :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ciekawie się zaczyna. Nie mam pojęcia jakich wybrałyście siatkarzy, ale mam nadzieję, że już niedługo się dowiem.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam. : )
wyczuwam zielonookiego Bartmana,
OdpowiedzUsuńObstawiam Alka (Malwina) i Bartmana (Zoe) :) no ale oczywiście mogę się mylić :) Chociaż szczerze mówiąc od razu o nich pomyślałam :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny mają mocne charaktery. Niby są zupełnie inne, ale jednocześnie mają w sobie coś takiego, co je łączy. Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
pozdrawiam :***
jak dla mnie to to Alek i Zbyś, chociaż w tym drugim przypadku coraz bardziej skłaniam się ku Jochenowi. te zielone oczy mnie po prostu wytrącają z toku myślenia. :)
OdpowiedzUsuńa ja to bym z chęcią sprzątała na Podpromiu, siedziała, wykrwawiając się, w windzie z panem cwaniakiem i zamieniła się miejscami z Zoe, o *-*
Swoje typy mam, ale pewnie złe :D Także zobaczę jak to będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńOhh. Już nie mogę się doczekać kolejnego <3