28 marca 2013

3 - Sama nie wiem czy zaufam jeszcze komuś.



#Malwina
Obecność Agnieszki nie była mi na rękę. Nie dość, że mdłości nie odpuszczały, to jeszcze ruda ciągle nawijała o tym, jaka to jest szczęśliwa. Ja nie byłam. Można powiedzieć, że w pewnym sensie to właśnie przez nią wylądowałam na drugim końcu Polski i musiałam każdego dnia pojawiać się na tej przeklętej hali. Praca fizyczna nigdy nie była moją mocną stroną. Kiedyś nawet zarzekałam się, że nigdy nie będę zarabiać pieniędzy. Wierzyłam, że trafię na bogatego faceta. Okej, byłam potwornie rozpieszczona. Gdyby nie Aga – nigdy nie dowiedziałabym się jak wygląda prawdziwe życie. Mimo wszystko wolałabym siedzieć w swoim rodzinnym mieście, przytulać na dobranoc młodszą siostrzyczkę i biec do jej pokoju, kiedy ma kolejny koszmar. W Szczecinie jest przecież mnóstwo miejsc, w których potrzebowali by kogoś do jakiejkolwiek pracy. Niestety rodzice mieli odmienne zdanie na ten temat. W naszym mieście znałam zbyt wielu ludzi, którzy ponownie mogliby wciągnąć mnie w problemy. Rzeszów wydawał się być ostatnią deską ratunku.
- Malwa, a może zabierzesz mnie dzisiaj ze sobą? – Ruda uwiesiła się na moim ramieniu, uśmiechając przy tym serdecznie. – Nie chcę siedzieć samotnie w twoim mieszkaniu przez tyle godzin.
- Możesz zwiedzić wszystkie galerie handlowe – podsunęłam, narzucając na ramiona płaszcz. – Nie jestem pewna, czy wolno mi przyprowadzać znajomych.
- Daj spokój. Przecież nie będę przeszkadzać.
Ona by przeszkadzała nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Niestety zbyt dobre ze mnie dziewczę, aby wypowiedzieć na głos tą uwagę. Pokręciłam jedynie głową, dając sobie tym samym kilka chwil na przemyślenie odpowiedzi. Subtelność nigdy nie była moją mocną stroną. Podobnie, jak owijanie w bawełnę. Wrażliwej duszy Agnieszki zazwyczaj to nie odpowiadało.
- Aga, nie mogę – jęknęłam w końcu czując, że za krótką chwilę stracę przytomność. – Zostań tutaj, a ja muszę lecieć. Jestem już spóźniona.
- To mogę chociaż po ciebie wpaść?
Szybko tej rozmowy nie skończymy, Sasal. Oparłam się plecami o drzwi.
- Jeśli musisz, to przyjdź. Kończę o piętnastej.
- Dziękuję! – Wykrzyknęła ruda, wieszając się na mojej szyi. – Dziękuję!
- Ta, nie ma sprawy.
Chwyciłam torbę, klucze i opuściłam mieszkanie. Wychodząc w mroźny, śnieżny poranek nie przypuszczałam nawet, że będzie aż tak źle. Od dwudziestu czterech godzin nie byłam w stanie nic zjeść. Wmuszenie w siebie suchej kromki chleba zakończyło się wielkim niepowodzeniem, wizytą w łazience i porządnym odwodnieniem. Byłam osłabiona. Wyglądałam jeszcze gorzej niż dnia poprzedniego, więc miałam prawo nie zauważyć cienkiej tafli lodu, która pokrywała cały Most Zamkowy oraz zejście na parking przy hali. Spieszyłam się, zbiegając po schodach. Nie pomyślałam o przytrzymaniu się barierki. Przy ostatnim stopniu straciłam równowagę, zaliczając przy tym bolesny upadek. Czy nikt nawet nie pomyślał o tym, by posypać tutaj solą lub piaskiem?
- Żyjesz? – Gdzieś z oddali dotarł do mnie męski głos. – Hej, wszystko w porządku?
Potrząsnął mnie za ramiona. Nie byłam martwa, ani nieprzytomna, a jedynie trochę ogłuszona. I obolała.
- Ała. Żyję. – Chwyciłam pomocną dłoń. – Nie wierzę. To znowu ty?
No i znów ten zniewalający uśmiech, który tym razem miałam okazję obserwować z odległości nie mniejszej niż piętnaście centymetrów. Silnym ramieniem trzymał mnie w talii, a wolną ręką gładził policzek, na którym jeszcze przed chwilą zalegała odrobina brudnego śniegu.

#Zoe
Umówiłam się z Krzyśkiem w naszej cukierni. Wiedziałam już o nim nieco więcej, niż wczoraj, co było najprawdopodobniej skutkiem jego gadulstwa. Nawijał bez przerwy. Odniosłam wrażenie, że potrzebował tego. Rozumiałam takich ludzi, co nie znaczy, że do nich należałam. Gdy żegnaliśmy się poprzedniego dnia, obiecał, że zadzwoni do żony. Przecież rozmowa byłą tutaj podstawą. Widziałam w jego oczach, że dla niej byłby gotowy polecieć na drugą półkulę – czym więc by był ten odcinek między Rzeszowem a Wałbrzychem?
Krzysiek Ignaczak był siatkarzem, reprezentował biało-czerwone barwy zarówno w klubie, jak i w reprezentacji. Miał już blisko trzydzieści pięć lat, co oznaczało, że dzieliła nas cała dekada, ale nie traktował mnie jak małolaty. No i chyba mi zaufał, nie wiedzieć czemu.
- Cześć, Zośka.
Podniosłam na niego wzrok. Dzisiaj Igła (jak to go podobno nazywali koledzy i jego rzekome rzesze fanów) był już szeroko uśmiechnięty. Przez ramię miał przewieszoną sportową torbę. Pomyślałam, że pewnie wraca z treningu. Zamówił kremówkę dla mnie i szarlotkę dla siebie oraz dwie kawy, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Iwona wraca – oznajmił wesoło. – Jakaś okropnie szczęśliwa z tego powodu nie jest, ale wraca. Nawet nie musiałem jej prosić. Od razu, na powitanie, powiedziała: „Zamilcz, Ignaczak. Wracam, bo Sebastian musi iść do szkoły, a Dominika się za tobą stęskniła. I gdyby nie fakt, że ty nie masz czasu na zajęcie się nimi, tylko bym je podrzuciła do tego zasranego Rzeszowa i wyjechała z powrotem. No i chyba za bardzo je kocham”. Rozumiesz? Wróci. Cholera z tym, że rzekomo nie dla mnie. Ja jej wszystko wyjaśnię, Zośka, rozumiesz? Ja bym jej nigdy nie zdradził, bo ją kocham. Miłość jest piękna, Zośka. A Iwonka mi wybaczy, bo usłyszała jakieś kłamstwo tylko, ot co.
Uśmiechnęłam się do niego całkowicie szczerze, zaciskając palce na ciepłym kubku.
- Cieszę się – powiedziałam. – Bardzo się cieszę. Nie lubię patrzeć, gdy ktoś chodzi taki przybity. Zdecydowanie lepiej ci z uśmiechem na twarzy.
Siedzieliśmy w cukierni jeszcze dobrą godzinę. Na dworze zrobiło się ciemno, a Rzeszów nocą wyglądał zdecydowanie lepiej niż w dzień. Stawał się nawet znośny, kiedy światła latarni błyszczały na tle mroku osłaniającego brzydkie zabudowania miasta. Przeszłam przez rynek i skierowałam się w stronę bloku, w którym mieszkałam. Szłam, patrząc jedynie pod nogi, ręce miałam schowane w kieszeniach ciepłej kurtki, a wiatr rozwiewał moje brązowe włosy. Czegoś mi brakowało – nie, nie chodzi mi tu o to, że czegoś zapomniałam. Po prostu czułam pustkę w sercu i nie mogłam jej zapełnić niczym.
Wyjęłam dłonie z kieszeni i spojrzałam na nie. Lewa była bez skazy – dopiero niżej, na nadgarstku, coś ją okrutnie zdobiło. Ból fizyczny, psychiczny, żal, bezradność, drżenie. Przeniosłam wzrok na prawą rękę, którą przecinała różowa szrama. Ciepły dotyk, delikatność, zainteresowanie, chęć pomocy. Boli.
Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.

#Malwina
Szatyn w dalszym ciągu mi się przyglądał, ale jego ust nie zdobił już szeroki uśmiech. Nie spodziewał się zapewne, że tak szybko zapragnę wyswobodzić się z jego ramion. Tak, faktycznie, dziwne. Każda kobieta przecież jest zachwycona, kiedy znajduje się w objęciach obcego faceta. W prawdzie ten był siatkarzem, ale nie miałam zielonego pojęcia co też może siedzieć w jego głowie. Równie dobrze mógł przecież być seryjnym mordercą. Nie o takich historiach się słyszało! Dajmy na to ostatnio portale internetowe rozpisywały się o lekkoatlecie, który zabił swoją narzeczoną. Niby dlaczego ten tutaj miałby nie zepchnąć mnie do Wisłoka? Chociaż z drugiej strony… Wyciągnął pomocną dłoń, trzymał w silnych ramionach i patrzył z blaskiem w oczach. Może te ciągłe wpadanie na siebie to tylko głupi zbieg okoliczności?
- Myślałem, że wykażesz się nieco większym entuzjazmem – mruknął, naciągając na dłonie rękawiczki. – Poza tym uratowałem ci życie.
- Życie? – Niewiele brakowało, a bym wybuchła śmiechem. – Człowieku, z jakiej planety się wziąłeś?! Nie uratowałeś mi życia. Ba, ty nawet nie uratowałeś mojej dumy, która mocno ucierpiała przy tym upadku.
- Jeśli mówiąc o dumie, masz na myśli swój zgrabny tyłek…
Faceci! Im w głowie tylko jedno. Prychnęłam cicho, zmroziłam siatkarza wściekłym spojrzeniem i ruszyłam w dalszą drogę do Podpromia. Tylko jedno w tych, przepełnionych testosteronem, głowach. A już miałam nadzieję, że kiedyś tam znajdziemy drogę do wspólnego porozumienia. O nie, mój panie – nic z tego! Jedyną drogę, która nas mogła połączyć, to ta na rzeszowską halę.
- Oj nie bądź taka drażliwa. – Znów zjawił się obok mnie. Zauważyłam, że intensywnie się nad czymś zastanawia. Wypalił wreszcie: - Zdradzisz mi swoje imię?
- Po moim trupie.
- To się da załatwić, ale nie będzie już tak cieszyć.
Posłał mi sójkę w bok, a mój żołądek znów zaczął ostro protestować. Ciekawe co jeszcze miłego mnie dzisiaj spotka? Hm, mogłabym na przykład puścić pawia prosto pod nogi tego wielkoluda. O tak, to się da załatwić, ale więcej wpadek tego dnia nie potrzebowałam.
- Malwina – westchnęłam z rezygnacją. – Czy twoje życie w jakiś sposób się odmieniło?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – odpowiedział ze szczerym uśmiechem, otaczając mnie ramieniem. Musiało to wyglądać przekomicznie. On z jakimiś dwoma metrami wzrostu. Ja natomiast nie miałam się czym pochwalić. Jakieś sto siedemdziesiąt centymetrów. I to w koturnach.
- A ty? – Zadarłam głowę, by móc spojrzeć w oczy szatyna. Akurat dotarliśmy na halę, gdzie w wejściu czekało już kilku Resoviaków na rozpoczęcie treningu. Przyglądali nam się z zaciekawieniem. – Masz zamiar się przedstawić?
- Nikola Kovacević, zawsze do usług. – Mało brakowało, a by się pokłonił. Kiedy w przejściu rozległo się donośne „uuuu”, na moje policzki wkradł się czerwony rumieniec. Siatkarz nachylił się, by szepnąć: - Do twarzy ci z czerwonym.
I poszedł.

#Zoe
Nie, pomyślałam. Nie, nie dzisiaj. Dziś już mam wszystkiego serdecznie dość. Dlaczego on tu siedzi? Nie mógł wybrać innych schodów na załamywanie się i trucie papierosowym dymem? Nie mógł? Musiał akurat tutaj przyjść? Dlaczego nie potrafię przejść obok niego obojętnie? Nie, nie dotykaj go...
- Proszę pana? – potrząsnęłam ramieniem mężczyzny. Powoli, jakby z ociąganiem podniósł na mnie spojrzenie swoich dużych, czarnych oczu. Wstrzymałam oddech i zagryzłam policzki od środka. – Wszystko w porządku?
Widząc jego wyraz twarzy, przez chwilę byłam pewna, że machnie na mnie ręką, powie, żebym spadała, dała mu spokój, zapewni, że mu się nic nie stało i siedzi tu dla rekreacji; że wykona jakikolwiek gest, by dać mi do zrozumienia, iż nie potrzebuje mojej pomocy. I pomyliłam się. Jak zawsze, gdy byłam czegoś pewna.
- Nie – powiedział cichym, chrapliwym głosem. Przeszły mnie ciarki, gdy usłyszałam ten niemal wyprany z emocji dźwięk. – Nic nie jest w porządku.
Głos rozsądku aż krzyczał we mnie, bym stąd odeszła, bo mi to nie wyjdzie na dobre. Ale czy ja kiedykolwiek go słuchałam? No właśnie.
Przycupnęłam na schodku w dość bezpiecznej odległości od nieznajomego i kaszlnęłam, kiedy dym papierosowy dostał się do moich płuc. Mogłam jeszcze odejść – mogłam, ale nie chciałam.
- Więc? Co panu jest? – zapytałam drżącym głosem. Nagle zrobiło mi się zimno i zapragnęłam znaleźć się piętro wyżej, w swoim mieszkaniu. Jak widać schody też nie były całkowicie bezpieczne.
- Jestem mordercą.
Zakręciło mi się w głowie, a oddech przyspieszył. Z otwartymi ustami wpatrywałam się w tego mężczyznę, a on smętnie pokiwał głową. Kontynuował.
- Zabiłem swoją żonę, rozumiesz? Przystawiłem jej pistolet do skroni i pif, paf! Koniec. Uwierzysz w to?
Z ociąganiem skinęłam głową, ciesząc się z faktu, że siedzę, bo nogi drżały mi niesamowicie. Nieznajomy zaczął płakać.
- Nie wiem, czemu to zrobiłem – jęknął. – Kłóciliśmy się... A teraz tak okropnie żałuję. Nawet sobie nie wyobrażasz.
Chciałam uciec stąd i natychmiast zadzwonić na policję, ale mężczyzna spojrzał na mnie tak, jakby wiedział, co mi chodzi po głowie.
- Nie. Sam pójdę na policję. Mógłbym się wprawdzie zabić, ale to by była zbyt lekka kara. Zgniję w więzieniu. Żegnaj. Jutro usłyszysz o mnie w wiadomościach.
Zacisnęłam zęby, widząc, jak powoli odchodzi. Zamknął za sobą drzwi, a ja w tym samym momencie wypuściłam powietrze z płuc, czemu towarzyszył głośny świst. Spojrzałam na swoje drżące ręce i chwiejąc się, wstałam z zimnego stopnia. Nie wiem, jakim cudem dotarłam do swojego mieszkania, ale gdy tylko się w nim znalazłam, skierowałam swoje kroki do łazienki. Wyobraźnia podsuwała mi coraz bardziej drastyczne sceny. Kręciło mi się w głowie i czułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Osunęłam się na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach.

Odautorsko
Kaś: Wesołych Świąt!
bluśka: Ja się do życzeń dołączam! I ten, no... Niech Was Zośka nie przeraża aż tak bardzo (:

17 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Najpierw się pojaram, że to Nikola... AAAAA, TO NIKOLA!!! <3

      Usuń
    2. No dobra. O mamo. O co chodzi z "nieznajomym" Zośki? Zupełnie nie mam pojęcia.
      I... AAAAAA, TO NIKOLA! <3

      Usuń
  2. Jezusiczku drogi NIKOLA na normalnie teraz to zostałam waszą hotką, wielbię was zbuduje ołtarzyk i co tylko przyjdzie mi do głowy :) uffff dobra ogarniam się :) tak więc Nikola jest słodki i taki, taki ...... no po prostu taki:D
    dalej ciekawi mnie drugi samiec ale mam nadzieję że to pan Jochen :)
    a na miejscu Zośki jak bym morderce spotkała to dawno byłabym już w swoim domu i trzęsła się pod kocem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, dziś nie jestem pierwsza. :(
    ostatni będą pierwszymi, pierwsi ostatnimi. Dobra, ostatnia tez nie jestem. Odbija mi :P
    Dziś mam nadzieję, że wyrobię się w dość krótkim komentarzu.*śmiech na sali*
    Chyba dobrze, że Agniechy nie zabrała. Mogła wtedy poznać Nikusia *.*. ja bym się tak wywaliła, żeby mnie taki Serb fajny uratował. Poświęciłabym swoje cztery litery.
    Oczywiście, że do Krzysia wróci. Jak wgl. można myśleć, że Krzyś mógłby zdradzić? Krzysiu jest mistrzem *.*
    Ty, pan Anonimowy a Pan to gdzie, co?! Tu trzeba Zośce pomóc a nie szlajać się po zacnym Rzeszowie.
    Malwa, faceci tak mają. Najpierw tyłki, potem głowa. Ja mam nadzieję, że nic jej nie jest w związku z tym niejedzeniem
    Ja się tam Zośki nie boję. Zośka się rani, morderca wydawał się jej niezbyt straszny. Morderca to też człowiek jakby nie patrzeć.
    A miło być krótko -.-
    iśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Wystarczy sam Ignaczak, by uśmiech nie schodził z twarzy :) Nie mniej jednak, Serba to się nie spodziewałam,ale na pewno nie umniejszy to jego roli w tym opowiadaniu, wręcz przeciwnie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Czytam potajemnie (i się bezczelnie nic nie odzywam), ale powiem Wam... robicie na mnie wrażanie wielkie. Zośka faktycznie mnie przeraża, ale Malwina też zaczęła (no chyba, że przeoczyłam fakt dlaczego nie je, no bo raczej nie jest to z miłości ;))

    Linkuję Wam Harlem Shake PGE Skry (bo Resovia swojego nie zrobiła. ale... wyobrażacie sobie Igłę? ja zdecydowanie tak!) http://youtu.be/JmsVWOfap7k

    Pozdrawiam, Yuuki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uparte te dziewczyny i widać, że mają niezłe przejścia za sobą. Czekam na rozwój sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli, że nie zgadłam, Nikola. No cóż. Co do tego Zośkowego, to mam podejrzenia, ale zostawię je dla siebie :D
    Jak można podejrzewać Zajączka o zdradę, przecież to dwie kompletnie różne sytuacje...
    Zaczynam się obawiać, nie tyle dziewczyn, co o dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Awww, Nikola, mój ukochany Serb z Resovii! <3 a tak czułam, że jak nie Alek, to z pewnością on. I się nie pomyliłam, yeeeeep!
    No i czego ta Malwina jeszcze narzeka? Przecież w pewnym sensie życie jej uratował, tyle że włączył do tego swój zniewalający bajer. I takiego Kovacevica lubię!
    Jak można tak trakować Krzysia, no jak? Skandal! Niemniej jednak to chyba nie on jest głównym towarzyszem Zośki. Biedulka, nie zazdroszczę jej przejść życiowych.
    Wesołych!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przede wszystkim to Krzyś <3 oczywiście jego obecność tutaj wystarczająco zryła mi banie, żebym zapomniała o całej reszcie. W ogóle nie wiem jak Iwonka mogła uwierzyć, że Igiełka jest zdolny do zdrady ale teraz wróci i będzie dobrze. Może poza tym, że naprawdę szkoda mi Zośki i chociaż w pewnym sensie ją rozumiem to jednak zaczynam się o nią bać. Ona naprawdę potrzebuje kogoś, kto będzie przy niej.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zoe jest jakaś dziwna. To nie znaczy, że jej nie lubię, bo lubię :D Tylko, że taka nietypowa z niej osoba. Przypuszczam, że miałam rację z tym, ze tnie sobie żyły. A jednocześnie pomaga (nawet wbrew sobie) innym. To takie zaskakujące połączenie :P
    Zaczyna mnie niepokoić ten zły stan Malwiny. Zastanawiam się co z nią się dzieje. Wysnułam taką teorię, że skoro nie może nic przełknąć to jest anorektyczką, ale nie umiem ocenić na ile jest prawdopodobne. A jej siatkarzem jest Nicola! Wiedziałam, ze to jakiś zagraniczniak :P Ta scena jak szli objęci w stronę hali jest totalnie sweet *-* I nieważne, że inni siatkarze buczeli, jak jakieś dzieciaki w przedszkolu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem co napisać. Wszyscy się jakoś rozpisali, a ja napiszę po prostu, że to jest genialne. : )
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten gościu na końcu mnie kuźwa przeraził, nie wiem co mam napisać no. O wiem, cieszę się, że wątek z Kovaceviciem się rozkręca. Coś czuję, że będzie dobrze :D

    | powoli-zamarzam |

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak wiedziałam, że nie Alek to pomyślałam, ze Tichacek, czyli znów nie trafiłam :P Nikola! Bardzo mnie to cieszy :D Krzysiu na pewno to sobie z Iwoną wyjaśni, o ile ta w jakiś sposób nie dowie się o Zoe i nie będzie kolejnej afery... Ale nadal nie wiadomo o tym kto bywa na jej kursie :P Tylko co z tym facetem, który zabił żonę....

    OdpowiedzUsuń
  14. Nikola, więc trafiłam przynajmniej w połowie, no to na drugiego obstawiam Jochena :P. Zoe to ma przygody, jak nie pociesza załamanego Ignaczaka, to znów spotykają ją sceny rodem z dreszczowców. Na bym chyba totalnie spanikowała. Nikola urzekł mnie już jakiś czas temu w jednym z opowiadań Bluśki, bardzo się ciesze że jest tutaj i że będzie nam prześladował Malwinę :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow. Tyle jedynie mogę napisać o tym rozdziale i ogólnie o całym blogu. Mogę chyba również składać Wam pokłony ;) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń