#Malwina
Obecność
Agnieszki nie była mi na rękę. Nie dość, że mdłości nie odpuszczały, to jeszcze
ruda ciągle nawijała o tym, jaka to jest szczęśliwa. Ja nie byłam. Można
powiedzieć, że w pewnym sensie to właśnie przez nią wylądowałam na drugim końcu
Polski i musiałam każdego dnia pojawiać się na tej przeklętej hali. Praca
fizyczna nigdy nie była moją mocną stroną. Kiedyś nawet zarzekałam się, że
nigdy nie będę zarabiać pieniędzy. Wierzyłam, że trafię na bogatego faceta.
Okej, byłam potwornie rozpieszczona. Gdyby nie Aga – nigdy nie dowiedziałabym
się jak wygląda prawdziwe życie. Mimo wszystko wolałabym siedzieć w swoim
rodzinnym mieście, przytulać na dobranoc młodszą siostrzyczkę i biec do jej
pokoju, kiedy ma kolejny koszmar. W Szczecinie jest przecież mnóstwo miejsc, w
których potrzebowali by kogoś do jakiejkolwiek pracy. Niestety rodzice mieli
odmienne zdanie na ten temat. W naszym mieście znałam zbyt wielu ludzi, którzy
ponownie mogliby wciągnąć mnie w problemy. Rzeszów wydawał się być ostatnią
deską ratunku.
- Malwa, a
może zabierzesz mnie dzisiaj ze sobą? – Ruda uwiesiła się na moim ramieniu,
uśmiechając przy tym serdecznie. – Nie chcę siedzieć samotnie w twoim
mieszkaniu przez tyle godzin.
- Możesz
zwiedzić wszystkie galerie handlowe – podsunęłam, narzucając na ramiona
płaszcz. – Nie jestem pewna, czy wolno mi przyprowadzać znajomych.
- Daj spokój.
Przecież nie będę przeszkadzać.
Ona by
przeszkadzała nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Niestety zbyt dobre ze mnie
dziewczę, aby wypowiedzieć na głos tą uwagę. Pokręciłam jedynie głową, dając
sobie tym samym kilka chwil na przemyślenie odpowiedzi. Subtelność nigdy nie
była moją mocną stroną. Podobnie, jak owijanie w bawełnę. Wrażliwej duszy
Agnieszki zazwyczaj to nie odpowiadało.
- Aga, nie
mogę – jęknęłam w końcu czując, że za krótką chwilę stracę przytomność. –
Zostań tutaj, a ja muszę lecieć. Jestem już spóźniona.
- To mogę
chociaż po ciebie wpaść?
Szybko tej
rozmowy nie skończymy, Sasal. Oparłam się plecami o drzwi.
- Jeśli
musisz, to przyjdź. Kończę o piętnastej.
- Dziękuję! –
Wykrzyknęła ruda, wieszając się na mojej szyi. – Dziękuję!
- Ta, nie ma
sprawy.
Chwyciłam
torbę, klucze i opuściłam mieszkanie. Wychodząc w mroźny, śnieżny poranek nie
przypuszczałam nawet, że będzie aż tak źle. Od dwudziestu czterech godzin nie
byłam w stanie nic zjeść. Wmuszenie w siebie suchej kromki chleba zakończyło
się wielkim niepowodzeniem, wizytą w łazience i porządnym odwodnieniem. Byłam
osłabiona. Wyglądałam jeszcze gorzej niż dnia poprzedniego, więc miałam prawo
nie zauważyć cienkiej tafli lodu, która pokrywała cały Most Zamkowy oraz
zejście na parking przy hali. Spieszyłam się, zbiegając po schodach. Nie
pomyślałam o przytrzymaniu się barierki. Przy ostatnim stopniu straciłam
równowagę, zaliczając przy tym bolesny upadek. Czy nikt nawet nie pomyślał o
tym, by posypać tutaj solą lub piaskiem?
- Żyjesz? –
Gdzieś z oddali dotarł do mnie męski głos. – Hej, wszystko w porządku?
Potrząsnął
mnie za ramiona. Nie byłam martwa, ani nieprzytomna, a jedynie trochę
ogłuszona. I obolała.
- Ała. Żyję. –
Chwyciłam pomocną dłoń. – Nie wierzę. To znowu ty?
No i znów ten
zniewalający uśmiech, który tym razem miałam okazję obserwować z odległości nie
mniejszej niż piętnaście centymetrów. Silnym ramieniem trzymał mnie w talii, a
wolną ręką gładził policzek, na którym jeszcze przed chwilą zalegała odrobina
brudnego śniegu.
#Zoe
Umówiłam się z
Krzyśkiem w naszej cukierni. Wiedziałam już o nim nieco więcej, niż wczoraj, co
było najprawdopodobniej skutkiem jego gadulstwa. Nawijał bez przerwy. Odniosłam
wrażenie, że potrzebował tego. Rozumiałam takich ludzi, co nie znaczy, że do
nich należałam. Gdy żegnaliśmy się poprzedniego dnia, obiecał, że zadzwoni do
żony. Przecież rozmowa byłą tutaj podstawą. Widziałam w jego oczach, że dla
niej byłby gotowy polecieć na drugą półkulę – czym więc by był ten odcinek
między Rzeszowem a Wałbrzychem?
Krzysiek
Ignaczak był siatkarzem, reprezentował biało-czerwone barwy zarówno w klubie,
jak i w reprezentacji. Miał już blisko trzydzieści pięć lat, co oznaczało, że
dzieliła nas cała dekada, ale nie traktował mnie jak małolaty. No i chyba mi
zaufał, nie wiedzieć czemu.
- Cześć,
Zośka.
Podniosłam na
niego wzrok. Dzisiaj Igła (jak to go podobno nazywali koledzy i jego rzekome
rzesze fanów) był już szeroko uśmiechnięty. Przez ramię miał przewieszoną
sportową torbę. Pomyślałam, że pewnie wraca z treningu. Zamówił kremówkę dla
mnie i szarlotkę dla siebie oraz dwie kawy, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Iwona wraca
– oznajmił wesoło. – Jakaś okropnie szczęśliwa z tego powodu nie jest, ale
wraca. Nawet nie musiałem jej prosić. Od razu, na powitanie, powiedziała:
„Zamilcz, Ignaczak. Wracam, bo Sebastian musi iść do szkoły, a Dominika się za
tobą stęskniła. I gdyby nie fakt, że ty nie masz czasu na zajęcie się nimi,
tylko bym je podrzuciła do tego zasranego Rzeszowa i wyjechała z powrotem. No i
chyba za bardzo je kocham”. Rozumiesz? Wróci. Cholera z tym, że rzekomo nie dla
mnie. Ja jej wszystko wyjaśnię, Zośka, rozumiesz? Ja bym jej nigdy nie
zdradził, bo ją kocham. Miłość jest piękna, Zośka. A Iwonka mi wybaczy, bo
usłyszała jakieś kłamstwo tylko, ot co.
Uśmiechnęłam
się do niego całkowicie szczerze, zaciskając palce na ciepłym kubku.
- Cieszę się –
powiedziałam. – Bardzo się cieszę. Nie lubię patrzeć, gdy ktoś chodzi taki
przybity. Zdecydowanie lepiej ci z uśmiechem na twarzy.
Siedzieliśmy w
cukierni jeszcze dobrą godzinę. Na dworze zrobiło się ciemno, a Rzeszów nocą
wyglądał zdecydowanie lepiej niż w dzień. Stawał się nawet znośny, kiedy
światła latarni błyszczały na tle mroku osłaniającego brzydkie zabudowania
miasta. Przeszłam przez rynek i skierowałam się w stronę bloku, w którym
mieszkałam. Szłam, patrząc jedynie pod nogi, ręce miałam schowane w kieszeniach
ciepłej kurtki, a wiatr rozwiewał moje brązowe włosy. Czegoś mi brakowało –
nie, nie chodzi mi tu o to, że czegoś zapomniałam. Po prostu czułam pustkę w
sercu i nie mogłam jej zapełnić niczym.
Wyjęłam dłonie
z kieszeni i spojrzałam na nie. Lewa była bez skazy – dopiero niżej, na
nadgarstku, coś ją okrutnie zdobiło. Ból
fizyczny, psychiczny, żal, bezradność, drżenie. Przeniosłam wzrok na prawą
rękę, którą przecinała różowa szrama. Ciepły dotyk, delikatność,
zainteresowanie, chęć pomocy. Boli.
Wyjęłam z
kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.
#Malwina
Szatyn w
dalszym ciągu mi się przyglądał, ale jego ust nie zdobił już szeroki uśmiech.
Nie spodziewał się zapewne, że tak szybko zapragnę wyswobodzić się z jego
ramion. Tak, faktycznie, dziwne. Każda kobieta przecież jest zachwycona, kiedy
znajduje się w objęciach obcego faceta. W prawdzie ten był siatkarzem, ale nie
miałam zielonego pojęcia co też może siedzieć w jego głowie. Równie dobrze mógł
przecież być seryjnym mordercą. Nie o takich historiach się słyszało! Dajmy na
to ostatnio portale internetowe rozpisywały się o lekkoatlecie, który zabił
swoją narzeczoną. Niby dlaczego ten tutaj miałby nie zepchnąć mnie do Wisłoka?
Chociaż z drugiej strony… Wyciągnął pomocną dłoń, trzymał w silnych ramionach i
patrzył z blaskiem w oczach. Może te ciągłe wpadanie na siebie to tylko głupi
zbieg okoliczności?
- Myślałem, że
wykażesz się nieco większym entuzjazmem – mruknął, naciągając na dłonie
rękawiczki. – Poza tym uratowałem ci życie.
- Życie? –
Niewiele brakowało, a bym wybuchła śmiechem. – Człowieku, z jakiej planety się
wziąłeś?! Nie uratowałeś mi życia. Ba, ty nawet nie uratowałeś mojej dumy,
która mocno ucierpiała przy tym upadku.
- Jeśli mówiąc
o dumie, masz na myśli swój zgrabny tyłek…
Faceci! Im w
głowie tylko jedno. Prychnęłam cicho, zmroziłam siatkarza wściekłym spojrzeniem
i ruszyłam w dalszą drogę do Podpromia. Tylko jedno w tych, przepełnionych
testosteronem, głowach. A już miałam nadzieję, że kiedyś tam znajdziemy drogę
do wspólnego porozumienia. O nie, mój panie – nic z tego! Jedyną drogę, która
nas mogła połączyć, to ta na rzeszowską halę.
- Oj nie bądź
taka drażliwa. – Znów zjawił się obok mnie. Zauważyłam, że intensywnie się nad
czymś zastanawia. Wypalił wreszcie: - Zdradzisz mi swoje imię?
- Po moim trupie.
- To się da
załatwić, ale nie będzie już tak cieszyć.
Posłał mi
sójkę w bok, a mój żołądek znów zaczął ostro protestować. Ciekawe co jeszcze
miłego mnie dzisiaj spotka? Hm, mogłabym na przykład puścić pawia prosto pod
nogi tego wielkoluda. O tak, to się da załatwić, ale więcej wpadek tego dnia
nie potrzebowałam.
- Malwina –
westchnęłam z rezygnacją. – Czy twoje życie w jakiś sposób się odmieniło?
- Nawet nie
wiesz, jak bardzo – odpowiedział ze szczerym uśmiechem, otaczając mnie
ramieniem. Musiało to wyglądać przekomicznie. On z jakimiś dwoma metrami
wzrostu. Ja natomiast nie miałam się czym pochwalić. Jakieś sto siedemdziesiąt
centymetrów. I to w koturnach.
- A ty? –
Zadarłam głowę, by móc spojrzeć w oczy szatyna. Akurat dotarliśmy na halę,
gdzie w wejściu czekało już kilku Resoviaków na rozpoczęcie treningu.
Przyglądali nam się z zaciekawieniem. – Masz zamiar się przedstawić?
- Nikola
Kovacević, zawsze do usług. – Mało brakowało, a by się pokłonił. Kiedy w
przejściu rozległo się donośne „uuuu”,
na moje policzki wkradł się czerwony rumieniec. Siatkarz nachylił się, by
szepnąć: - Do twarzy ci z czerwonym.
I poszedł.
#Zoe
Nie,
pomyślałam. Nie, nie dzisiaj. Dziś już mam wszystkiego serdecznie dość.
Dlaczego on tu siedzi? Nie mógł wybrać innych schodów na załamywanie się i
trucie papierosowym dymem? Nie mógł? Musiał akurat tutaj przyjść? Dlaczego nie
potrafię przejść obok niego obojętnie? Nie, nie dotykaj go...
- Proszę pana?
– potrząsnęłam ramieniem mężczyzny. Powoli, jakby z ociąganiem podniósł na mnie
spojrzenie swoich dużych, czarnych oczu. Wstrzymałam oddech i zagryzłam
policzki od środka. – Wszystko w porządku?
Widząc jego
wyraz twarzy, przez chwilę byłam pewna, że machnie na mnie ręką, powie, żebym
spadała, dała mu spokój, zapewni, że mu się nic nie stało i siedzi tu dla
rekreacji; że wykona jakikolwiek gest, by dać mi do zrozumienia, iż nie
potrzebuje mojej pomocy. I pomyliłam się. Jak zawsze, gdy byłam czegoś pewna.
- Nie –
powiedział cichym, chrapliwym głosem. Przeszły mnie ciarki, gdy usłyszałam ten
niemal wyprany z emocji dźwięk. – Nic nie jest w porządku.
Głos rozsądku
aż krzyczał we mnie, bym stąd odeszła, bo mi to nie wyjdzie na dobre. Ale czy
ja kiedykolwiek go słuchałam? No właśnie.
Przycupnęłam
na schodku w dość bezpiecznej odległości od nieznajomego i kaszlnęłam, kiedy
dym papierosowy dostał się do moich płuc. Mogłam jeszcze odejść – mogłam, ale
nie chciałam.
- Więc? Co
panu jest? – zapytałam drżącym głosem. Nagle zrobiło mi się zimno i zapragnęłam
znaleźć się piętro wyżej, w swoim mieszkaniu. Jak widać schody też nie były
całkowicie bezpieczne.
- Jestem
mordercą.
Zakręciło mi
się w głowie, a oddech przyspieszył. Z otwartymi ustami wpatrywałam się w tego
mężczyznę, a on smętnie pokiwał głową. Kontynuował.
- Zabiłem
swoją żonę, rozumiesz? Przystawiłem jej pistolet do skroni i pif, paf! Koniec.
Uwierzysz w to?
Z ociąganiem
skinęłam głową, ciesząc się z faktu, że siedzę, bo nogi drżały mi niesamowicie.
Nieznajomy zaczął płakać.
- Nie wiem,
czemu to zrobiłem – jęknął. – Kłóciliśmy się... A teraz tak okropnie żałuję.
Nawet sobie nie wyobrażasz.
Chciałam uciec
stąd i natychmiast zadzwonić na policję, ale mężczyzna spojrzał na mnie tak,
jakby wiedział, co mi chodzi po głowie.
- Nie. Sam
pójdę na policję. Mógłbym się wprawdzie zabić, ale to by była zbyt lekka kara.
Zgniję w więzieniu. Żegnaj. Jutro usłyszysz o mnie w wiadomościach.
Zacisnęłam
zęby, widząc, jak powoli odchodzi. Zamknął za sobą drzwi, a ja w tym samym
momencie wypuściłam powietrze z płuc, czemu towarzyszył głośny świst.
Spojrzałam na swoje drżące ręce i chwiejąc się, wstałam z zimnego stopnia. Nie
wiem, jakim cudem dotarłam do swojego mieszkania, ale gdy tylko się w nim
znalazłam, skierowałam swoje kroki do łazienki. Wyobraźnia podsuwała mi coraz
bardziej drastyczne sceny. Kręciło mi się w głowie i czułam, jak żołądek
podchodzi mi do gardła. Osunęłam się na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach.
Odautorsko
Kaś: Wesołych Świąt!
bluśka: Ja się do życzeń dołączam! I ten, no... Niech Was Zośka nie przeraża aż tak bardzo (:
bluśka: Ja się do życzeń dołączam! I ten, no... Niech Was Zośka nie przeraża aż tak bardzo (:
Pierwsza! :)
OdpowiedzUsuńNajpierw się pojaram, że to Nikola... AAAAA, TO NIKOLA!!! <3
UsuńNo dobra. O mamo. O co chodzi z "nieznajomym" Zośki? Zupełnie nie mam pojęcia.
UsuńI... AAAAAA, TO NIKOLA! <3
Jezusiczku drogi NIKOLA na normalnie teraz to zostałam waszą hotką, wielbię was zbuduje ołtarzyk i co tylko przyjdzie mi do głowy :) uffff dobra ogarniam się :) tak więc Nikola jest słodki i taki, taki ...... no po prostu taki:D
OdpowiedzUsuńdalej ciekawi mnie drugi samiec ale mam nadzieję że to pan Jochen :)
a na miejscu Zośki jak bym morderce spotkała to dawno byłabym już w swoim domu i trzęsła się pod kocem :)
Dobra, dziś nie jestem pierwsza. :(
OdpowiedzUsuńostatni będą pierwszymi, pierwsi ostatnimi. Dobra, ostatnia tez nie jestem. Odbija mi :P
Dziś mam nadzieję, że wyrobię się w dość krótkim komentarzu.*śmiech na sali*
Chyba dobrze, że Agniechy nie zabrała. Mogła wtedy poznać Nikusia *.*. ja bym się tak wywaliła, żeby mnie taki Serb fajny uratował. Poświęciłabym swoje cztery litery.
Oczywiście, że do Krzysia wróci. Jak wgl. można myśleć, że Krzyś mógłby zdradzić? Krzysiu jest mistrzem *.*
Ty, pan Anonimowy a Pan to gdzie, co?! Tu trzeba Zośce pomóc a nie szlajać się po zacnym Rzeszowie.
Malwa, faceci tak mają. Najpierw tyłki, potem głowa. Ja mam nadzieję, że nic jej nie jest w związku z tym niejedzeniem
Ja się tam Zośki nie boję. Zośka się rani, morderca wydawał się jej niezbyt straszny. Morderca to też człowiek jakby nie patrzeć.
A miło być krótko -.-
iśka
Wystarczy sam Ignaczak, by uśmiech nie schodził z twarzy :) Nie mniej jednak, Serba to się nie spodziewałam,ale na pewno nie umniejszy to jego roli w tym opowiadaniu, wręcz przeciwnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wow. Czytam potajemnie (i się bezczelnie nic nie odzywam), ale powiem Wam... robicie na mnie wrażanie wielkie. Zośka faktycznie mnie przeraża, ale Malwina też zaczęła (no chyba, że przeoczyłam fakt dlaczego nie je, no bo raczej nie jest to z miłości ;))
OdpowiedzUsuńLinkuję Wam Harlem Shake PGE Skry (bo Resovia swojego nie zrobiła. ale... wyobrażacie sobie Igłę? ja zdecydowanie tak!) http://youtu.be/JmsVWOfap7k
Pozdrawiam, Yuuki :)
Uparte te dziewczyny i widać, że mają niezłe przejścia za sobą. Czekam na rozwój sytuacji.
OdpowiedzUsuńCzyli, że nie zgadłam, Nikola. No cóż. Co do tego Zośkowego, to mam podejrzenia, ale zostawię je dla siebie :D
OdpowiedzUsuńJak można podejrzewać Zajączka o zdradę, przecież to dwie kompletnie różne sytuacje...
Zaczynam się obawiać, nie tyle dziewczyn, co o dziewczyny.
Awww, Nikola, mój ukochany Serb z Resovii! <3 a tak czułam, że jak nie Alek, to z pewnością on. I się nie pomyliłam, yeeeeep!
OdpowiedzUsuńNo i czego ta Malwina jeszcze narzeka? Przecież w pewnym sensie życie jej uratował, tyle że włączył do tego swój zniewalający bajer. I takiego Kovacevica lubię!
Jak można tak trakować Krzysia, no jak? Skandal! Niemniej jednak to chyba nie on jest głównym towarzyszem Zośki. Biedulka, nie zazdroszczę jej przejść życiowych.
Wesołych!
Przede wszystkim to Krzyś <3 oczywiście jego obecność tutaj wystarczająco zryła mi banie, żebym zapomniała o całej reszcie. W ogóle nie wiem jak Iwonka mogła uwierzyć, że Igiełka jest zdolny do zdrady ale teraz wróci i będzie dobrze. Może poza tym, że naprawdę szkoda mi Zośki i chociaż w pewnym sensie ją rozumiem to jednak zaczynam się o nią bać. Ona naprawdę potrzebuje kogoś, kto będzie przy niej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Zoe jest jakaś dziwna. To nie znaczy, że jej nie lubię, bo lubię :D Tylko, że taka nietypowa z niej osoba. Przypuszczam, że miałam rację z tym, ze tnie sobie żyły. A jednocześnie pomaga (nawet wbrew sobie) innym. To takie zaskakujące połączenie :P
OdpowiedzUsuńZaczyna mnie niepokoić ten zły stan Malwiny. Zastanawiam się co z nią się dzieje. Wysnułam taką teorię, że skoro nie może nic przełknąć to jest anorektyczką, ale nie umiem ocenić na ile jest prawdopodobne. A jej siatkarzem jest Nicola! Wiedziałam, ze to jakiś zagraniczniak :P Ta scena jak szli objęci w stronę hali jest totalnie sweet *-* I nieważne, że inni siatkarze buczeli, jak jakieś dzieciaki w przedszkolu.
Nie wiem co napisać. Wszyscy się jakoś rozpisali, a ja napiszę po prostu, że to jest genialne. : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ten gościu na końcu mnie kuźwa przeraził, nie wiem co mam napisać no. O wiem, cieszę się, że wątek z Kovaceviciem się rozkręca. Coś czuję, że będzie dobrze :D
OdpowiedzUsuń| powoli-zamarzam |
Jak wiedziałam, że nie Alek to pomyślałam, ze Tichacek, czyli znów nie trafiłam :P Nikola! Bardzo mnie to cieszy :D Krzysiu na pewno to sobie z Iwoną wyjaśni, o ile ta w jakiś sposób nie dowie się o Zoe i nie będzie kolejnej afery... Ale nadal nie wiadomo o tym kto bywa na jej kursie :P Tylko co z tym facetem, który zabił żonę....
OdpowiedzUsuńNikola, więc trafiłam przynajmniej w połowie, no to na drugiego obstawiam Jochena :P. Zoe to ma przygody, jak nie pociesza załamanego Ignaczaka, to znów spotykają ją sceny rodem z dreszczowców. Na bym chyba totalnie spanikowała. Nikola urzekł mnie już jakiś czas temu w jednym z opowiadań Bluśki, bardzo się ciesze że jest tutaj i że będzie nam prześladował Malwinę :P
OdpowiedzUsuńWow. Tyle jedynie mogę napisać o tym rozdziale i ogólnie o całym blogu. Mogę chyba również składać Wam pokłony ;) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuń