21 marca 2013

2 - wymazuję nierealny raj, wszystko, co było bez znaczenia



# Zoe
- Dzień dobry.
Stanęłam w progu kuchni i przetarłam oczy, poprawiając nocną koszulę, która nie kwapiła się, by szczelnie okryć mój dekolt, co nie uszło uwadze szatyna. Siedział przy stoliku w samych spodniach, pijąc kawę. Jego nagi, umięśniony tors skutecznie próbował przyciągnąć moją uwagę.
- Jeszcze nie poszedłeś? – spytałam trochę nerwowo. Niecodziennie budziłam się w mieszkaniu z obcym facetem. Wróć. Nigdy jeszcze nie miałam takiej sytuacji.
- Jesteś okropnie wredna – stwierdził, nic sobie nie robiąc z tej mojej niechęci do niego. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, patrząc, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy nie ma jakichś zagrożeń. Nie ufałam ludziom.
Wyczuł moje zdenerwowanie. Widziałam to w jego zielonych tęczówkach, które znów wertowały każdy skrawek mojego ciała. Przełknęłam głośno ślinę, zapewne się rumieniąc. Mój oddech stał się ciężki, a w gardle jakby zapanowała susza. Szatyn zatrzymał spojrzenie na moich ciemnych, brązowych oczach i patrzył w nie, a ja nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Zranioną dłonią, na której widniała długa szrama, pocierałam nerwowo swędzący nadgarstek.
- Nie musisz się mnie bać – powiedział, w dalszym ciągu nie zmieniając punktu, w którym utkwił swoje spokojne spojrzenie. – Zdecydowanie bardziej przerażający jest fakt, że nie umiesz sobie radzić z problemami i krzywdzisz samą siebie.
Wstrzymałam oddech, a moje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek. Zacisnęłam palce na nadgarstku. Czułam się niekomfortowo bez szerokiej bransoletki, którą ze sobą zawsze nosiłam. Szatyn zmarszczył czoło, a ja odsunęłam się o krok do tyłu, opierając się o szafę, choć on w dalszym ciągu siedział przy stole, spokojnie pijąc kawę.
- Jak... – zaczęłam, ale on przerwał mi, uśmiechając się nieco pobłażliwie.
- Myślałaś, że nie zauważę? Gratuluję.
Uciekłam wzrokiem z tej wyimaginowanej więzi łączącej nasze tęczówki. Ręce schowane za plecami mi się pociły, w kolanach miałam watę, a w mózgu pojawiało się już ciche ostrzeżenie. Moja tajemnica wyszła na jaw przed obcym człowiekiem. Miałam się cieszyć, czy być na siebie wściekła?
- Dlaczego?
Powiedział to ze stoickim spokojem, który mnie już zaczął irytować. Zacisnęłam zęby, a nasze spojrzenia po raz kolejny się zetknęły. Moje było lekko wystraszone i tylko próbowało wyglądać na harde i odważne, za to jego... Głębokie, przeszywające mnie na wskroś, wyrażające dezaprobatę i pozbawione jakiegokolwiek stresu. Mruknęłam cicho, że to nie jego sprawa, a on podniósł się z miejsca i ruszył w moją stronę.
- Nie! – krzyknęłam. Zatrzymał się jakiś metr ode mnie, widząc nóż w moich rękach. Sama nie wiem, skąd on się w nich wziął. Pojawił się tak odruchowo, wywołując zaskoczenie na twarzy szatyna. To nic, że ręce mi drżały i pewnie bym nie użyła tego potencjalnego narzędzia zbrodni. Grunt że mój gość zrozumiał przesłanie.
Zostałam w mieszkaniu sama. Odłożyłam nóż na półkę i usiadłam przy stole, ukrywając twarz w dłoniach.

#Malwina
Niechętnie tego poranka zwlekłam się z łóżka. Jako, że wieczorem nie miałam siły już dosłownie na cokolwiek, teraz zmusiłam się do wejścia pod prysznic. Krople ciepłej wody spokojnie obmywały moje ciało. Poczułam, jak wszystkie mięśnie i ścięgna powoli się rozluźniają. Oparłam się o ścianę wyłożoną kremowymi kafelkami, oddychając przy tym głęboko. Ponoć jest to bardzo dobra technika relaksacyjna. Mi jednak od tego wszystkiego zaczynało się kręcić w głowie. Mama zapewne określiłaby to tym swoich fachowym, medycznym językiem jako hiperwentylacja. Westchnęłam cicho. Tęskniłam za swoim rodzinnym domem, chociaż za wszelką cenę starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Pragnęłam znów spędzać wieczory na pogaduszkach z młodszą siostrą, dla której nie istniały przyziemne problemy. Ona żyła w swoim brokatowym świecie pełnym jednorożców. Nikt jednak nie próbował małej Oli uświadamiać, że jest inaczej. W dalszym ciągu słyszałam jej rozpaczliwy, błagający głos. Nie chciała bym wyjeżdżała tak daleko. Ba, ona nie chciała bym w ogóle opuszczała Szczecin. Teraz pozostały nam jedynie codzienne telefony oraz zapewnienia z mojej strony, że przecież niedługo wrócę.
Kawa tego poranka nie smakowała tak samo. Wylałam więc połowę zawartości kubka do zlewu. Na jedzenie nawet nie mogłam patrzeć. Otwarcie lodówki skończyło się więc na podziwianiu tego wątłego światełka w jej wnętrzu. Nie czułam się najlepiej. Przez krótką chwilę pomyślałam nawet o tym, by zadzwonić do szefa i poprosić o dzień wolnego. Już nawet sięgałam po telefon kiedy przypomniałam sobie, że to raczej nie jest najlepszy pomysł. Ostatnim razem na mnie nawrzeszczał twierdząc, że pewnie mocno zabalowałam na jakiejś imprezie. No dobra, wtedy akurat miał rację. To wkurzające kiedy dawne uczynki odbijają się echem nawet na drugim końcu Polski.
Nie wiem jakim cudem zebrałam się w sobie. Patrząc w lustrzane odbicie miałam wrażenie, że stoi przede mną trup. Potwornie blada cera, sine worki pod oczami, jedynie lekko zaróżowione wargi. Całe szczęście, że nie muszę pracować z ludźmi. Jedynymi kompanami była miotła, szufelka i ścierka. Nie groziło mi więc narażanie się na kłopotliwe pytania. Do tego miałam pierwszą zmianę. Według tego grafiku żaden siatkarz nawet nie planował stawiać swojej stopy na Podpromiu.
- Dzień dobry – mruknęłam do kierownika, rzucając swoją torbę na podłogę. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Rzucił jedynie, że dzisiaj mam zająć się boiskiem. Siatkarze poprzedniego wieczora całkiem nieźle się tam namęczyli. Do tego ktoś wlazł tam bez zmiany obuwia, przez co wszystko upaćkane było błotem. Pięknie. Nie dość, że niemal słaniałam się na nogach, to jeszcze miałam do wyszorowania ponad sto sześćdziesiąt dwa  metry kwadratowe powierzchni.
- Pięknie. Po prostu cudownie – westchnęłam, ciągnąc za sobą mopa i wiadro z wodą. – Przeklęci siatkarze.
- Och, nie tacy znowuż źli – usłyszałam za swoimi plecami. Szatyn nie powinien mieć tak zdziwionej miny, kiedy zareagowałam piskiem, niemal podskakując w miejscu. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
- A czy przypadkiem nie powinieneś być gdzieś indziej? Myślałam, że nie macie treningu.
- Bo nie mamy.
Wzniosłam oczy ku sklepieniu hali. Ten człowiek najwidoczniej uznał dręczenie mnie za całkiem fajną zabawę. Ignorowanie szatyna powinno w takim razie stać się dla mnie chlebem codziennym. Chwyciłam mopa, zanurzyłam go w wodzie.
- Czy możesz w takim razie zniknąć stąd na jakiś czas i wrócić, kiedy mnie już nie będzie?
- Jeśli powiem, że nie?
- Mało mnie będzie to obchodzić.

# Zoe
Otworzyłam drzwi i weszłam niepewnie do sali. Wdrapywanie się po schodach na ostatnie piętro trochę mnie zmęczyło, ale z windy już nie miałam zamiaru korzystać. Jedno przykre doświadczenie wystarczy. Poprawiłam szeroką bransoletkę, która tym razem znajdowała się na swoim miejscu, i uśmiechnęłam się do grupy.
Udawałam, że nie widzę, jak przez cały czas trwania zajęć próbował wyłapać moje spojrzenie. Tylko parę razy mu się to udało. Parę – i zdecydowanie za dużo. Czułam jego wzrok głównie na swoim nadgarstku, ale starałam się to ignorować i na szczęście wychodziło mi to całkiem dobrze. Kiedy już przyprawiłam kilka umysłów ze średniozaawansowaną znajomością języka włoskiego o nowe informacje, zostałam całkowicie sama. Szatyn wyszedł wraz z innymi. Byłam trochę zaskoczona, ale nie zawiedziona. Dobrze zrobił.
Podniosłam notatnik z biurka, a z niego wyleciała mała, zielona karteczka. Ściągnęłam brwi i rozłożyłam ją. Nie przypominałam sobie, bym tu coś takiego wkładała. I miałam rację.
„Jeśli chciałabyś porozmawiać, odezwij się...”
Pod spodem widniał numer telefonu. Wzięłam głęboki wdech, zmięłam świstek papieru w kulkę i wrzuciłam do swojej torebki. Wylądował pewnie gdzieś na dnie pośród masy niepotrzebnych rzeczy.
Wyszłam z budynku prosto w deszcz. Akurat dziś zdecydowałam się iść do pracy pieszo, więc nie miałam ani samochodu, ani parasola. Założyłam kaptur na głowę i postanowiłam wstąpić do pobliskiej cukierni. Miałam ochotę na coś słodkiego.
Kupiłam kremówkę oraz herbatę owocową i rozglądnęłam się za wolnym miejscem. Było tu sporo ludzi i jedyne puste krzesło znajdowało się obok stolika, przy którym siedział jakiś mężczyzna, podpierając głowę na dłoniach i modląc się nad stygnącą kawą. Niepewnie skierowałam swoje kroki w tamtą stronę.
- Można? – zapytałam cicho. Podniósł na mnie wzrok i niemrawo skinął głową, po czym wrócił do wykonywanej przez siebie czynności. Niby nie byłam skora do rozpoczynania rozmowy z nieznajomymi, ale zachowanie tego człowieka wywoływało u mnie instynkt psychologiczny. Zawsze lubiłam pomagać ludziom. Szkoda, że niekiedy mnie to przerastało. – Coś się stało?
Westchnął cicho, rozmasowując skronie.
- Wszystko mi się pierdoli – wyznał szczerze. – Żona myśli, że ją zdradziłem, zabrała dzieci i wyjechała do rodziców, podczas kiedy ja nigdy w życiu nie byłbym w stanie jej zrobić takiego świństwa.
Byłam szczerze zaskoczona jego odpowiedzią. Nie podejrzewałam, ze od razu język mu się rozplącze. Może potrzebował rozmowy jak tlenu? Może mu spadłam z nieba? Ta, jasne. Pewnie się po prostu nachlał.
- Próbowałeś z nią rozmawiać? – zapytałam. Spojrzał na mnie i prychnął, jakbym zadała beznadziejnie głupie pytanie. Okej, dzisiaj miałam słaby dzień. Mieszałam przez chwilę herbatę srebrną łyżeczką, zastanawiając się, jak mogę mu pomóc, skoro jestem rozkojarzona i nie potrafię zebrać myśli. – Jak się nazywasz?
Ponownie podniósł głowę. Jego oczy wskazywały na to, że był zaskoczony moim pytaniem.
- Krzysiek – odpowiedział po chwili. – A ty?
- Zoe.
- Zoe... – powtórzył zamyślony. – A mogę ci mówić „Zośka”?
Wystarczył jeden gest – zaledwie uniesienie kącika ust w górę – i już wiedziałam, że odmówić nie mogę.

#Malwina
To było nieco krępujące, kiedy szorując parkiet miałam na swoich plecach przeszywające spojrzenie tego siatkarza. Skoro jednak obiecałam sobie, że nie będę na niego zwracać uwagi – starałam się w żaden sposób nie reagować. Skupiałam się na tej przeklętej posadzce i błocie. No co za debil pojawił się tutaj w brudnych butach?! Następnym razem, jeśli uda mi się dorwać tego delikwenta, będzie mieć ze mną do czynienia.
Nawet nie zauważyłam kiedy szatyn opuścił halę. W prawdzie wydawało mi się, że słyszałam cichy dzwonek telefonu komórkowego, ale skoro nie było to mój, to nie było sensu się przejmować. Poczułam się nieco samotna zdając sobie sprawę, że już go tutaj nie ma. W prawdzie jego obecność raczej działała mi na nerwy, ale przynajmniej nie byłam sama. Tak. Samotność zdecydowanie doskwierała ostatnimi czasy. Okej, odwiedzałam rzeszowskie kluby, gdzie miałam okazję poznać nowych ludzi. Oni jednak nie interesowali się niczym poza tym, co zamówić w barze lub kiedy wyjść na papierosa. Do tego nie lada wysiłku wymagało sortowanie ludzi na bezpiecznych oraz tych, z którymi lepiej się nie zadawać. A siatkarz? No on przecież nie może mieć żadnych uzależnień, mrocznych sekretów oraz niecnych zamiarów.
Kończąc pracę czułam, że przydałby mi się masaż lub chociaż kilka godzin w łóżku. W dalszym ciągu nie mogłam patrzeć na jedzenie. A przecież nie lubiłam sobie odmawiać wypadu do Salad Story, gdzie zawsze mogłam skomponować idealną sałatkę. Duża i pożywna porcja. No, ale nie tym razem. Musiałam wyminąć restaurację szerokim łukiem, starając się przy tym nie reagować na strajkujący żołądek. Może przypałętało się do mnie jakieś zatrucie pokarmowe? Ostatnio ponoć grasowała po Rzeszowie epidemia grypy żołądkowej. Ja natomiast byłam zdecydowanie zbyt podatna na każdy wirus.
- Malwa! – Rozległ się krzyk, a chwilę później ktoś uwiesił się na mojej szyi. Jęknęłam cicho, starając się zwalczyć mdłości. – Kruszyno ty moja, jak ja za tobą tęskniłam!
Napastnik odsunął się ode mnie. Dopiero wtedy rozpoznałam w nim swoją przyjaciółkę – Agnieszkę. Ściągnęłam brwi w wąską linię, próbując nie zadać pytania, które samo cisnęło się na usta.
- Boże, dziewczyno! Wyglądasz jak kupka nieszczęścia.
- Tak, wiem – mruknęłam bez większego entuzjazmu. – Ale zanim dodasz jeszcze jedną uwagę, która wcale nie podniesie mnie na duchu, to powiedz mi: skąd się wzięłaś w Rzeszowie?
Agnieszka była jedną z tych osób, które uwielbiały zaskakiwać. Gdziekolwiek się nie pojawi, wszędzie jej pełno. Iście ognisty temperament, podobnie jak kolor jej włosów. Wspierała mnie zawsze w najtrudniejszych chwilach i to właśnie ona zasugerowała mojemu ojcu, by znalazł mi jakąś porządną pracę. Razem spiskowali za moimi plecami, aż wreszcie zostałam zesłana do tego Rzeszowa. Teraz wyglądało na to, że nie bez przyczyny. Agnieszka nawet nie musiała nic tłumaczyć. Jako zagorzała fanka siatkówki musiała mieć pretekst, by jednak odwiedzić Podpromie. No i tym pretekstem byłam ja.
- Byłam na hali, ale powiedzieli mi, że już wyszłaś – zaczęła nawijać jak katarynka. – Pomyślałam więc, że mimo nieznajomości topografii miasta, jakimś cudem na ciebie wpadnę i proszę! Cuda czasem się zdarzają.
- Jak widać – starałam się uśmiechnąć. Chyba nie wyszło najlepiej, bo Aga pokręciła głową.
- A w najbliższą sobotę zabieram ciebie na mecz – mimo wszystko w dalszym ciągu nawijała z entuzjazmem. – Udało mi się załatwić dobre miejsca!
Ach jak fantastycznie! Będę siedzieć niby to z własnej woli na trybunach, które kilka godzin przed spotkaniem sama będę musiała przygotować. Zawsze o tym marzyłam. Do tego jeszcze siatkarze. Ten szatyn gotów sobie pomyśleć jeszcze, że przyszłam właśnie dla niego. Niedoczekanie.

Odautorsko
bluśka: Mętlik spowodowany przymusem wybrania sobie jakiejś szkoły średniej rozpieprza mi mózg. Zakładając, że takowy mam.
Kaś: Jakoś tak chyba jeszcze nikt nie trafił z partnerem dla Malwiny. Nie, nie jest to Alek - już teraz mogę Wam to zagwarantować, bo może jednak ktoś wreszcie pokusi się o trafny strzał :P A tak swoją drogą... Czy ten śnieg nie może sobie odpuścić na jakiś czas i wrócić, powiedzmy hmmm, w grudniu? -.-

13 komentarzy:

  1. pierwsza :d
    wybaczcie, ale muszę. Zboczenie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobra. chyba znów się rozpiszę a miałam tego nie robić. no zobaczymy... xd
      Zoe to niegrzeczna dziewczynka. budzić się z czadowym szatynem :D Ciekawie. ja się zastanawiam czy to nie jest pan na J. pewnie nie a ja się właśnie zbłaźniłam. kit z tym :D
      Zoo ma problem. skądś to znam. a szatyn to dobry człowiek. bardzo dobry... nawet jeśli nie wiem kim jest. ale wiem kim nie jest jak coś xd
      Malwa kupiła mnie moją siostrą. Olki są świetne! bo jedna z nich jest moją siochą xd i tez młodszą ^^
      siatkarze nie są źli. :D ale ten co wlazł w tych butach to jest. dożywocie mu!
      Szatynie ty się nie stresuj. będzie dobrze.
      a Krzyś potrzebował rozmowy. pomaga. bardzo. z tą Zośką to trafił :D to pewnie Igła. nie ma bata. Tylko on mógł na to wpaść :D
      zastanawiam się co jest z Malwą. chyba coś przeoczyłam... dobra. mniejsza o to. nie ogarniam dziś. wos zrujnował mi mózg.
      a mecz będzie fajny. Bez stresu Malwino xd
      miałam się nie rozpisywać. miałam pisać ze składem, ale no. mi się wybacza :P <3

      Usuń
  2. Zoe ukrywa coś co miało miejsce zapewne w jej przeszłości. Nie jest to przyjemne wspomnienie i chyba nadal sobie z tym nie poradziła. Inaczej by nie potraktowała tak swojego tajemniczego szatna, którym to wydaje mi się być Zibi Bartman. Może gdyby komuś się wygadała, opowiedziała o tym wszystkim, to może by jej choć trochę ulżyło. No i jeszcze pojawił się Krzysiek, któremu to Zoe chciała pomóc. I na pewno to Igła, bo inaczej być nie może. On zawsze ma fajne pomysły i zgadzam się z Iśką, że trafił z tą Zośką :D
    A Malwina? Zastanawia mnie jest to złe samopoczucie. Mam jednak nadzieję, że nie jest to nic poważnego, ale nigdy nic nie wiadomo. Okażę się dopiero. Mecz w towarzystwie przyjaciółki musi być udany. Jeszcze zastanawiam się kim jest jej tajemniczy siatkarz? Mam nadzieje, że niedługo się tego dowiem :D

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie Alek? o.O To ja nie wiem kto to może być. Byłam pewna na sto procent i masz. Lotman nauczył się po polsku mówić? Sama nie wiem. I nadal nie padły imiona, ciekawe czy długo jeszcze będę na nie czekać :P
    Co za problem ma Zoe? Nie wiem czy wszystko dobrze zrozumiałam, ale wnioskuję, że ona sobie podcina żyły. Biorąc pod uwagę moje totalnie nietrafione typy na tym blogu, dopuszczam do siebie myśl, że mogę się totalnie mylić. A Agę już lubię, jest taka pozytywnie zakręcona :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm.
    Brakło mi słów, przepraszam. :c
    Wychodzę z założenia, że zawsze zostawiam komentarz, jak przeczytam, więc ten musi być taki nieskładny. :c
    A u Malwiny... Czyżby Paul?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam pojęcia kim jest dwóch tajemniczych szatynów i zamierzam spokojnie poczekać na tą informację. Żal mi obu dziewczyn. W sensie, że bohaterek, nie autorek ;) Autorki pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra, skoro to nie Alek to sama już nie wiem, którzy Panowie podpadł tak dziewczynom... Nie mniej jednak, robi się coraz bardziej ciekawie, i nie mogę się doczekać kolejnego odcinka. Obie dziewczyny są nieźle zakręcone :)
    Ps. Szkoła średnia... kiedy to było :p
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja już nie wiem kto tu będzie grał pierwszoplanowe role męskie... Zoe skrywa tajemnicę a za nią problemy które doprowadziły ja do samookaleczenia. Jednak jak widać sam jest bardzo skłonna do pomocy i w ten sposób jak się domyślam pozna nasza kochaną dużą Igiełkę :) Ja jakbym miałam tak jak Malwina obserwatora podczas sprzątania to bym mu przywal;iła mopem, i to tak porządnie :P

    szkoła średnia, najlepszy okres w moim życiu :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, ze u Zoe i Malwiny to ten sam facet. Możliwe, ze się mylę, ale zawsze, jak czytam wasze rozdziały, to mam takie przeświadczenie. A i te zielone oczy od razu kojarzą mi się ze Zbyszkiem xDD

    OdpowiedzUsuń
  9. To nie Alek? No nie żartujcie. Mi tylko on kojarzył się z towarzyszem Malwiny. hm, to może Nikola? bo u Zoe z pewnością albo Bartman, albo Schops, chociaż bardziej obstawiałabym tego pierwszego.
    Zoe ma problem z cięciem się? cholera, niedobrze. niech się wyżywa na czymś innym, a nie na sobie. :) a, i zadźgać pana, który wlazł w buciorach na halę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Z góry mówię, że nie mam najmniejszego zamiaru strzelać, kto jest bohaterem zarówno w jednej, jak i w drugiej części historii. Zwyczajnie nigdy nie trafiam, :3
    Zaskoczyłyście mnie tym, że Zoe się okalecza. I zdaje się, że trochę wątpliwości przysporzyło jej odkrycie jej tajemnicy przez tego kolesia-który-nie-mam-pojęcia-kim-jest. Zastanawia mnie tylko, co takiego może ukrywać, co takiego się wydarzyło, że posunęła się do takich kroków.
    Malwina za to podejściem do życia nienaturalnie przypomina mnie samą.

    OdpowiedzUsuń
  11. Po przeczytaniu imienia Krzysiek tylko jedno mi się nasunęło na myśl - Igła.
    Ale cóż, może to niekoniecznie Ignaczak, a zupełnie przypadkowy człowiek.
    Zobaczymy, ja mam nadzieję, że to jednak libero.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przy moim zamiłowaniu do dramatów, niemożliwością jest, bym nie pokochała i tej historii. Jestem niezmiernie ciekawa przeszłości obu bohaterek.
    Czy Zoe własnie rozmawiała z Igłą? No pięknie, pięknie.
    Nie wiem dlaczego, przez myśl przeszło mi, że "prześladowcą" Malwiny jest Lotman. Pewnie to jednak tylko dlatego, że naszła mnie ochota na historię z nim w roli głównej.
    Mogę sobie jednak tak strzelać i strzelać, a wy i tak na końcu nas zaskoczycie :)

    OdpowiedzUsuń