# Zoe
- Dzień dobry.
Stanęłam w
progu kuchni i przetarłam oczy, poprawiając nocną koszulę, która nie kwapiła
się, by szczelnie okryć mój dekolt, co nie uszło uwadze szatyna. Siedział przy
stoliku w samych spodniach, pijąc kawę. Jego nagi, umięśniony tors skutecznie
próbował przyciągnąć moją uwagę.
- Jeszcze nie
poszedłeś? – spytałam trochę nerwowo. Niecodziennie budziłam się w mieszkaniu z
obcym facetem. Wróć. Nigdy jeszcze nie miałam takiej sytuacji.
- Jesteś
okropnie wredna – stwierdził, nic sobie nie robiąc z tej mojej niechęci do
niego. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, patrząc, czy wszystko jest na swoim
miejscu, czy nie ma jakichś zagrożeń. Nie ufałam ludziom.
Wyczuł moje
zdenerwowanie. Widziałam to w jego zielonych tęczówkach, które znów wertowały
każdy skrawek mojego ciała. Przełknęłam głośno ślinę, zapewne się rumieniąc.
Mój oddech stał się ciężki, a w gardle jakby zapanowała susza. Szatyn zatrzymał
spojrzenie na moich ciemnych, brązowych oczach i patrzył w nie, a ja nie byłam
w stanie odwrócić wzroku. Zranioną dłonią, na której widniała długa szrama,
pocierałam nerwowo swędzący nadgarstek.
- Nie musisz
się mnie bać – powiedział, w dalszym ciągu nie zmieniając punktu, w którym
utkwił swoje spokojne spojrzenie. – Zdecydowanie bardziej przerażający jest
fakt, że nie umiesz sobie radzić z problemami i krzywdzisz samą siebie.
Wstrzymałam
oddech, a moje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek. Zacisnęłam palce na
nadgarstku. Czułam się niekomfortowo bez szerokiej bransoletki, którą ze sobą
zawsze nosiłam. Szatyn zmarszczył czoło, a ja odsunęłam się o krok do tyłu,
opierając się o szafę, choć on w dalszym ciągu siedział przy stole, spokojnie
pijąc kawę.
- Jak... –
zaczęłam, ale on przerwał mi, uśmiechając się nieco pobłażliwie.
- Myślałaś, że
nie zauważę? Gratuluję.
Uciekłam
wzrokiem z tej wyimaginowanej więzi łączącej nasze tęczówki. Ręce schowane za
plecami mi się pociły, w kolanach miałam watę, a w mózgu pojawiało się już
ciche ostrzeżenie. Moja tajemnica wyszła na jaw przed obcym człowiekiem. Miałam
się cieszyć, czy być na siebie wściekła?
- Dlaczego?
Powiedział to
ze stoickim spokojem, który mnie już zaczął irytować. Zacisnęłam zęby, a nasze
spojrzenia po raz kolejny się zetknęły. Moje było lekko wystraszone i tylko
próbowało wyglądać na harde i odważne, za to jego... Głębokie, przeszywające
mnie na wskroś, wyrażające dezaprobatę i pozbawione jakiegokolwiek stresu.
Mruknęłam cicho, że to nie jego sprawa, a on podniósł się z miejsca i ruszył w
moją stronę.
- Nie! –
krzyknęłam. Zatrzymał się jakiś metr ode mnie, widząc nóż w moich rękach. Sama
nie wiem, skąd on się w nich wziął. Pojawił się tak odruchowo, wywołując
zaskoczenie na twarzy szatyna. To nic, że ręce mi drżały i pewnie bym nie użyła
tego potencjalnego narzędzia zbrodni. Grunt że mój gość zrozumiał przesłanie.
Zostałam w
mieszkaniu sama. Odłożyłam nóż na półkę i usiadłam przy stole, ukrywając twarz
w dłoniach.
#Malwina
Niechętnie
tego poranka zwlekłam się z łóżka. Jako, że wieczorem nie miałam siły już
dosłownie na cokolwiek, teraz zmusiłam się do wejścia pod prysznic. Krople
ciepłej wody spokojnie obmywały moje ciało. Poczułam, jak wszystkie mięśnie i
ścięgna powoli się rozluźniają. Oparłam się o ścianę wyłożoną kremowymi
kafelkami, oddychając przy tym głęboko. Ponoć jest to bardzo dobra technika
relaksacyjna. Mi jednak od tego wszystkiego zaczynało się kręcić w głowie. Mama
zapewne określiłaby to tym swoich fachowym, medycznym językiem jako
hiperwentylacja. Westchnęłam cicho. Tęskniłam za swoim rodzinnym domem, chociaż
za wszelką cenę starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Pragnęłam
znów spędzać wieczory na pogaduszkach z młodszą siostrą, dla której nie
istniały przyziemne problemy. Ona żyła w swoim brokatowym świecie pełnym
jednorożców. Nikt jednak nie próbował małej Oli uświadamiać, że jest inaczej. W
dalszym ciągu słyszałam jej rozpaczliwy, błagający głos. Nie chciała bym
wyjeżdżała tak daleko. Ba, ona nie chciała bym w ogóle opuszczała Szczecin.
Teraz pozostały nam jedynie codzienne telefony oraz zapewnienia z mojej strony,
że przecież niedługo wrócę.
Kawa tego
poranka nie smakowała tak samo. Wylałam więc połowę zawartości kubka do zlewu.
Na jedzenie nawet nie mogłam patrzeć. Otwarcie lodówki skończyło się więc na
podziwianiu tego wątłego światełka w jej wnętrzu. Nie czułam się najlepiej.
Przez krótką chwilę pomyślałam nawet o tym, by zadzwonić do szefa i poprosić o
dzień wolnego. Już nawet sięgałam po telefon kiedy przypomniałam sobie, że to
raczej nie jest najlepszy pomysł. Ostatnim razem na mnie nawrzeszczał twierdząc,
że pewnie mocno zabalowałam na jakiejś imprezie. No dobra, wtedy akurat miał
rację. To wkurzające kiedy dawne uczynki odbijają się echem nawet na drugim
końcu Polski.
Nie wiem jakim
cudem zebrałam się w sobie. Patrząc w lustrzane odbicie miałam wrażenie, że
stoi przede mną trup. Potwornie blada cera, sine worki pod oczami, jedynie
lekko zaróżowione wargi. Całe szczęście, że nie muszę pracować z ludźmi.
Jedynymi kompanami była miotła, szufelka i ścierka. Nie groziło mi więc
narażanie się na kłopotliwe pytania. Do tego miałam pierwszą zmianę. Według
tego grafiku żaden siatkarz nawet nie planował stawiać swojej stopy na
Podpromiu.
- Dzień dobry
– mruknęłam do kierownika, rzucając swoją torbę na podłogę. Nawet nie
zaszczycił mnie spojrzeniem. Rzucił jedynie, że dzisiaj mam zająć się boiskiem.
Siatkarze poprzedniego wieczora całkiem nieźle się tam namęczyli. Do tego ktoś
wlazł tam bez zmiany obuwia, przez co wszystko upaćkane było błotem. Pięknie.
Nie dość, że niemal słaniałam się na nogach, to jeszcze miałam do wyszorowania
ponad sto sześćdziesiąt dwa metry
kwadratowe powierzchni.
- Pięknie. Po
prostu cudownie – westchnęłam, ciągnąc za sobą mopa i wiadro z wodą. –
Przeklęci siatkarze.
- Och, nie
tacy znowuż źli – usłyszałam za swoimi plecami. Szatyn nie powinien mieć tak
zdziwionej miny, kiedy zareagowałam piskiem, niemal podskakując w miejscu. –
Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
- A czy
przypadkiem nie powinieneś być gdzieś indziej? Myślałam, że nie macie treningu.
- Bo nie mamy.
Wzniosłam oczy
ku sklepieniu hali. Ten człowiek najwidoczniej uznał dręczenie mnie za całkiem
fajną zabawę. Ignorowanie szatyna powinno w takim razie stać się dla mnie
chlebem codziennym. Chwyciłam mopa, zanurzyłam go w wodzie.
- Czy możesz w
takim razie zniknąć stąd na jakiś czas i wrócić, kiedy mnie już nie będzie?
- Jeśli
powiem, że nie?
- Mało mnie
będzie to obchodzić.
# Zoe
Otworzyłam
drzwi i weszłam niepewnie do sali. Wdrapywanie się po schodach na ostatnie
piętro trochę mnie zmęczyło, ale z windy już nie miałam zamiaru korzystać.
Jedno przykre doświadczenie wystarczy. Poprawiłam szeroką bransoletkę, która
tym razem znajdowała się na swoim miejscu, i uśmiechnęłam się do grupy.
Udawałam, że
nie widzę, jak przez cały czas trwania zajęć próbował wyłapać moje spojrzenie.
Tylko parę razy mu się to udało. Parę – i zdecydowanie za dużo. Czułam jego
wzrok głównie na swoim nadgarstku, ale starałam się to ignorować i na szczęście
wychodziło mi to całkiem dobrze. Kiedy już przyprawiłam kilka umysłów ze
średniozaawansowaną znajomością języka włoskiego o nowe informacje, zostałam
całkowicie sama. Szatyn wyszedł wraz z innymi. Byłam trochę zaskoczona, ale nie
zawiedziona. Dobrze zrobił.
Podniosłam
notatnik z biurka, a z niego wyleciała mała, zielona karteczka. Ściągnęłam brwi
i rozłożyłam ją. Nie przypominałam sobie, bym tu coś takiego wkładała. I miałam
rację.
„Jeśli chciałabyś porozmawiać, odezwij się...”
Pod spodem
widniał numer telefonu. Wzięłam głęboki wdech, zmięłam świstek papieru w kulkę
i wrzuciłam do swojej torebki. Wylądował pewnie gdzieś na dnie pośród masy
niepotrzebnych rzeczy.
Wyszłam z
budynku prosto w deszcz. Akurat dziś zdecydowałam się iść do pracy pieszo, więc
nie miałam ani samochodu, ani parasola. Założyłam kaptur na głowę i
postanowiłam wstąpić do pobliskiej cukierni. Miałam ochotę na coś słodkiego.
Kupiłam
kremówkę oraz herbatę owocową i rozglądnęłam się za wolnym miejscem. Było tu
sporo ludzi i jedyne puste krzesło znajdowało się obok stolika, przy którym
siedział jakiś mężczyzna, podpierając głowę na dłoniach i modląc się nad
stygnącą kawą. Niepewnie skierowałam swoje kroki w tamtą stronę.
- Można? –
zapytałam cicho. Podniósł na mnie wzrok i niemrawo skinął głową, po czym wrócił
do wykonywanej przez siebie czynności. Niby nie byłam skora do rozpoczynania
rozmowy z nieznajomymi, ale zachowanie tego człowieka wywoływało u mnie
instynkt psychologiczny. Zawsze lubiłam pomagać ludziom. Szkoda, że niekiedy
mnie to przerastało. – Coś się stało?
Westchnął
cicho, rozmasowując skronie.
- Wszystko mi
się pierdoli – wyznał szczerze. – Żona myśli, że ją zdradziłem, zabrała dzieci
i wyjechała do rodziców, podczas kiedy ja nigdy w życiu nie byłbym w stanie jej
zrobić takiego świństwa.
Byłam szczerze
zaskoczona jego odpowiedzią. Nie podejrzewałam, ze od razu język mu się rozplącze.
Może potrzebował rozmowy jak tlenu? Może mu spadłam z nieba? Ta, jasne. Pewnie
się po prostu nachlał.
- Próbowałeś z
nią rozmawiać? – zapytałam. Spojrzał na mnie i prychnął, jakbym zadała
beznadziejnie głupie pytanie. Okej, dzisiaj miałam słaby dzień. Mieszałam przez
chwilę herbatę srebrną łyżeczką, zastanawiając się, jak mogę mu pomóc, skoro
jestem rozkojarzona i nie potrafię zebrać myśli. – Jak się nazywasz?
Ponownie
podniósł głowę. Jego oczy wskazywały na to, że był zaskoczony moim pytaniem.
- Krzysiek –
odpowiedział po chwili. – A ty?
- Zoe.
- Zoe... –
powtórzył zamyślony. – A mogę ci mówić „Zośka”?
Wystarczył
jeden gest – zaledwie uniesienie kącika ust w górę – i już wiedziałam, że
odmówić nie mogę.
#Malwina
To było nieco
krępujące, kiedy szorując parkiet miałam na swoich plecach przeszywające
spojrzenie tego siatkarza. Skoro jednak obiecałam sobie, że nie będę na niego
zwracać uwagi – starałam się w żaden sposób nie reagować. Skupiałam się na tej
przeklętej posadzce i błocie. No co za debil pojawił się tutaj w brudnych
butach?! Następnym razem, jeśli uda mi się dorwać tego delikwenta, będzie mieć
ze mną do czynienia.
Nawet nie
zauważyłam kiedy szatyn opuścił halę. W prawdzie wydawało mi się, że słyszałam
cichy dzwonek telefonu komórkowego, ale skoro nie było to mój, to nie było
sensu się przejmować. Poczułam się nieco samotna zdając sobie sprawę, że już go
tutaj nie ma. W prawdzie jego obecność raczej działała mi na nerwy, ale
przynajmniej nie byłam sama. Tak. Samotność zdecydowanie doskwierała ostatnimi
czasy. Okej, odwiedzałam rzeszowskie kluby, gdzie miałam okazję poznać nowych
ludzi. Oni jednak nie interesowali się niczym poza tym, co zamówić w barze lub
kiedy wyjść na papierosa. Do tego nie lada wysiłku wymagało sortowanie ludzi na
bezpiecznych oraz tych, z którymi lepiej się nie zadawać. A siatkarz? No on
przecież nie może mieć żadnych uzależnień, mrocznych sekretów oraz niecnych
zamiarów.
Kończąc pracę
czułam, że przydałby mi się masaż lub chociaż kilka godzin w łóżku. W dalszym
ciągu nie mogłam patrzeć na jedzenie. A przecież nie lubiłam sobie odmawiać
wypadu do Salad Story, gdzie zawsze
mogłam skomponować idealną sałatkę. Duża i pożywna porcja. No, ale nie tym
razem. Musiałam wyminąć restaurację szerokim łukiem, starając się przy tym nie
reagować na strajkujący żołądek. Może przypałętało się do mnie jakieś zatrucie
pokarmowe? Ostatnio ponoć grasowała po Rzeszowie epidemia grypy żołądkowej. Ja
natomiast byłam zdecydowanie zbyt podatna na każdy wirus.
- Malwa! –
Rozległ się krzyk, a chwilę później ktoś uwiesił się na mojej szyi. Jęknęłam
cicho, starając się zwalczyć mdłości. – Kruszyno ty moja, jak ja za tobą
tęskniłam!
Napastnik
odsunął się ode mnie. Dopiero wtedy rozpoznałam w nim swoją przyjaciółkę –
Agnieszkę. Ściągnęłam brwi w wąską linię, próbując nie zadać pytania, które
samo cisnęło się na usta.
- Boże,
dziewczyno! Wyglądasz jak kupka nieszczęścia.
- Tak, wiem –
mruknęłam bez większego entuzjazmu. – Ale zanim dodasz jeszcze jedną uwagę,
która wcale nie podniesie mnie na duchu, to powiedz mi: skąd się wzięłaś w
Rzeszowie?
Agnieszka była
jedną z tych osób, które uwielbiały zaskakiwać. Gdziekolwiek się nie pojawi,
wszędzie jej pełno. Iście ognisty temperament, podobnie jak kolor jej włosów.
Wspierała mnie zawsze w najtrudniejszych chwilach i to właśnie ona zasugerowała
mojemu ojcu, by znalazł mi jakąś porządną pracę. Razem spiskowali za moimi
plecami, aż wreszcie zostałam zesłana do tego Rzeszowa. Teraz wyglądało na to,
że nie bez przyczyny. Agnieszka nawet nie musiała nic tłumaczyć. Jako zagorzała
fanka siatkówki musiała mieć pretekst, by jednak odwiedzić Podpromie. No i tym
pretekstem byłam ja.
- Byłam na
hali, ale powiedzieli mi, że już wyszłaś – zaczęła nawijać jak katarynka. –
Pomyślałam więc, że mimo nieznajomości topografii miasta, jakimś cudem na
ciebie wpadnę i proszę! Cuda czasem się zdarzają.
- Jak widać –
starałam się uśmiechnąć. Chyba nie wyszło najlepiej, bo Aga pokręciła głową.
- A w
najbliższą sobotę zabieram ciebie na mecz – mimo wszystko w dalszym ciągu
nawijała z entuzjazmem. – Udało mi się załatwić dobre miejsca!
Ach jak
fantastycznie! Będę siedzieć niby to z własnej woli na trybunach, które kilka
godzin przed spotkaniem sama będę musiała przygotować. Zawsze o tym marzyłam.
Do tego jeszcze siatkarze. Ten szatyn gotów sobie pomyśleć jeszcze, że
przyszłam właśnie dla niego. Niedoczekanie.
Odautorsko
bluśka: Mętlik spowodowany przymusem wybrania sobie jakiejś szkoły średniej rozpieprza mi mózg. Zakładając, że takowy mam.
Kaś: Jakoś tak chyba jeszcze nikt nie trafił z partnerem dla Malwiny. Nie, nie jest to Alek - już teraz mogę Wam to zagwarantować, bo może jednak ktoś wreszcie pokusi się o trafny strzał :P A tak swoją drogą... Czy ten śnieg nie może sobie odpuścić na jakiś czas i wrócić, powiedzmy hmmm, w grudniu? -.-
pierwsza :d
OdpowiedzUsuńwybaczcie, ale muszę. Zboczenie :P
dobra. chyba znów się rozpiszę a miałam tego nie robić. no zobaczymy... xd
UsuńZoe to niegrzeczna dziewczynka. budzić się z czadowym szatynem :D Ciekawie. ja się zastanawiam czy to nie jest pan na J. pewnie nie a ja się właśnie zbłaźniłam. kit z tym :D
Zoo ma problem. skądś to znam. a szatyn to dobry człowiek. bardzo dobry... nawet jeśli nie wiem kim jest. ale wiem kim nie jest jak coś xd
Malwa kupiła mnie moją siostrą. Olki są świetne! bo jedna z nich jest moją siochą xd i tez młodszą ^^
siatkarze nie są źli. :D ale ten co wlazł w tych butach to jest. dożywocie mu!
Szatynie ty się nie stresuj. będzie dobrze.
a Krzyś potrzebował rozmowy. pomaga. bardzo. z tą Zośką to trafił :D to pewnie Igła. nie ma bata. Tylko on mógł na to wpaść :D
zastanawiam się co jest z Malwą. chyba coś przeoczyłam... dobra. mniejsza o to. nie ogarniam dziś. wos zrujnował mi mózg.
a mecz będzie fajny. Bez stresu Malwino xd
miałam się nie rozpisywać. miałam pisać ze składem, ale no. mi się wybacza :P <3
Zoe ukrywa coś co miało miejsce zapewne w jej przeszłości. Nie jest to przyjemne wspomnienie i chyba nadal sobie z tym nie poradziła. Inaczej by nie potraktowała tak swojego tajemniczego szatna, którym to wydaje mi się być Zibi Bartman. Może gdyby komuś się wygadała, opowiedziała o tym wszystkim, to może by jej choć trochę ulżyło. No i jeszcze pojawił się Krzysiek, któremu to Zoe chciała pomóc. I na pewno to Igła, bo inaczej być nie może. On zawsze ma fajne pomysły i zgadzam się z Iśką, że trafił z tą Zośką :D
OdpowiedzUsuńA Malwina? Zastanawia mnie jest to złe samopoczucie. Mam jednak nadzieję, że nie jest to nic poważnego, ale nigdy nic nie wiadomo. Okażę się dopiero. Mecz w towarzystwie przyjaciółki musi być udany. Jeszcze zastanawiam się kim jest jej tajemniczy siatkarz? Mam nadzieje, że niedługo się tego dowiem :D
Pozdrawiam:*
To nie Alek? o.O To ja nie wiem kto to może być. Byłam pewna na sto procent i masz. Lotman nauczył się po polsku mówić? Sama nie wiem. I nadal nie padły imiona, ciekawe czy długo jeszcze będę na nie czekać :P
OdpowiedzUsuńCo za problem ma Zoe? Nie wiem czy wszystko dobrze zrozumiałam, ale wnioskuję, że ona sobie podcina żyły. Biorąc pod uwagę moje totalnie nietrafione typy na tym blogu, dopuszczam do siebie myśl, że mogę się totalnie mylić. A Agę już lubię, jest taka pozytywnie zakręcona :D
Hm.
OdpowiedzUsuńBrakło mi słów, przepraszam. :c
Wychodzę z założenia, że zawsze zostawiam komentarz, jak przeczytam, więc ten musi być taki nieskładny. :c
A u Malwiny... Czyżby Paul?
Nie mam pojęcia kim jest dwóch tajemniczych szatynów i zamierzam spokojnie poczekać na tą informację. Żal mi obu dziewczyn. W sensie, że bohaterek, nie autorek ;) Autorki pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo dobra, skoro to nie Alek to sama już nie wiem, którzy Panowie podpadł tak dziewczynom... Nie mniej jednak, robi się coraz bardziej ciekawie, i nie mogę się doczekać kolejnego odcinka. Obie dziewczyny są nieźle zakręcone :)
OdpowiedzUsuńPs. Szkoła średnia... kiedy to było :p
Pozdrawiam :)
To ja już nie wiem kto tu będzie grał pierwszoplanowe role męskie... Zoe skrywa tajemnicę a za nią problemy które doprowadziły ja do samookaleczenia. Jednak jak widać sam jest bardzo skłonna do pomocy i w ten sposób jak się domyślam pozna nasza kochaną dużą Igiełkę :) Ja jakbym miałam tak jak Malwina obserwatora podczas sprzątania to bym mu przywal;iła mopem, i to tak porządnie :P
OdpowiedzUsuńszkoła średnia, najlepszy okres w moim życiu :)))
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, ze u Zoe i Malwiny to ten sam facet. Możliwe, ze się mylę, ale zawsze, jak czytam wasze rozdziały, to mam takie przeświadczenie. A i te zielone oczy od razu kojarzą mi się ze Zbyszkiem xDD
OdpowiedzUsuńTo nie Alek? No nie żartujcie. Mi tylko on kojarzył się z towarzyszem Malwiny. hm, to może Nikola? bo u Zoe z pewnością albo Bartman, albo Schops, chociaż bardziej obstawiałabym tego pierwszego.
OdpowiedzUsuńZoe ma problem z cięciem się? cholera, niedobrze. niech się wyżywa na czymś innym, a nie na sobie. :) a, i zadźgać pana, który wlazł w buciorach na halę!
Z góry mówię, że nie mam najmniejszego zamiaru strzelać, kto jest bohaterem zarówno w jednej, jak i w drugiej części historii. Zwyczajnie nigdy nie trafiam, :3
OdpowiedzUsuńZaskoczyłyście mnie tym, że Zoe się okalecza. I zdaje się, że trochę wątpliwości przysporzyło jej odkrycie jej tajemnicy przez tego kolesia-który-nie-mam-pojęcia-kim-jest. Zastanawia mnie tylko, co takiego może ukrywać, co takiego się wydarzyło, że posunęła się do takich kroków.
Malwina za to podejściem do życia nienaturalnie przypomina mnie samą.
Po przeczytaniu imienia Krzysiek tylko jedno mi się nasunęło na myśl - Igła.
OdpowiedzUsuńAle cóż, może to niekoniecznie Ignaczak, a zupełnie przypadkowy człowiek.
Zobaczymy, ja mam nadzieję, że to jednak libero.
Czekam na następny.
Pozdrawiam.
Przy moim zamiłowaniu do dramatów, niemożliwością jest, bym nie pokochała i tej historii. Jestem niezmiernie ciekawa przeszłości obu bohaterek.
OdpowiedzUsuńCzy Zoe własnie rozmawiała z Igłą? No pięknie, pięknie.
Nie wiem dlaczego, przez myśl przeszło mi, że "prześladowcą" Malwiny jest Lotman. Pewnie to jednak tylko dlatego, że naszła mnie ochota na historię z nim w roli głównej.
Mogę sobie jednak tak strzelać i strzelać, a wy i tak na końcu nas zaskoczycie :)