# Malwina
Nie
wiedziałam, czego powinnam spodziewać się po siatkarzu. Niby był człowiekiem
takim samym, jak miliardy innych chodzących po ziemi. Na każdym kroku jednak
słychać było, jaki to jest cudowny, jak fajnie byłoby mieć takiego faceta i tak
dalej. Kręciłam się więc przed wejściem na Podpromie rozmyślając na tym, czy
jednak nie wrócić do domu. Drgnęłam niespokojnie, kiedy autokar Delecty
Bydgoszcz uruchomił swoje silniki. Jakiś siatkarz posłał mi radosny uśmiech.
Och, no faktycznie! Nie ma nic zabawniejszego od dziewczyny, która
przestraszyła się autokaru. Prychnęłam gniewnie, wyciągając z kieszeni puchowej
kurtki paczkę papierosów. Tylko gdzie się podziała ta przeklęta zapalniczka?
- Tego
szukasz? – Zapytał szatyn, machając mi przed oczami małym urządzeniem, które w
tej chwili było mi niezbędne. Sięgnęłam po nie. – Palenie szkodzi zdrowiu.
- Moje
zdrowie, nie twoja sprawa.
- Chciałbym,
żeby było moją sprawą. – Nachylił się nade mną, a nozdrza wypełnił zapach żelu
pod prysznic. Odetchnęłam głęboko. – Do tego jeszcze dojdziemy.
Miałam ochotę
rzucić, że nie będę z nim do niczego dochodzić, ale natychmiast pociągnąłby
temat. Grzecznie wystawiłam dłoń w nadziei, że jednak da mi zapalniczkę.
Oczywiście się przeliczyłam. Schował ją do kieszeni, którą zapiął na zamek.
Przewróciłam oczami. Skostniałymi dłońmi pocierałam o siebie. Nie
przypuszczałam, że pod wieczór się tak ochłodzi. Zapomniałam zabrać z domu
rękawiczki. Brawo dla mnie!
- Chodź,
jedziemy. – Nikola rzucił krótkie polecenie i nie czekając na moją zgodę,
poprowadził do swojego samochodu. – Twoja rudowłosa koleżanka jakoś da sobie
radę bez ciebie?
- Jest
dorosła.
Nikola jeździł
terenówką, która nie do końca dobrze spisywała się na miejskich drogach. Była
na całe szczęście sobota. Nie groziło nam utknięcie w żadnym korku. Próbowałam
dowiedzieć się, gdzie jedziemy. Cholerny, tajemniczy typ! Skoro nie chciał ze
mną rozmawiać, to nic nie przeszkadzało w podgłośnieniu radia. Leciała akurat
jedna z moich ulubionych piosenek zespołu Power
of Trinity – Ulice Słońca. Stopy oparłam na desce rozdzielczej, rozsiadając
się wygodnie w fotelu. Szatyn nawet się nie przejął. Chyba pierwszy facet,
którego nie obchodzi jego własny samochód. Nuciłam pod nosem, obserwując ulice,
które przemierzaliśmy. Mieszkałam w Rzeszowie dopiero od dziesięciu miesięcy.
Nie miałam jeszcze okazji zapuścić się gdzieś dalej. Nie potrzeba jednak
geograficznego geniusza by zorientować się, iż po jakichś dwudziestu minutach wyjechaliśmy
poza granice miasta. Zamarłam.
- Gdzie my
jesteśmy? – Zapytałam niepewnie. Strach powoli brał nade mną górę.
- Chyba się
mnie nie boisz?
- Pogrzało?! –
Zaśmiałam się nerwowo, wyłamując palce. – Pytam z ciekawości.
- Jedziemy do
mnie.
- Do ciebie?
- A
niewyraźnie mówię? Wybacz, na polski tego nie przetłumaczę, a pewnie serbskiego
nie zrozumiesz.
Jasne.
Porozumiewać będziemy się w takim razie tylko po angielsku. Masz koleś
szczęście, że rodzice kazali mi się przykładać do nauki.
#Zoe
Usłyszałam ciche
przekleństwo, które wypuścił z ust Jochen, słysząc wycinek „Nothing else
matters” wydobywający się z mojego telefonu. Niechętnie rozluźnił uścisk,
pozwalając mi wyplątać się z jego ramion. Wyjęłam samsunga z kieszeni i
odebrałam, przemykając szybko do kuchni, która była zdecydowanie większa niż
wąski przedpokój, więc istniało mniejsze ryzyko, że nasze ciała znów się
zetkną. Oparłam się plecami o parapet, wbijając wzrok w podłogę i słuchając
podekscytowanego głosu Krzyśka.
- Jejku,
Zośka, trzymaj kciuki. Iwonka wraca i będę się starał... No wiesz, rozumiesz
przecież! W sumie na pewno mi się uda, bo całą prawdę będę mówił...
- Krzysiu –
przerwałam mu. – Nie zapowietrz się tam.
Jochen
parsknął śmiechem, siadając przy stole. Patrzył na mnie wesoło, z szerokim
uśmiechem, przez który mi się ciepło na sercu zrobiło. Dobrze, że chwilowo Igła
również milczał, bo gdybym musiała coś odpowiedzieć, nie wiem, czy byłabym w
stanie wydobyć z siebie głos.
- Zosiu?
- Mhm?
- Jochen
Schöps ma bardzo charakterystyczny śmiech, nie sądzisz?
Wzięłam
głęboki wdech, zaciskając palce na telefonie.
- Być może...
– mruknęłam, delikatnie się rumieniąc. Igła cicho westchnął, stwierdził, że nie
będzie nam przeszkadzał, i zanim zdążyłam mu oznajmić, że wcale nie
przeszkadza, bo my tu nic nie robimy, rozłączył się.
Jochen –
Niemiec, jak dało się wydedukować – przyglądał mi się z zaciekawieniem.
Usiadłam naprzeciwko niego i odważyłam się znów spojrzeć w jego oczy.
Zadowolony z uzyskania kontaktu wzrokowego nie wracał do poprzedniego tematu (najwyraźniej
dostrzegł, że nie jest to konwersacja, którą bym chciała kontynuować), tylko
zapytał, skąd znam Krzysia. Wzruszyłam ramionami.
- Czysty
przypadek – powiedziałam cicho. - Właściwie to znam go od kilku dni.
- Tak jak mnie
– zauważył. – Szybko ufasz ludziom.
Zacisnęłam
dłonie w pięści, a serce zaczęło mi bić z zawrotną prędkością. Nie znał mnie,
nie miał prawa oceniać mojego charakteru, zwłaszcza że robił to błędnie. Może
zdarzało mi się nie traktować jakiegoś człowieka jak zło wcielone, ale nie potrafiłam
zaufać na tyle, żeby komuś opowiadać o swoich problemach. I być może Jochen
wiedział o podłużnych nacięciach na moim nadgarstku, być może miałam przy nim
chwilę słabości, ale to nie zmienia faktu, że nigdy się nie dowie, dlaczego to
robię; co jest powodem. Wyrzuciłam te słowa z siebie z prędkością karabinu
maszynowego i znów opadłam na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach, by się
uspokoić.
- Zo – zaczął
cicho. Pochylił się, chwycił mnie za ręce i odciągnął je od moich
ciemnobrązowych oczu. Dokładnie przestudiował moją twarz i upewniwszy się, że
ja wcale nie płaczę, uśmiechnął się do mnie. – Przepraszam. Nie chciałem cię
urazić. Powiem tylko jedno – mi naprawdę możesz ufać. Wiem, że to są tylko
czcze słowa, ale mam nadzieję, że z czasem nabiorą dla ciebie prawdziwego
znaczenia. Myślę – zawahał się na chwilę – że akurat ty potrzebujesz kogoś,
komu będziesz mogła się zwierzyć.
- I
twierdzisz, że właśnie ty możesz być taką osobą? – spytałam szeptem. Trzymał
mnie za podbródek, nie pozwalając mi na spuszczenie głowy.
- Nie twierdzę
– odparł. – Ale chciałbym. Masz ochotę na spacer?
#Malwina
Szczerze
mówiąc dłuższy czas zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam wysiąść z
samochodu. Nie dość, że na zewnątrz panowały egipskie ciemności, znajdowaliśmy
się jakiś kilometr za Rzeszowem, to jeszcze zerwał się mroźny wiatr, który
postanowił przynieść ze sobą okrutne opady śniegu. Mój towarzysz próbował
najpierw grzecznie. Tłumaczył, że w tej okolicy awarie prądu to dość częste
zjawisko. No pięknie, a czy lepiej nie mógł wybrać? Siatkarze to chyba całkiem
sporo zarabiają według moich informacji. No chyba, że ktoś mnie okłamał. W
końcu jednak Nikola zdecydował się wyciągnąć mnie ze swojego pojazdu siłą.
Najwidoczniej nie podobało mu się sterczenie na śniegu i mrozie.
Jego dom nie
był duży. I tak właściwie, to nawet nie był jego. Wynajął go na czas swojego
pobytu w Rzeszowie. Wyglądało na to, że ma plany pozostać na nieco dłużej niż
jeden sezon. Brawo dla niego za ambitne plany. Ja chciałam się z tego miasta
wynieść jak najszybciej. To chyba mówi samo za siebie – niewiele nas łączy. Nie
przypuszczałam też, byśmy mieli znaleźć jakieś wspólne tematy.
Z ulgą
odkryłam, że tutaj prądu nie brakuje. Zrzuciłam z siebie kurtkę, zimowe buty
cisnęłam obok jedynego mebla w przedpokoju, którym okazała się drewniana szafka
i ruszyłam do salonu. Czułam na sobie wzrok szatyna. Z całą pewnością musiał
wyglądać na zaskoczonego. Zazwyczaj czekam na zaproszenie ze strony gospodarza,
ale w tej chwili pragnęłam jak najszybciej odbębnić to spotkanie i wrócić do
swojego skromnego mieszkanka. Siadając na sofie rzuciłam więc, że poproszę o
gorącą czekoladę.
- Czy jaśnie
pani ma jeszcze jakieś życzenia? – Zironizował siatkarz, opierając się o
framugę drzwi prowadzących do kuchni. Przynajmniej za bardzo się nie nachodzi.
- Pierniczki z
nadzieniem śliwkowym – uśmiechnęłam się szeroko, chwytając za pilot od
ogromnego, plazmowego telewizora.
Zdziwiłam się
nieco, kiedy po paru minutach na szklanym stoliku znalazł się kubek z gorącą
czekoladą i piankami, a także pierniczki. Rzecz jasna z nadzieniem śliwkowym.
Teraz to ja wyglądałam na zaskoczoną. Siedziałam w otwartymi ustami, nie do
końca pewna tego, co powinnam powiedzieć. Nikola zaśmiał się, zajmując miejsce
obok. Chciał mnie chyba objąć ramieniem, ale się powstrzymał. Chwała mu za to.
- Jak widać
mamy całkiem podobny gust – mruknął po chwili. – Ciekaw jestem, co jeszcze nas
ze sobą łączy.
- Mam
wrażenie, że to już nadmiar szczęścia – prychnęłam po polsku, by przypadkiem
nie drążył tematu. – Więc, Nikola – zaczęłam uprzejmie, zakładając nogę na nogę
i układając na kolanie splecione dłonie. – Mówisz, że jesteś serbskim
siatkarzem?
- Zgadza się.
- Więc co
robisz w Rzeszowie? Nie sądziłam, że jakąkolwiek gwiazdę coś przyciągnie do
Polski.
- Uważasz mnie
za gwiazdę? – Przysunął się nieco, a w oczach błysnęły radosne iskierki.
Pokręciłam głową na znak, by nie czepiał się szczegółów. – Polska liga
siatkówki jest jedną z najlepszych na świecie. Każdy chciałby tutaj grać.
Och, jasne. Sięgnęłam po kubek, by upić
nieco czekolady, która nie była już taka gorąca. Całą uwagę skupiłam na kubku.
Wcale nie podobało mi się to zielone spojrzenie, przeszywające mnie na wskroś.
Przelotnie spojrzałam jeszcze na zegarek, który wisiał na ścianie. Dochodziła
godzina osiemnasta. Więc ile jeszcze tej męczarni pozostało?
#Zoe
Rzeszów jakby
ucichł, tylko od czasu do czasu przez okolicę przejeżdżał jakiś samochód. Śnieg
przestał padać, a księżyc stał się już trochę bardziej widoczny niż parę godzin
temu. Chwilami słychać było tylko odgłos uderzenia podeszwy buta o płytę
chodnika, a co jakiś czas od strony dworca PKP dobiegały dźwięki
przejeżdżającego pociągu. Wydawać by się mogło, że miasto zasnęło; umilkło
przedwcześnie, by o świcie się przebudzić z nową energią, ale takie myślenie
było błędem, bo przecież ludzie nie spali.
Przemierzaliśmy
rzeszowski rynek. Ja – z rękami w kieszeniach i spuszczoną głową – i Jochen –
cały czas zastępujący ciszę jakimiś dowcipami. Starał się mnie rozśmieszyć i w
sumie mu się to udawało. Noc była zimna, oddechy rysowały się na tle miasta
małymi kłębkami pary, ale wracać do mieszkania jakoś na razie nie mieliśmy
zamiaru.
- Zjadłbym coś
– stwierdził Jochen, zatrzymując się i marszcząc nos. Uniosłam brwi, podążając
za jego wzrokiem. Staliśmy naprzeciwko cukierni, w której poznałam Ignaczaka.
Na wystawie widniały różne smakołyki – pączki, kremówki, babeczki, placki
wszelkiego rodzaju i ciastka, więc nie dziwiłam się, że Niemca naszła ochota na
coś słodkiego. Po długich debatach przy ladzie wyszliśmy stamtąd z dużym opakowaniem
ciastek.
- Nie
zmieszczę tyłka w spodnie – jęknęłam, spoglądając na nasz nabytek z niepokojem.
Jochen parsknął śmiechem, uniósł dłoń odzianą w grube, ciepłe rękawiczki i
poczochrał mi nią włosy. Poczułam się jak mała, beztroska dziewczynka, która patrzy
na świat przez różowe okulary. Poczułam się jak dawniej. Bardzo dawno temu.
Przeszliśmy
przez Aleję Kasztanową, która nocą wyglądała magicznie, niemal jak z jakiejś
bajki, i skierowaliśmy się z powrotem w stronę mojego mieszkania. Nogi już mnie
bolały, miałam dość moich koturnów, ale dzielnie maszerowałam przed siebie,
próbując dotrzymać Jochenowi kroku. W końcu się zatrzymałam, zaklęłam po włosku
i wydarłam się na Niemca:
- Hej! No
szybciej to się nie da?! Spacer miał być!
Odwrócił się w
moją stronę lekko zaskoczony, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Skrzyżowałam
ręce na klatce piersiowej i podeszłam do niego. Obiecał już iść powoli i
nadstawił swój łokieć, więc chwyciłam go pod rękę i ruszyliśmy do przodu.
Gdzieś po
pierwszej w nocy zdecydował, że zostanie u mnie do rana, bo nie chce, żebym
znów zrobiła coś głupiego. Wzruszyłam ramionami i wskazałam mu kanapę w salonie
jako jego miejsce do spania. Skrzywił się, ale nie powiedział nic. Uniosłam
brwi.
- Ja mam za
wąskie łóżko, wielkoludzie – mruknęłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem i wsunął
się pod ciepłą kołdrę, która mu rozścieliłam.
- A buzi na
dobranoc?
- Chyba w
snach.
A sny akurat
chyba się na mnie obraziły, bo jak na złość nie chciały przyjść. Przekręcałam
się z boku na bok, usiłując zasnąć, ale średnio mi to wychodziło. Przed oczami
miałam mordercę, z którym rozmawiałam wczoraj wieczorem, oraz koszmar, który
śnił mi się poprzedniej nocy. Naciągnęłam kołdrę pod szyję i zacisnęłam oczy. Śpij, śpij, śpij! Ale sny nie słuchały.
Wierciłam się na tym przeklętym łóżku, do głowy przyszedł mi nawet pomysł, żeby
wcisnąć się do Niemca na kanapę, ale szybko go wymazałam. W końcu zaświeciłam
światło i z cichym westchnieniem sięgnęłam po książkę leżącą na półce.
Kaś: Wiosno, przybywaj! Jeszcze tylko dwa i pół tygodnia do majówki <3
bluśka: ...i niecałe dwa tygodnie do testów gimnazjalnych "<3"
bluśka: ...i niecałe dwa tygodnie do testów gimnazjalnych "<3"
Hej, hej Nokla jest taaaaaaki fajny :) Jochen to człowiek szczerzący się non stop, też jest fajny :) Aaaaaa Bluśka powodzenia na testach połamania ołówka na matmie i długopisu na polskim :)A Wiosna przyjdzie czuję to :)
OdpowiedzUsuńNikola znaczy się :)
UsuńPowodzenia bluśka, dasz radę:-) Mam za sobą maturę więc pocieszę Cię,że egzaminy gimnazjalne to nic strasznego, będzie dobrze:-) Czuję,że Nikola i Jochen prędzej podbiją serca naszych bohaterek bo moje już podbili;-)
OdpowiedzUsuń- Zosiu?
OdpowiedzUsuń- Mhm?
- Jochen Schöps ma bardzo charakterystyczny śmiech, nie sądzisz?
uwiebiam to! <3
Oboje, i Jochen i Nikola pasują do tej historii,chociaż nie mogę sobie wyobrazić Niemca jako tego " uzdrowiciela ", którym może trochę nieświadomie,ale jest :) Zaczynam ich coraz bardziej lubić dzięki Wam, co mnie samą przeraża :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Podoba mi się taki Jochen. I bezpośredniość Malwiny. I czekam na więcej rzeczy, które mogę polubić ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego po przeczytaniu pierwszego rozdziału zapomniałam zapisać linku do tego bloga i najzwyczajniej w świecie o nim zapomniałam. Cóż za niefart! Ale już nadrobiłam i chciałabym wyrazić moją aprobatę co do głównych bohaterów. Uroczy Jochen i zaborczy Nikola. Tak to będzie coś :D Damskie bohaterki również polubiłam, są inne, ale coś ich łączy, a przez to cała ta opowieść jest spójna :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne <3
Zo, trzeba było nie odganiać tych myśli i władować się do Niemca na kanapę. *-* Hm, tak w zasadzie dla mnie wielki tyłek po słodyczach i bolące nogi nie miałyby znaczenia, kiedy to Jochen byłby mojc osobą towarzyszącą, a co!
OdpowiedzUsuńNikola, ja cię proszę, utrać na tym swoim uroku, bo rozpraszasz moje myśli <3
moją, cholera no!
UsuńZoe mogła iść do Jochena na tę kanapę, może by coś poradził na ten sen który nie chciał przyjść :D A właściwie to na pewno by coś poradził ;)
OdpowiedzUsuńKovacević i Malwina maja podobne upodobania ;) Jestem ciekawa co jeszcze ich ze sobą łączy? No i ciekawe co ich ze sobą w niedalekiej przyszłości połączy ;)
Pozdrawiam:*
Jestem już komentarzem. Wiecie, te wiosenne korki były. Mam nadzieję, że mi wybaczycie jakoś:D
OdpowiedzUsuńNikola niech nie będzie taki do przodu :p Dobrze, że się martwi :D Malwa powinna to docenić, chociaż z drugiej strony. Praktycznie obcy facet. Rozwala mnie ! ja bym mu się chyba tak nie dała o.
,, A niewyraźnie mówię? Wybacz, na polski tego nie przetłumaczę, a pewnie serbskiego nie zrozumiesz." - leże i kwiczę o.
Igła zawsze kochany i spoko <3 z tym charakterystycznym śmiechem to pojechał <3 i wie, że ma nie przeszkadzać. dobry chłopiec :D Josiek nie powinien jej oceniać. Nie zna jej. Nie ocenia się książki po okładce. I tak chce takiego.
z pierniczkami to pojechała, a tu Nikuś sprawił jej niespodziankę <3
Zośka niech nie przesadza z tymi słodkościami. Chociaż od jednej nie przytyje: od słodkiego i opiekuńczego niemieckiego atakującego <3 dobrze, że został. :D
i w sumie chyba dobrze, że została u siebie mimo, że nie mogła spać, bo Jochen mógłby jej spać nie dać... :D
uwielbiam to opowiadanie o.
iśka
To chore, bo nie ma go zbyt wiele w dzisiejszym odcinku ale i tak najwięcej mojej uwagi oczywiście zwrócił Krzyś. Uwielbiam go i to jest wiadome, dlatego cały czas ciesze się jak głupek, że Zosia poznała Krzysia i teraz on nie daje jej spokoju. Stara się zajmować wolne chwile i w ogóle jest rozczulający. Podobnie jak Jochen, chociaż ich znajomość ma nieco inne podstawy. Może wydawać się, że coś tam ich łączy, oczywiście nie mówię o miłości bo na to jest jednak zdecydowanie za wcześnie ale sam fakt, że Zośka pozwala mu być i coś tam mu powiedziała o sobie to wystarczający znak, że jednak Niemiec jest dla niej ważny.
OdpowiedzUsuńMalwina i Nikola mają taki sam gust? Jestem jak najbardziej na tak. Nasz Serb powoli zaczyna swoje podboje, a ja oczywiście będę mu kibicowała i trzymała kciuki żeby udało mu się przełamać opór Malwy ;)
Pozdrawiam ;)
Szkoda, że Zośka jednak nie poszła na tę kanapę. Ugrzała by się chociaż i przytuliła do cieplutkiego i umięśnionego Johena, a nie za książkę się wzięła :P Może coś by było;p
OdpowiedzUsuńKrzyś to taki dobry człowieczek, który we wszystkim pomoże i czas stara się zapełnić, a na dodatek jeszcze tak dobrze śmiechy rozpoznaje:D
To się Nokola rozbrykał. Żeby Malwinę za miasto wywieść do swojego domu, z przypuszczeniami, że nie ma prądu :) Jeszcze mają taki sam smak kulinarny i zachcianki. To czekam na więcej wspólności i oczywiście na szczyptę pikanterii:P
Pozdrawiam,
Dzuzeppe