#Zoe
Byłam zła.
Miałam
serdecznie dość spojrzeń facetów po pięćdziesiątce utkwionych bezczelnie w moim
biuście, tłumaczenia im włoskiego, udawania, że nic nie widzę, a oprócz tego
użerania się z tymi, którzy nie do końca znali angielski. Prawda – moja szkółka
miała dobrą renomę przez to, że jestem rodowitą Włoszką, ale uczę włoskiego. I
żadnego innego języka.
- Zo –
usłyszałam za sobą, gdy po skończonej lekcji zbierałam notatki. Od razu
wiedziałam, kto stoi za mną, obejmuje mnie od tyłu i opiera podbródek na moim
ramieniu. Nikt inny tak nie wymawiał mojego imienia. Odwróciłam się w jego
stronę, ale nie cofnął swoich rąk.
- Co ty tu
robisz? – zapytałam, patrząc w jego zielone tęczówki.
- Nie
odbierasz telefonów.
- Jakbyś nie
zauważył, miałam zajęcia.
Uśmiechnął się
i rozejrzał dookoła.
- Teraz wiem –
powiedział. – Ale wcześniej się martwiłem. Obudziłem się, a ciebie nie było.
Mruknęłam pod
nosem coś niezrozumiałego i wyplątałam się z jego uścisku. Zebrałam wszystkie
kartki i włożyłam je do teczki, po czym zmieniłam temat.
- Jak tam
bark? – zapytałam, nie patrząc na niego. – Pomogłam choć trochę?
- Zo – zaczął
z rozanielonym uśmiechem i błogim wyrazem twarzy. – Pomogłaś bardzo. Chyba
zacznę cię wykorzystywać.
Odchrząknęłam
znacząco, śmiejąc się pod nosem, bo jego wypowiedź zabrzmiała dwuznacznie.
Jochen na przemian otwierał i zamykał usta, a w końcu zmierzwił sobie ręką
włosy, wbijając wzrok w jakiś punkt nad moją głową.
- Okej –
mruknął. – Jesteś zboczona.
Ściągnęłam
brwi i skrzyżowałam ręce na piersiach, mrużąc oczy. Zauważyłam, że odległość
między nami się zmniejszyła, więc zapobiegliwie chciałam się cofnąć, ale
napotkałam opór w postaci blatu biurka.
- Ja? –
rzuciłam, starając się ukryć zdenerwowanie. – Ty chyba zboczonych ludzi nie
znasz. Chociaż... Ignaczak jest zboczony, ale...
Głos mi
ugrzązł w gardle, kiedy Jochen dotknął kciukiem mojego policzka. Zakreślił nim
kontur moich warg i przyparł mnie delikatnie do blatu. Badałam bardzo dokładnie
każdy szczegół jego twarzy, kiedy się zbliżał do mnie bardzo powoli, unosząc
moją brodę. Spostrzegłam, że zaciskam palce na jego koszulce. Usta Niemca
najpierw dotknęły mojej żuchwy, przez co drgnęłam gwałtownie, odzyskując
trzeźwość umysłu. I mimo że miałam na niego okropną ochotę, to jednak nie
chciałam dać mu satysfakcji czy czegoś w tym stylu.
- Zo, hej... –
Zaskoczony próbował chwycić mnie za nadgarstek, ale zrobiłam unik, uśmiechając
się do niego filuternie, i klasnęłam w dłonie.
- No co?
Pomagam ci dotrzymać obietnicy! – oznajmiłam radośnie i wyszłam z sali.
#Malwina
Rozmowa z
rodzicami przebiegła całkiem dobrze. Przynajmniej do czasu, kiedy byli oni
zainteresowani moim nowym znajomym. Rzecz jasna mama już sobie dopowiedziała
własną wersję zdarzeń. Według niej Nikola był moim nowym chłopakiem. Oczywiście
nie wspomniała o tym na głos, ale widziałam to jej radosne spojrzenie. Ojciec
również wyglądał na zadowolonego. Plotkował razem z szatynem o obecnym sezonie
oraz pozycji Resovii w tabeli. Nie powiem – dość drażliwy sobie temat wybrał.
Mojej młodszej siostrze również spodobał się ten wysoki pan, któremu wcale nie
przeszkadzało, iż ktoś wchodzi mu na głowę. Dosłownie. Ten człowiek to dopiero
ma anielską cierpliwość. Skąd się tacy w ogóle biorą?
Rozluźniłam
się nieco, stawiając na stoliku tacę z gorącą kawą dla rodziców. Mama znów
posłała mi ciepły uśmiech. W dalszym ciągu nie dowiedziałam się jednak,
dlaczego w ogóle postanowili przyjechać do Rzeszowa bez zapowiedzi. To do nich
takie niepodobne. Zazwyczaj długa droga w samochodzie, jest dla nich potwornym
utrapieniem. Tak przynajmniej powiedział ojciec, kiedy to miałam dziesięć lat i
chciałam razem z nimi pojechać na jakąś fajną wycieczkę. Niechętnie też zajęłam
teraz miejsce obok Nikoli, którego ręka natychmiast objęła mnie w pasie.
Posłałam mu pytające spojrzenie, ale skutecznie je zignorował udając, że łaskotanie
Kai jest znacznie ciekawszym zajęciem.
- Malwa. –
Ojciec odezwał się chłodnym tonem, kierując na mnie to władcze spojrzenie.
Straszy z niego despota. Nie powinien się dziwić, że w pewnym momencie zaczęłam
robić mu na przekór. Odruchowo się skuliłam. Tym razem to akurat nie uszło
uwadze Kovacevicia. Przyciągnął mnie do siebie. Dziwne, ale przy nim czułam się
bezpieczniej.
- Tak, tato?
- W drodze do
Rzeszowa dostałem wiadomość od twojego szefa. – No to klops! Nerwowo zagryzłam
dolną wargę czując, jak serce zaczyna mocno walić. – Skoro cię wywalili, to
chyba wiesz…
- Ale to nie
tak!
Mój protest
rzecz jasna nie spotkał się z uznaniem. Nawet na to nie liczyłam. W myślach
dziękowałam Nikoli, że jednak nie odpuścił. Przy nim nic mi nie groziło. A
przecież już kilka razy zdarzyło się ojcu stracić nad sobą kontrolę. Musiałam
się jakoś wytłumaczyć. Chociaż z drugiej strony, przecież nie mogłam
wszystkiego zwalić na Nikolę. On nie był niczemu winien. Chciał dobrze, ale nie
wyszło. A ponoć dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane…
- Nie mam nic
na swoje usprawiedliwienie. – Spuściłam wzrok na moje dłonie, które trzymałam
splecione na kolanach. – Ale przecież mogę znaleźć coś innego. To jeszcze nie
koniec świata.
- Ja widzę to
inaczej – odparł ojciec chłodnym tonem. Mama jęknęła cicho, tuląc do siebie
nadpobudliwą Kaję. – Daliśmy tobie ostatnią szansę i z niej nie skorzystałaś. –
Podniósł się z miejsca. – Nie masz już po co wracać do domu.
- Ale…
- Nie będę już
słuchać twoich wyjaśnień. Żegnam.
Nie zdążyłam
nawet uściskać siostry, która zaczęła przeraźliwie płakać. Mimo swojego wieku
chyba pojmowała już wystarczająco dużo. Mama posłała mi bezradne spojrzenie i
posłusznie wyszła za ojcem. Nie mogłam powstrzymać łez, które same cisnęły się
do moich oczu. Zerwałam się z miejsca. Przechadzanie po pokoju powinno mnie
uspokoić, chociaż trochę. Nic z tego. Po krótkiej chwili osunęłam się na
podłogę, szlochając głośno.
- Nie wiem o
co poszło, ale to chyba moja wina.
Nikola
uklęknął naprzeciwko mnie. Wierzchem dłoni ocierał słone krople.
- Nie twoja. –
Odsunęłam się nieznacznie. – Ale teraz już idź. Chcę być sama.
- Malwina, nie
możesz mnie teraz od siebie odsunąć.
- Wyjdź –
szepnęłam.
#Zoe
Byłam
prawdopodobnie tak samo zmieszana, jak osobnik, który stanął w moich drzwiach.
Stałam z lekko rozchylonymi ustami przez parę sekund, a później gestem ręki
zaprosiłam siatkarza do środka.
- Jochen! –
krzyknęłam, kątem oka zerkając na Nikolę, który od razu zaprotestował.
- Nie, nie...
– mruknął, przeczesując dłonią włosy. Schöps pojawił się w przedpokoju i
przywitał z przyjmującym. – Ja do ciebie przyszedłem, Zoe.
Niemiec, który
chyba był na mnie trochę obrażony, wzruszył ramionami, oznajmił sucho, że
wychodzi i nie będzie nam przeszkadzał. Drzwi zamknęły się za nim z dość
głośnym trzaskiem, a Nikola ściągnął brwi w konsternacji, wskazując palcem w
kierunku, gdzie zniknął jego kolega.
- Co mu? –
zapytał. Wydęłam wargi, prowadząc go do kuchni.
- Zły dzień ma
– wyjaśniłam niezbyt przekonywująco. Kovacević przez chwilę wiercił we mnie
dziury swoim spojrzeniem, a potem westchnął i parsknął śmiechem.
- Dałaś mu
szlaban na macanie?
- My się nie
macamy, dupku – burknęłam, a Nikola uniósł ręce w geście pokoju, mrucząc coś
pod nosem. – Co?
- Nic, nic.
Pewnie zastanawiasz się, po co tu przyszedłem – powiedział.
- A skąd!
Przecież umiem w myślach czytać.
- Serio?
- Nie. Więc?
Westchnął,
odchylił się na krześle, obracając w dłoniach kubek z kawą, który mu podałam.
Czekałam spokojnie, nie patrząc na niego, a on w końcu zaczął mówić. Miałam
tylko nadzieję, że to nie będzie nic mrożącego krew w żyłach.
- Musisz mi
pomóc – wypalił. Muszę? Aha. Czyli słowo „chcę” w tych czasach już jest lekko
nierealne. Pokiwałam głową, dając mu znak, by kontynuował. – Może chociaż ty
przekonasz Malwinę do tego, że ten facet, który wyjechał do Stanów, raczej nie
wróci, skoro zerwał kontakt...
- Nikola –
przerwałam mu. – Ja na ten temat nie wiem prawie nic. Nie jestem w Malwą w
jakichś zażyłych stosunkach, zaledwie parę razy się spotkałyśmy... Nie chcę się
wtrącać w jej życie – powiedziałam, skubiąc skórki przy paznokciach. Serb
spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. – Zależy ci na niej?
- Noo –
westchnął, podpierając głowę na łokciach. – Zoe, proszę. Ja nie będę już
zaczynał tematu, bo się na mnie wkurzy.
- Sugerujesz,
że mi to nie grozi?
Zmrużył oczy i
zamyślił się chwilę.
- No ale patrz
– zaczął po kilku sekundach. – Mogłybyście się umówić na jakiś babski
wieczorek, poplotkować, pozwierzać się...
Pod stołem
zacisnęłam palce na swoim nadgarstku. Wyjątkowo zostawiłam bransoletkę na półce
w łazience i teraz podłużne szramy mogły być widoczne dla osób
niewtajemniczonych. Zwierzać się? Nie, nie lubiłam tego robić. Nawet Jochen
musiał się bardzo (oj bardzo) postarać, by wyciągnąć ze mnie jakieś informacje.
Zazwyczaj.
- Zoe,
słuchasz mnie?
- Nie,
przepraszam – powiedziałam ze skruchą, po czym zagryzłam wargę, wahając się. –
Ale ci pomogę. A przynajmniej spróbuję.
#Malwina
Ten dzień
zdecydowanie nie należał do najlepszych. Przez kolejnych kilka godzin
próbowałam dodzwonić się do rodziców. Nie odbierali. Nie chcieli już słuchać
moich wyjaśnień. Dali mi przecież szansę. Nie skorzystałam w niej, chociaż
dobrze wiedziałam, że to skończy się w taki właśnie sposób. Do tego całą złość
wyładowałam na Nikoli. Niewiele, a użyłabym określenia niewinny. No ale
przecież gdyby nie on, to moje życie wyglądałoby w dalszym ciągu tak samo
nudno, jak jeszcze kilka tygodni temu.
Parę minut po
godzinie dwudziestej zdecydowałam się na wyjście do sklepu. Jak na złość w
mieszkaniu nie miałam już ani kropli alkoholu, który przecież tak dobrze leczył
zranioną duszę. Uprzednio wyłączając telefon, ruszyłam do pobliskiego
monopolowego. Ekspedientka nie wyglądała na szczególnie zachwyconą z faktu, iż
musi mi sprzedać dwie butelki czerwonego wina. Jestem pełnoletnia. W tamtej
chwili byłam również zupełnie trzeźwa. Okej, nie wyglądałam najlepiej, ale
dlatego właśnie potrzebowałam wina. Bez powodu nigdy nie decydowałam się
jeszcze na samotne picie.
- Malwina – do
moich uszu dotarł karcący głos z charakterystycznym akcentem. Niechętnie
podniosłam spojrzenie na Włoszkę, która stała w wejściu do mojej klatki.
Westchnęłam cicho. No to chyba z tego samotnego picia nic nie wyjdzie.
Na usta
przykleiłam szeroki uśmiech.
- Cześć, Zoe –
jakimś cudem mój głos się nie łamie. Znów mogę podziwiać swoją samokontrolę. –
Stało się coś?
- Jak byś
odbierała telefon, to pewnie byś wiedziała – odpowiedziała z nachmurzoną miną,
przestępując z nogi na nogę. No tak. Musiała na mnie czekać już jakiś czas na
tym mrozie. Nie chcąc wykazać się brakiem podstawowego wychowania, zaprosiłam
Zoe do środka.
Droga po
schodach na piętro upłynęła nam w milczeniu. Co chwila odzywały się butelki
wina, które obijały się o siebie. Zdrowy rozsądek powinien mi zakazać picia.
Żołądek również powinien się nieco buntować. Niestety podświadomość
potrzebowała się chociaż przez krótką chwilę odprężyć. Niby dlaczego miałoby
się to nie odbyć w towarzystwie Zoe? Dziewczyna była jedną z nielicznych osób,
które mnie tak dobrze rozumiały. Z nią mogłam na spokojnie porozmawiać o tym, co
dzieje się w moim życiu. A taką przynajmniej miałam nadzieję. Normalnie
zadzwoniłabym do Agnieszki. Niestety moja przyjaciółka ostatnimi czasy stała
się zdecydowanie zbyt monotematyczna. Ciągle powtarza, że musi znów zawitać na
Podpromiu, bym mogła jej przedstawić całą, rzeszowską drużynę. Ze względu na
naszą znajomość pewnie nie miałabym nic przeciwko, ale z Resoviaków znałam
jedynie Nikolę i Maćka Dobrowolskiego. Obu nie chciałam widzieć na oczy. Maciek
zawiódł moje zaufanie. Nikola natomiast chciałby ode mnie zdecydowanie więcej,
niż mogłabym mu dać.
Wchodząc do
mieszkania cieszyłam się, iż jednak przed wyjściem nieco je ogarnęłam. Kiedy mi
smutno, to lubię sobie posprzątać.
- Malwina, co
się dzieje?
Tego pytania
obawiałam się najbardziej. Mogłabym opowiedzieć o moich rodzicach, Nikoli oraz
prawdziwej miłości, która siedzi z oceanem i nie chce się do mnie odezwać, a do
tego strata pracy. Ale to były tylko powierzchowne sprawy, dopełniające jedynie
czarę goryczy. Miałam mętlik w głowie. Irracjonalne uczucia dochodziły do głosu
w najmniej odpowiednich momentach. Nic nie było takim, jak to sobie
zaplanowałam. Nie mogłam poskładać własnego życia w jedną, spójną całość.
- Może chcesz
się napić? – Zapytałam, spoglądając wymownie na dwie butelki wina, które tylko
czekały na to, by je otworzyć i opróżnić do zera. Odetchnęłam z ulgą widząc,
jak Włoszka kiwa ochoczo głową. Kiedy otwierałam wino wspomniała coś o babskim
wieczorze. A mi ten pomysł jak najbardziej przypadł do gustu.
bluśka: No czeeeeść. Wracam do świata żywych po długim okresie bez komputera. Przepraszam za wszystkie zaległości, będę się starała je nadrobić... No ale trochę to może potrwać. A tak na marginesie, to mam do was prośbę. Możecie zagłosować TUTAJ? Byłabym bardzo, bardzo wdzięczna, a jeszcze bardziej, gdybyście podali chociażby do tych najbliższych znajomych :)